- Spotkanie do łatwych nie należało, ale daliśmy z siebie wszystko i czujemy satysfakcję. Było mnóstwo walki na torze, a nawet wręcz. Może indywidualnym wynikiem szału nie zrobiłem, ale mam wrażenie, że to co udało się wydusić z motocykli w trakcie meczu, to było maksimum. Będziemy pracować nad tym, aby było lepiej, bo na pewno brakowało mi prędkości i raczej broniłem pozycji na dystansie - powiedział "Świder" po pokonaniu mistrza Polski
W ciągu meczu doszło do kilku kontrowersyjnych wydarzeń. Na torze i w parku maszyn wiele razy wrzało, a zawodnicy nie mogli powściągnąć negatywnych emocji. Najszerzej opisywano pojedynek Janusza Kołodzieja i Nickiego Pedersena. Ale i Świderski kilka razy uwikłał się w bezpardonową walkę z konkurentami. Za pierwszym razem na tapecie było wykluczenie Piotra Pawlickiego, który atakował znajdującą się w jego posiadaniu trzecią lokatę, a za drugim ostro "woził" się z Peterem Kildemandem. - Nie widziałem praktycznie żadnego wyścigu. Nie mogę się więc odnieść do innych zdarzeń torowych niż moje. Jeśli chodzi o walkę z Duńczykiem, w moim odczuciu była to normalna rywalizacja w kontakcie, bark w bark. Bieg w naszym wykonaniu był twardy i męski, ale nie było mowy o żadnych odwetach za inne starcia - tłumaczył.
Świderski występował wcześniej z jaskółką na kewlarze w 2009 roku, ale od tej pory minęła niemal żużlowa wieczność. 34-latek musi uczyć się pokonywać łuki owalu w Mościcach praktycznie od nowa. Dodatkowo w niedzielę poziom trudności jeszcze się podniósł, kiedy okazało się, że w sobotę mecz nie dojdzie do skutku i z powodu złych warunków atmosferycznych trzeba go przesunąć o dzień później. Mimo to gospodarze starali się robić co w ich mocy, aby choć w minimalnym stopniu posiadać atut domowego toru. - Wiele czynników wpływa na przygotowanie nawierzchni jaka pasuje gospodarzom. W sobotę widzieliśmy wszyscy jaki to był opad. Nie jakiś deszczyk, a konkretna burza. Dlatego nie ma co ukrywać. Tor był trochę inny niż podczas treningów. W trakcie zawodów ciągle szukaliśmy optymalnych przełożeń - wyjaśnił.
W najbliższą niedzielę tarnowianie rozegrają drugie spotkanie z rzędu przed własną publicznością. Naprzeciw podopiecznych Pawła Barana stanie niepokonana gorzowska Stal, ostatni klub Świderskiego. Co ciekawe urodzony w Gostyniu jeździec nie odczuwa w związku z tym specjalnego dreszczyku emocji - Pokazywać się trzeba w każdym meczu i z każdym rywalem. Tak jakby to miała być batalia o wszystko. I z Gorzowem nie będzie inaczej. Nim jednak pojedziemy ze Stalą czeka mnie jeszcze trochę meczów na Wyspach Brytyjskich, poza tym ćwierćfinał IMP. Tydzień będzie pracowity, ale postaram się przybyć do Małopolski w sobotę i trochę potrenować - zakończył.
Piotr Świderski odkrył swój główny problem
Do zwycięstwa (48:42) nad Fogo Unią Leszno Jaskółki poprowadził tercet liderów: Kołodziej, Madsen, Bjerre. Ważne cegiełki w postaci kilku punktów dołożył powracający do Tarnowa po siedmiu latach przerwy Piotr Świderski.
Źródło artykułu:
i niech uśmiech wciąż ozdabia jego oblicze!