Po bandzie (31): Licencyjna patologia. To całe zło polskiego żużla (felieton)

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski

- Uważam, że całe zło polskiego żużla bierze się z procesu licencyjnego, który od dawna nie jest przejrzysty - pisze w swoim felietonie "Po bandzie" Witold Skrzydlewski.

Licencyjna patologia. To całe zło polskiego żużla

Znamy wyniki procesu licencyjnego. Do 7 grudnia wszyscy mieli czas, żeby złożyć dokumenty. Jak nieoficjalnie wiem było jednak przyzwolenie na dowożenie papierów po upływie tego terminu. Dla mnie to jest skandal. Granica powinna być jasna, a reguły gry proste. Tak jest przecież w innych dyscyplinach. Władze polskiego żużla takimi ruchami obniżają swój poziom. Terminy powinny być święte. Każdy ma złożyć papiery do konkretnego dnia, później decyzje i czas na odwołanie. Dziś powinniśmy oceniać po raz drugi wszystkie ekipy, a my czekamy... I jaki jest efekt? 17 grudnia, a nikt nie wie, ile będzie zespołów, a co za tym idzie lig.

Uważam, że w regulaminie nie powinno być nic o możliwości dowożenia dokumentów po upływie konkretnego terminu. W żużlu mówimy o wielu negatywnych zjawiskach. Najczęściej wspominamy o słabej kondycji finansowej klubów. Moim zdaniem całe zło bierze się jednak z procesu licencyjnego. To jest największa patologia naszej dyscypliny. Nie ma w tym wszystkim żadnej przejrzystości.

To wszystko powoduje, że tacy ludzie jak ja, pani Marta Półtorak czy Roman Karkosik wycofują się z żużla. Oni to zrobili, a ja jestem jedną nogą po drugiej stronie. Nie lubię żyć w bałaganie. Wydaję swoje pieniądze i chce jasnych zasad. Proszę zobaczyć, jak to działa w drugą stronę. Jeśli na moim stadionie nawali bezpiecznik, to ja dostaję karę. I nikt nie patrzy, że to trwało dosłownie pół minuty. Owszem, czasami ta kara jest w zawiasach, ale co z tego...

W żużlu musi nastąpić zmiana, ale jestem przekonany, że jej nie będzie. Dlaczego? Ludzi niewygodnych, którzy mają swoje zdanie, od dyscypliny się odsuwa. W tym towarzystwie są tylko tacy, którzy kiedy trzeba powiedzą, że pada deszcz, a gdy wymaga tego sytuacja potrafią zmienić zdanie i stwierdzić, że jednak świeci słońce. To jednak bierze się z tego, że każdy klub ma coś za uszami.

Jeżdżę czasami na spotkania prezesów klubów. Powiem szczerze, że mi nie zależy na tym, czy za prezentowanie własnego zdania będę dostawać później kary. Mogą mnie zawiesić, zlikwidować mój klub. Niech robią, co chcą. Jeszcze mi tym nawet przyjemność sprawią.

Na spotkaniach prezesów scenariusz jest zawsze podobny. Najwięcej narzeka jeden taki z środkowej Polski. Wieczorem jest kolacja, ale on już na niej nie zostaje, bo szanuje swoje zdrowie. Później przychodzi ranek i dopiero wtedy pewne rzeczy się ustala. Decydują układy i układziki. Za chwilę zawody żużlowe przestaną mieć sens i prezesi będą mogli ustalić, kto jest w danym sezonie pierwszy, a kto zajmuje kolejne miejsca. Teraz często słyszę, że niektóre kluby chcą od razu jechać w pierwszej lidze, bo inne mają problemy. O czym my w ogóle rozmawiamy? To jest jeden wielki kant.

Witold Skrzydlewski  

Zobacz więcej felietonów Witolda Skrzydlewskiego ->

Źródło artykułu: