Jacek Gajewski: Niczego nie żałuję. Drugi raz podjąłbym takie same decyzje taktyczne

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka

Get Well Toruń rozczarował w Lesznie. Drużyna Jacka Gajewskiego nie wykorzystała problemów gospodarzy i przegrała 40:50. - Poza Hancockiem cała drużyna jechała bardzo nierówno - stwierdził menedżer torunian.

- Nie da się ukryć, że wynik jest słaby. Do Leszna jechaliśmy z większymi nadziejami. Niekoniecznie byliśmy zdecydowanym faworytem, jak to oceniało przed spotkaniem wiele osób. W końcowym rozrachunku porażka jest jednak wysoka i nie wynika ona z tego, że mieliśmy pecha. Pojechaliśmy po prostu słabo - podsumował spotkanie w Lesznie w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Jacek Gajewski.

Menedżer torunian bardzo długo czekał w piątkowym meczu z rezerwami taktycznymi. Na odważne decyzje zdecydował się tak naprawdę dopiero w 11 wyścigu spotkania, kiedy dokonał podwójnej zmiany taktycznej. Za Gomólskiego i Miedzińskiego pojechali wtedy Vaculik i Hancock. Ten ruch wzbudził trochę kontrowersji. Niektórzy twierdzą, że Gajewski mógł robić zmiany wcześniej. Poza tym, młodszy z braci Gomólskich został odstawiony po swoim najlepszym wyścigu w całych zawodach. - Owszem, Kacper był po najlepszym biegu. Trzeba jednak spojrzeć, w jakim momencie spotkania wtedy byliśmy. Należało wówczas rzucić do rywalizacji wszystko, co najlepsze. A jeśli chodzi o wcześniejsze ruchy, to można było je wykonać tak naprawdę jedynie w dziewiątym biegu, dokonując zmiany za Adriana Miedzińskiego. Nie żałuję jednak swojej decyzji. Kto miał nam ratować wynik poza Hancockiem? Cała drużyna jechała nierówno. Vaculik miał dobry początek, ale w drugiej części spotkania jechał dużo słabiej. Liczyłem, że w 11. i 12. biegu możemy trochę nadrobić, a przed biegami nominowanymi doprowadzić nawet do remisu. My zamiast tego straciliśmy. Wyścig 12. był zresztą kluczowy. Powiem szczerze, że gdybym miał decydować drugi raz, to moje wybory byłyby takie same. O błędzie można byłoby mówić, gdybym nie wykorzystał Hancocka. Cała reszta jechała nierówno - wyjaśnił Gajewski.

Jedynym jasnym punktem w toruńskiej ekipie był w zasadzie tylko Greg Hancock. Amerykanin zdobył w całym spotkaniu 15 punktów i pokazał, że o kryzysie formy w jego przypadku nie ma mowy. - Byli tacy, którzy po pierwszym meczu na naszym torze mówili, że mamy pecha, bo Hancock się u nas zestarzeje. To było dla mnie śmieszne, a cały tydzień nie można było o niczym innym przeczytać. Dziś okazało się, że poradził sobie bardzo dobrze na trudnym terenie. Był najlepszym zawodnikiem tego spotkania. Potrafił wygrywać z Pedersenem. To pokazuje, że nie ma u niego żadnego problemu i nie myśli o zakończeniu kariery. Komentarze na jego temat były bezsensowne - stwierdził Gajewski.

Torunianie w piątkowym meczu stracili juniora. Urazu nabawił się Igor Kopeć-Sobczyński, który robił wszystko, żeby po upadku Petera Kildemanda w wyścigu 10 nie wjechać w Duńczyka. Już w trakcie spotkania rozpoczęła się dyskusja, czy zawodnik Fogo Unii powinien był zostać dopuszczony do rywalizacji. - To powinien oceniać lekarz, który wyraził na to zgodę lub sztab szkoleniowy gospodarzy. Wrócił jednak temat, na który zwracałem uwagę wcześniej. Kiedyś proponowałem, żeby na meczach pojawiały się niezależne komisje lekarskie, które będą podejmować decyzje zamiast klubów. Każdy widział, co się działo z biegu na bieg - dodał na zakończenie Gajewski.

Źródło artykułu: