Walka z agresją na torach. Problemem brak wykładni dla sędziów

Kwestią ściśle związaną z bezpieczeństwem na żużlowych torach jest zbyt agresywna jazda niektórych zawodników. Rozwiązaniem mogą być bardziej zdecydowane reakcje sędziów.

Po fatalnym w skutkach wypadku Darcy'ego Warda środowisko żużlowe znowu mówi głośniej o kwestiach związanych z bezpieczeństwem na torach. Fakt, że do takich dyskusji dochodzi głównie w obliczu tragicznych wydarzeń, na pewno powinien dawać wiele do myślenia. Z drugiej strony chyba nikt nie ma wątpliwości, że publiczna debata na ten temat jest konieczna i powinna rozpocząć się jak najszybciej.
[ad=rectangle]
W ostatnich dniach poruszyliśmy kilka tematów związanych z bezpieczeństwem. Dotyczyły one przede wszystkim band na prostych. To jednak zaledwie jedna z wielu kwestii, o których mówią ludzie blisko związani z żużlem. To, czy uda nam się zmniejszyć liczbę poważnych kontuzji, zależy w dużej mierze od postawy samych żużlowców. A ich jazda w ostatnim czasie staje się zdecydowanie bardziej agresywna.

Wielu żużlowców coraz częściej przekracza granice zdrowego rozsądku. Pobudki zawodników są bardzo proste - chcą zdobywać jak najwięcej punktów, bo to przekłada się wprost na pieniądze, które zarabiają czy na podpisywane później przez nich kontrakty. Wszystkiemu nie sprzyja również na pewno rosnąca presja w klubach. - Czytam opinie niektórych dziennikarzy i przeraża mnie, kiedy ktoś pisze, że taki jest sport, że stał on się agresywny i brutalny, bo jest presja. To ma być usprawiedliwienie - następstwo coraz większych pieniędzy. Kiedy słyszę takie tezy, to zastanawiam się jednak, czy żużel ma mieć twarz Grega Hancocka czy Nickiego Pedersena. Nie mam wątpliwości, że można jeździć czysto, fair i wygrywać. Nie musimy tolerować agresywnej jazdy - mówi menedżer KS Toruń Jacek Gajewski.

Agresywna i brutalna postawa zawodników może zostać ograniczona tylko w jeden sposób - sędziowie muszą ją zdecydowanie karać. Tylko wtedy żużlowcy zrozumieją, że pewne zachowania nie popłacają, bo odczują to mocno pod względem finansowym. I choć pewnie problem całkowicie nie zniknie, to może zostać bardzo ograniczony. W tym miejscu pojawia się jednak poważny problem. Wielu arbitrów różnie ocenia te same sytuacje torowe. - Kiedy widzę oceny komentatorów, ekspertów to wiele osób patrzy na dane wydarzenie inaczej. Tymczasem sędziowie w sporcie żużlowym powinni trzymać jedną linię w ocenie sytuacji. W tym celu należałoby zorganizować wspólne szkolenie, podczas którego dokonywanoby ocen poszczególnych wydarzeń. W ten sposób mogłaby powstać wykładnia. Fakt, musielibyśmy mieć grupę sędziów myślących tak samo. Z drugiej jednak strony w piłce nożnej tak wcale nie jest. Są różne decyzje, ale tam widać, że arbitrzy trzymają się pewnej linii. Są przyjęte od góry zasady, a w żużlu tego na razie nie widać - wyjaśnia ekspert portalu SportoweFakty.pl Krzysztof Cegielski. - Żużel jest tak dynamicznym sportem, że trudno będzie stworzyć listę na zasadzie, co wolno, a czego nie. Każdy wypadek na torze jest inną sytuacją. Weryfikacja będzie bardzo trudna - dodaje z kolei Sławomir Kryjom.

Nieco inne zdanie niż były menedżer Unibaksu Toruń ma Jacek Gajewski. Podziela on wprawdzie pogląd Kryjoma, że niektóre sytuacje trudno będzie precyzyjnie określić. Jak jednak wyjaśnia, bez trudu można zdefiniować wydarzenia, za które sędziowie powinni z miejsca pokazywać żółte lub czerwone kartki. - W piłce nożnej są sytuacje, w przypadku których istnieje jasna wykładania - należy pokazać żółtą lub czerwoną kartkę. W żużlu należy chociaż podjąć próbę uregulowania tych kwestii. Problem polega na tym, że bardzo rzadko kartki w żużlu są wyciągane, gdy dochodzi do agresywnej i brutalnej jazdy. Częściej są one reakcją na taktyczne upadki - twierdzi Gajewski. - Żółte i czerwone kartki powstały moim zdaniem głównie ze względu na kwestie medialne. Chodzi o to, żeby można było zawodnika spektakularnie ukarać w trakcie transmisji telewizyjnej. Przecież sędziowie mieli wcześniej narzędzia, żeby walczyć z agresywną jazdą. Mogli wykluczyć zawodnika do końca zawodów lub z jego kolejnego biegu. Z tego się jednak bardzo rzadko korzystano. Kartki to dla mnie zdublowanie wcześniejszych przepisów - zauważa słusznie Kryjom.

