WP SportoweFakty: Jak przebiega proces budowy drużyny?
Wojciech Zych: Nie jest łatwo. Prowadzimy wiele rozmów, ale na razie nie podpisujemy kontraktów. Mamy ograniczone środki, więc nie możemy przepłacać, a niestety gdybyśmy chcieli przystać na to czego oczekuje większość żużlowców, to musielibyśmy w 2017 roku szykować się co najwyżej na licencję nadzorowaną.
Połączenie lig nie wpłynęło na obniżenie oczekiwań żużlowców?
- W żadnym stopniu. Rozumiem, że każdy chce zarabiać jak najlepiej i próbuje wynegocjować możliwe najwyższy kontrakt, ale zawodnicy powinni uświadomić sobie kilka rzeczy. To że ligi zostały połączone nie oznacza, że nagle każdego stać na płacenie powiedzmy 50 tys. zł za podpis i 1,5 tys. zł za punkt. Budżety tych mniejszych klubów nie zostały nagle kilkukrotnie pomnożone. Kluby mają teraz do odjechania więcej meczów, trzeba te stawki odpowiednio rozłożyć, żeby w trakcie sezonu nie złapać zadyszki.
Jakiego składu mogą się zatem spodziewać krośnieńscy kibice?
- Zważywszy na nasze skromne możliwości chcielibyśmy, żeby to był skład oparty o zawodników z potencjałem, dotąd nie do końca wykorzystanym. W przeszłości nieraz udawało nam się trafić na żużlowców, którzy u nas "odpalili" i jeździli dobrze. Teraz zamierzamy nieco przebudować drużynę względem zeszłego roku, kilku zawodników kibice w plastronie KSM nie zobaczą. Obyśmy trafili dobrze.
KSM kolejny raz otrzymał licencję w pierwszym terminie. Przekłada się to na zainteresowanie ze strony zawodników?
- Owszem. Muszę przyznać, że po połączeniu lig zgłaszają się do nas naprawdę uznani zawodnicy. Często słyszę: "Wiem, że jesteście uczciwi i płacicie terminowo. Jestem bardzo zainteresowany startami w waszej drużynie". Sęk w tym, że zainteresowanie kończy się gdy dochodzi do rozmów o pieniądzach. Nasz budżet musiałby być nawet nie podwojony, ale potrojony, żeby być w stanie podpisywać takie kontrakty.
O jakim budżecie w takim razie możemy mówić w kontekście KSM Krosno?
- Ciągle nad tym pracujemy, więc nie mogę jednoznacznie odpowiedzieć. Marzeniem byłby budżet na poziomie miliona złotych, ale to wariant mocno optymistyczny. Ostatnio udawało się go zbudować na poziomie ok. 700 tys. złotych. Na tę chwilę wiele wskazuje na to, że w I lidze będzie podobny, być może niewiele wyższy.
I liga i więcej meczów - nie ma to przełożenia na rozmowy ze sponsorami?
- Jest to atut w rozmowach, ale problemem jest przede wszystkim sytuacja gospodarcza. Są firmy, które rezygnują ze współpracy ze względu na to, że po prostu ich już na to nie stać. Inne deklarują, że chciałyby dać więcej, ale nie mogą. My to oczywiście rozumiemy. Dla nas każdy partner jest tak samo ważny, a w grupie sponsorów są firmy wspierające nas kwotami od kilkuset do kilkunastu tysięcy złotych. Robimy co możemy, żeby to grono było jak najliczniejsze. Do tego zawsze ogromnym wsparcie są dla nas wpływy od kibiców oraz dotacja z miasta.
Zakładacie, że te dwa filary w 2016 roku mocniej zasilą klubowe konto?
- Nie. W przypadku miasta wiemy, że na kluby sportowe tak jak w poprzednim roku zostanie przeznaczona łączona kwota pół miliona złotych. W 2015 roku KSM z tej puli otrzymało 100 tys. złotych i prawdopodobnie tak też będzie tym razem. Doceniamy tę pomoc. Wiemy, że miasto wspiera nas tak mocno, jak tylko może. Rok temu otrzymaliśmy nowy park maszyn i dmuchane bandy - dla nas to dużo, choć z drugiej strony zdajemy sobie sprawę, że przy niektórych klubach stoimy na straconej pozycji.
Odnośnie wpływów z biletów - jestem realistą. Wiem, że czekać nas będzie więcej spotkań, ale zdaję też sobie sprawę, że nie będziemy ligowym potentatem walczącym o Ekstraligę. Kibiców na stadiony nie ściąga klasa rozgrywkowa, tylko zwycięstwa drużyny. Czeka nas trudny rok i frekwencja może na tym ucierpieć. Gdyby utrzymała się na poziomie z 2015 roku, bylibyśmy zadowoleni.
Wobec tego o co KSM Krosno będzie walczyć w 2016 roku?
- Prezes Janusz Steliga powiedział już, że marzy o pierwszej ósemce i na pewno o to będziemy jechać. Chcemy sobie zapewnić miejsce w I lidze w 2017 roku. Nawet ze składem bez gwiazd, na które po prostu nas nie stać, uważam, że jest to możliwe.
Myśli pan, że w 2017 roku w Polsce znowu będą trzy ligi?
- Nie wiem, nie jestem wróżką. Życzyłbym sobie, żeby po 2016 roku nikt nie wypadł, a ponadto, żeby wróciły kluby, które w tym roku nie jadą. Podobnie jednak wiele osób życzyło sobie rok temu, kiedy odpadła Częstochowa i Opole. Jak się skończyło, wszyscy wiemy. Wiem też jakie kontrakty oferują w niektórych klubach i obawiam się trochę tego co będzie po sezonie, bo mam wrażenie, że nie wszyscy prezesi biorą pod uwagę liczbę czekających ich meczów oraz zróżnicowany poziom rozgrywek. Obym się jednak mylił.
Krośnieńską tradycją są już spotkania sprawozdawcze z kibicami. Kiedy można się go spodziewać?
- Konkretnej daty jeszcze nie ma, ale na 100 procent się odbędzie. Myślę, że najlepszym terminem będzie luty, kiedy będziemy mieli zbudowany skład, więc będzie można porozmawiać o zeszłym sezonie i trochę konkretniej o najbliższym.
A co z cenami biletów i karnetów?
- Nie podjęliśmy jeszcze żadnej decyzji, ale niedługo powinno się coś wyjaśnić w tej sprawie. Apeluję o cierpliwość.
We wtorek opublikowany zostanie terminarz I ligi - ma pan wymarzonego rywala w 1. kolejce?
- Nie. Z każdym trzeba podjąć walkę i nie można wybrzydzać. Z finansowego punktu widzenia na pewno nie chciałbym, żeby już na dzień dobry przyjechała do nas Stal Rzeszów, bo mecze derbowe zawsze cieszą się dużym zainteresowaniem tak jak i inauguracja.
Rozmawiał Wojciech Ogonowski