Ostrowski cyrk trwał dwa dni. Najpierw było badanie alkomatem. Później domysły/przecieki na temat wyniku jaki "osiągnął" trener Marek Cieślak. Chodziło oczywiście o ten w promilach, a nie na torze. Następnie było oświadczenie klubu, w którym zarząd całkowicie odcinał się od całej sprawy sugerując, że nie ma nic wspólnego ze zleceniem badania alkomatem trenera swojej drużyny. Światełkiem w tunelu wydawało się być wspólne oświadczenie klubu i trenera ("godzenie" odbyło się pod nieobecność prezesa Wodniczaka), w którym obie strony zarzekały się, że podobne sytuacje się nie powtórzą. Nie chcieliśmy kopać leżącego, bo podnieść się po takim żenującym przedstawieniu naprawdę byłoby trudno. I kiedy wydawało się, że wydarzenia w Ostrowie przyćmi kapitalny mecz w Lesznie, jak grom z jasnego nieba spadł ten film, który obrazuje wszystko, co wydarzyło się w ostrowskim parkingu.
Uderzył mnie w tym filmie lizak. Najpierw prezes Mirosław Wodniczak kazał trenerowi Cieślakowi wylizać sobie buty. O wiele ważniejszy jest ten symboliczny - ten, którego w ręku trzymał trener kadry narodowej i Ostrovii. To właśnie ten lizak dopełnia obrazu dziecinady, która miała miejsce w Ostrowie. Obie strony powinny spakować swoje zabawki i udać się do domu. Tylko pieszo, bo mając we krwi promile można narazić się na dodatkowe konsekwencje. Ostatni niech zgasi światło.
W ostrowskim parkingu byliśmy świadkami braku szacunku. Do prezesa, trenera, ale także do siebie. Trener Cieślak po słowach, które publicznie usłyszał od prezesa Wodniczaka, nie powinien mu już nigdy podać ręki. Tymczasem 24 godziny po tej sytuacji dochodzi do pojednania z klubem.
Takie scenki już wkrótce mogą stać się codziennością w PGE Ekstralidze. Jeżeli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, Ostrovia w sezonie 2016 zagości w najlepszej żużlowej lidze świata. Z manierami włodarzy klubu pasuje tam jak słoń w składzie porcelany. Nadal uważacie, że Ekstraliga nie powinna zostać zamknięta?