Kartki zostały jednak wprowadzone, więc można pokusić się o analizę, w jakich sytuacjach sędziowie mogliby bez wahania po nie sięgać. - Żużel się mocno zmienił. Dotyczy to głównie techniki jazdy. Pewne rzeczy były kiedyś nie do pomyślenia. Logika jest prosta - zawodnicy wjeżdżają w łuk, więc powinni wyłamywać motocykl, a obecnie czasami wjeżdżają prostą maszyną. To jest niebezpieczne i z tym należy walczyć. Zgadzam się, że takie sytuacje należy eliminować od razu, zanim się ktoś przewróci. Taki zawodnik powinien zostać z miejsca wykluczony, nawet jeśli nikt nie upadnie - podaje przykład Gajewski. - Mogę jednak wymieniać dalej - ataki nogą, gwałtowna zmiana toru jazdy, wciskanie rywala w bandę, kiedy ktoś jest już w połowie motocykla rywala, a tamten gwałtowanie zjeżdża w jego kierunku, żeby uniemożliwić mu wyprzedzenie. To są ewidentne faule. Drażni mnie też postawa zawodników, którzy są wolniejsi i bronią się w ten sposób, że przejeżdżają po pierwszym polu startowym. Skręcają na prostej w lewo i spychają rywala na murawę - kontynuuje Gajewski.

Kolejny problem to brak konsekwencji w działaniu arbitrów. Widać to na wielu przykładach. Jeden z nich dotyczy powtórki startów. Część sędziów przerywa biegi, bo twierdzi, że zawodnik im "uciekł". Inni podobne sytuacje oceniają inaczej. Następna kwestia to błędna analiza kontrowersyjnych sytuacji torowych, której stara się w trakcie powtórek telewizyjnych dokonywać wiele osób. Dla części obserwatorów podstawą do wykluczenia żużlowca jest to, czy doszło do kontaktu pomiędzy żużlowcami. To jednak poważny błąd. Taki sam jak stwierdzenie, że zawodnik jadący z przodu ma prawo "dyktować warunki jazdy". - Bardzo drażni mnie w żużlu słowo "kontakt". Niektórzy oglądają powtórki i na siłę szukają, czy ktoś kogoś dotknął. A nie o to chodzi. Analiza w oparciu o to kryterium doprowadziła już do wielu negatywnych sytuacji. Przykład? Rzadko się zdarza, że sędzia wyklucza zawodnika po faulu, jeśli jego rywal się nie przewrócił. Wyścig jedzie, mimo że czyjaś wina była ewidentna. Moim zdaniem takie biegi należy od razu przerywać i podejmować zdecydowane decyzje - przekonuje Jacek Gajewski.

- Zgadzam się i zauważyłbym również, że to działa w drugą stronę. Wielu zawodników opanowało zdolność celowego przewracania się do perfekcji. Do tego doprowadziły decyzje sędziowskie. Niektórzy wiedzą, że nawet przy brutalnym ataku muszą się położyć, bo arbiter nie powtórzy biegu. Inni działają odwrotnie, wykorzystują najmniejszy kontakt, żeby się przewrócić. To zwłaszcza widać na pierwszym łuku, kiedy komuś nie wyjdzie start - wtóruje mu Krzysztof Cegielski.

Brak konsekwencji sędziów czy ich zdecydowanych reakcji w obliczu brutalnej jazdy wynika z jednego prostego powodu - w żużlu brakuje jasnych zasad, jak powinien postąpić arbiter w przypadku zaistnienia konkretnej sytuacji torowej.

Najczęściej decyzja jest uzależniona od tego, co w danym przypadku myśli sam sędzia i jak on interpretuje fakty. Mogłaby to zmienić konkretna wykładania. I choć nie jesteśmy w stanie zdefiniować wszystkiego, co może wydarzyć się w trakcie wyścigu, to wiele negatywnych zachowań można w ten sposób ograniczyć lub całkowicie wyeliminować. - Tego nam brakuje. Potrzebna jasnej wykładni reguł gry. Sędziowie muszą się w końcu wspólnie "dogadać" - dodaje Krzysztof Cegielski.

Źródło artykułu: