Okres transferowy w Grudziądzu dobiegł końca. Działacze są przekonani, że mają silniejszą drużynę niż przed rokiem i tym razem uda im się uniknąć spadku z PGE Ekstraligi. - Jeśli chodzi o nazwiska, to cele w okresie transferowym zostały zrealizowane. Zobaczymy, czy wypełnione zostaną plany sportowe - mówi w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Arkadiusz Tuszkowski.
Największą wadą składu grudziądzkiej ekipy mogą być pozycje juniorskie. Tak było już zresztą w sezonie 2015. Grudziądzanie mieli tego świadomość i szukali na rynku wzmocnień. Rozważali różne scenariusze, ale znaczących ruchów kadrowych jednak nie było. - Przyczyna jest bardzo prosta. Na rynku nie ma dobrych lub bardzo dobrych juniorów za proponowane przez nas pieniądze. Mamy Trzensioka, Nowaka, Fajfera i naszych trzech wychowanków. Liczymy, że ktoś w końcu odpali. To jednak na razie tylko pobożne życzenia ludzi w klubie. Sezon pokaże, co z tego wyjdzie. Wszyscy powinni mieć świadomość, że takie nazwiska jak Zmarzlik czy nawet Pieszczek są bardzo drogie. GKM-u na takich juniorów nie stać - wyjaśnia Tuszkowski.
Grudziądzanie nie wydali wszystkich pieniędzy, które mieli przygotowane na wzmocnienie formacji juniorskiej. Woleli zainwestować je w szkolenie własnych wychowanków. - Jeśli mielibyśmy przeznaczyć nie wiadomo jakie środki na nowego juniora, to w naszej ocenie lepszym rozwiązaniem jest stawianie na własnych chłopaków. Czekamy aż nasza młodzież zaskoczy. W GKM-ie jest sześciu juniorów, którzy mają potencjał. Jeśli któryś z nich zacznie punktować, to wtedy nasze działanie może być opłacalne - przekonuje prezes grudziądzan.
W ostatnich dniach GKM rozważał między innymi zakontraktowanie Alexa Zgardzińskiego, ale na tego zawodnika musiałby wydać sporą sumę - około 80 tysięcy złotych odstępnego i 100 tysięcy złotych na przygotowanie żużlowca do sezonu. W ocenie działaczy taki wydatek mijał się z celem.