Marcin Kuźbicki: Why so serious?

WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski / Na zdjęciu: Darcy Ward
WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski / Na zdjęciu: Darcy Ward

"Darcy Ward w Falubazie" - huknęło w piątkowy poranek jak z salwy armatniej. Żużlowy świat w szoku. Ale czy słusznie?

Dawno nie było w żużlu takiej ekscytacji zawodnikiem, który od prawie roku nie jeździ. Już sama perspektywa powrotu Australijczyka na tor elektryzowała kibiców od początku sezonu. Przez 5 lat startów zdołał on wnieść do krajobrazu speedwaya tyle świeżości, polotu i skrajnych emocji, że bez niego zrobiło się jakoś tak pusto. Odliczano zatem dni i stopniowo podgrzewano atmosferę. Sam zainteresowany natomiast postanowił nie bawić się w półśrodki i zamiast podgrzewać - od razu wysadził całość w powietrze. Najpierw wybuch w Anglii i zamiana pirackiego wdzianka na uniform rudzika, a teraz eksplozja w Polsce i związanie się z klubem, u którego przechlapał sobie już na samym starcie kariery. Na początku byłem w równie wielkim szoku co wszyscy, po zastanowieniu jednak stwierdzam, że żaden ruch nie pasowałby do Warda lepiej.
[ad=rectangle]
Mówimy przecież o zawodniku, który na torze i poza nim stanowi jeden wielki gejzer chaosu. Który mimo zaledwie 23 lat na karku przygodami pozatorowymi mógłby obdzielić kariery kilku weteranów. Dziesięciomiesięczne zawieszenie za stawienie się na zawodach pod wpływem alkoholu. Zatrzymanie przez policję za jazdę motocyklem po wypiciu kilku głębszych i wypaleniu "śmiesznego papierosa". Udział w bójce pod pubem, który wykluczył go z występu w finale Elite League. Aresztowanie pod zarzutem napaści seksualnej. No i jeszcze powracające właśnie na usta wszystkich wdeptanie szalika Falubazu w ziemię po finale ligi sześć lat temu. Spójrzmy na to wszystko, dodajmy do tego szalony freestyle prezentowany na torze i zadajmy sobie pytanie - czy po kimś takim naprawdę należało oczekiwać wyważonej i oczywistej decyzji w kwestii wyboru klubu?

Gdyby żużlowcy grali w hollywoodzkich filmach, Ward jak nikt inny nadawałby się do roli Jokera z serii o Batmanie. I to w wersji a'la Heath Ledger, który notabene również był Australijczykiem. Obaj tytułują się przedstawicielami anarchii (Ward wrzucił sobie nawet odpowiedni symbol na kevlar). Obaj sieją spustoszenie w swoich światach. Obaj wywracają do góry nogami przyjęte normy. Obaj upierają się, że ich działaniami nie kierują pieniądze. Wreszcie obaj, choć są czarnymi charakterami, wzbudzają u dużej grupy odbiorców więcej sympatii, niż bohaterowie pozytywni. Naprawdę, Darcy'emu brakuje już tylko niechlujnego makijażu na twarzy i pofarbowania włosów na zielono.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że rzeczywistość nie wyglądała tak filmowo i Ward przy wyborze klubu raczej nie kierował się kryterium pt. "który wybór będzie najbardziej zwariowany?". Jeśli faktycznie dobro kolegi leżało mu tak bardzo na sercu i kwestia Holdera przesądziła o zerwaniu rozmów z Toruniem - szacunek. Podejrzewam, że gdziekolwiek by nie poszedł - odnalazłby się równie dobrze, kluczowa była zatem kwestia, który kontrahent wykaże się największą determinacją w walce o względy naszego żużlowego Jokera. Padło na Falubaz i doprawdy włodarzom z Zielonej Góry trudno się dziwić - w obliczu plagi kontuzji i ciągłego oczekiwania na powrót Patryka Dudka zakontraktowanie Warda może okazać się nie tylko elementem pieczętującym spokojnie wejście do fazy play-off, ale też osłabiającym bardzo prawdopodobnego rywala w półfinale. Kierownictwu Falubazu gratuluję zatem popisowego rozegrania sprawy, choć, oczywiście, jest w tej całej imponującej operacji jeden mały zgrzyt.

Kibic. Kibic, który posiada powszechnie znaną skłonność do mitologizowania swojej ukochanej dyscypliny i wypiera ze świadomości fakt, że dla żużlowca jeżdżenie w kółko to praca jak każda inna - więc idzie się tam, gdzie są najlepsze warunki. Dla torunianina przejście do klubu z którym w ostatnich latach było zdecydowanie nie po drodze może podchodzić pod zdradę. Dla zielonogórzanina ściągnięcie zawodnika który kilka lat temu deptał barwy klubowe będzie zaprzedaniem ideałów. Oczywiście sam zainteresowany nie będzie czuł przesadnej empatii ani w stosunku do jednych ani do drugich, a jedyne co mu pozostaje, to zjednać sobie przychylność nowych kibiców kilkoma efektownymi występami. Ale czy będzie o to tak łatwo? Powtórki z Golloba w Toruniu i odwracania się całego sektora plecami do toru w trakcie jego występów raczej nie uświadczymy, ale początki mogą być szorstkie.

Tak czy inaczej - dzieje się. Wyczekiwałem powrotu tego ekscentrycznego, kontrowersyjnego, ale przede wszystkim niewyobrażalnie utalentowanego zawodnika z wypiekami na twarzy, ale okoliczności jego powrotu na tor przerosły moje oczekiwania. Tym bardziej, że pierwsze wyniki z Anglii wskazują, że wciąż mamy do czynienia z kartą, którą warto mieć w rękawie bardziej niż asa. Już jest bardzo ciekawie, a z pierwszym wyjazdem Warda na W69 zrobi się jeszcze lepiej. A skoro to tylko żużel, pozwolę sobie zacytować pewnego jegomościa w fioletowym garniturze i spytać: why so serious?

Marcin Kuźbicki

Źródło artykułu: