Andrzej Szymański: Nigdy się nie poddam

29 marca 2001 roku na torze w Rybniku wychowanek Unii Leszno - Andrzej Szymański zaliczył fatalny w skutkach upadek. U zawodnika stwierdzono złamanie kręgosłupa.

Damian Gapiński
Damian Gapiński

Do nieszczęśliwego w skutkach zdarzenia doszło podczas meczu sparingowego RKM-u Rybnik, do którego przeszedł przed sezonem 2001. Upadek nie wyglądał groźnie. Zawodnik na prostej uderzył plecami w bandę. Motocykl nie ucierpiał w najmniejszym stopniu. Gorzej było z samym zawodnikiem, u którego stwierdzono złamanie kręgosłupa. Jak walczy o powrót do zdrowia?

WP SportoweFakty.pl: Jak pan odnalazł się w nowej rzeczywistości po wypadku na torze w Rybniku?

Andrzej Szymański: W zasadzie skupiam się głównie na wykonywaniu ćwiczeń, które pozwalają mi na utrzymaniu dobrej formy fizycznej. Czas wolny spędzam głównie w domu z rodziną. W tej chwili nie mam żadnych dodatkowych zajęć.

Jak przebiega rehabilitacja?

- Nie jestem pod opieką specjalistów. Widuję się z lekarzem rodzinnym. Głównie ze względu na finanse sam ćwiczę, bo profesjonalni fizjoterapeuci kosztują. Myślę jednak, że ćwiczenia, które wykonuję na tym etapie wystarczające. Dopóki będę miał możliwość wykonywania tych ćwiczeń w domu, tak długo będę walczył o jak najlepszą dyspozycję. Nigdy się nie poddam.

Na czyją pomoc może pan liczyć?

- Przede wszystkim wspiera mnie rodzina. Początkowo bardzo mocno pomagały mi też kluby, w których miałem okazję startować. Obecnie są na pewno zajęte przygotowaniami do sezonu. W każdym razie wszystkim za okazaną pomoc bardzo serdecznie dziękuję. Zawsze kiedy jej potrzebowałem, mogłem na nią liczyć.

Wraca pan często myślami do dnia, w którym odniósł pan kontuzję?

- Bardzo często. Wspominam jednak nie tylko sam upadek, ale przede wszystkim inne starty, których bardzo dużo mam nagranych na płytach. Dobrze jest wrócić wspomnieniami do okresu, kiedy mogłem rywalizować z innymi zawodnikami.

Jak pan ocenia obecnie poziom bezpieczeństwa zawodników?

- Żużel jest dyscypliną bardzo niebezpieczną. Myślę, że nigdy nie dojdziemy do momentu w którym będziemy mogli powiedzieć, że zawodnicy są bezpieczni. Jedyne co możemy zrobić, to rozmawiać na temat bezpieczeństwa i proponować rozwiązania korzystne dla zawodników, co aktualnie ma miejsce. Pojawiły się chociażby propozycje nowych band. To na pewno podniesie poziom bezpieczeństwa żużlowców, choć tak jak wspomniałem wszystkiego nie da się wyeliminować.

A widzi pan jakiś obszar, w którym to niebezpieczeństwo jest szczególnie duże, a którym do tej pory nie zajęto się we właściwy sposób?

- W żużlu pojawiły się ogromne pieniądze. Nie mogą one jednak przysłonić zawodnikom walki fair play. Jest to trudne wobec wszechobecnej presji prezesów, sponsorów i kibiców na jak najlepszy wynik. Myślę, że dużo jest do zrobienia w sferze mentalnej. Zwłaszcza wśród najmłodszych zawodników należy od małego uczyć szacunku do rywala z toru. Wyniki i pieniądze są ważne, ale nie mogą nam przysłonić tego, co najważniejsze.

Często był pan gościem na stadionie w Lesznie?

- Z różnych powodów w minionym sezonie nie miałem okazji do oglądania na żywo Unii w akcji. Ale w tym roku zamierzam nadrobić zaległości i będę kibicował Bykom.

Spodziewał się pan tak silnego składu Unii?

- Domyślałem się, że może być armata, ale nie wiedziałem, że będzie aż tak mocna. Nie tylko na papierze, ale myślę, że również w praktyce Unia będzie głównym kandydatem do złotego medalu. Jeżeli zawodnicy utrzymają formę z minionego sezonu, to myślę, że można mówić o składzie na mistrza. Bardzo ważna będzie również atmosfera w drużynie, ale jestem przekonany, że Adam Skórnicki o nią zadba i nie dopuści do nieporozumień pomiędzy zawodnikami. Konkurencja jest silna. Kilka klubów zmontowało bardzo silne składy, ale wierzę, że najmocniejsza po sezonie będzie Unia.

Rozmawiał: Damian Gapiński

Teraz pomóc zawodnikowi Unii Leszno mogą także kibice, przekazując 1 procent swojego podatku!


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×