WP SportoweFakty: Cztery mecze i cztery porażki, w tym trzy wysokie. Początki w Nice PLŻ są dla was dość ciężkie.
Wojciech Zych: Nie da się ukryć, że nie jest łatwo. Wiedzieliśmy na co się piszemy i że czeka nas ciężka przeprawa. Porażki bolą, ale kluczowe mecze dopiero przed nami, więc nie załamujemy się. Trzeba zakasać rękawy i wziąć się do pracy, nic nie jest jeszcze stracone.
Przez brak wyników fala krytyki spadła ostatnio na trenera Ireneusza Kwiecińskiego, a ten w efekcie zapowiedział rezygnację po meczu z Orłem. Jak pan się do tego odnosi?
- Przede wszystkim muszę powiedzieć, że jako klub stoimy murem za trenerem Kwiecińskim i nie godzimy się na obrażanie jego osoby, a tego ostatnio nie brakowało. Irek robi co w jego mocy, aby mając na uwadze możliwości klubu, osiągać możliwe jak najlepsze wyniki. Te możliwości są jednak bardzo skromne, jeśli porównamy się z kilkoma drużynami, z którymi przychodzi nam w tym roku rywalizować. I nie jest to na pewno wina Ireneusza Kwiecińskiego, dlatego zmiana trenera nic tutaj nie da.
Zamierzacie go przekonywać do zmiany decyzji?
- Cały czas to robimy, choć nie wiem jaki będzie efekt. Irkowi mocno zależy na wynikach, a jak nie idzie, to ta praca nie sprawia satysfakcji. Jak jednak wspomniałem, kluczowe mecze przed nami. Chcielibyśmy, żeby Irek został, bo jest nam potrzebny aby walczyć o założone cele. On jest nie tylko trenerem, ale po prostu ważnym ogniwem tego klubu. Ciężko mi sobie wyobrazić funkcjonowanie bez niego.
ZOBACZ VIDEO: Nice PLŻ: Włókniarz wygrywa z KSM Krosno
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.
Ze strony kibiców pojawia się wiele zarzutów, m.in. że krośnieński tor nie jest już atutem drużyny.
- Wiele już razy usłyszałem pytanie dlaczego tak jest i dlaczego nie da się go przygotować "do walki". Odpowiedź jest prosta - nawierzchnia jest mocno wybrakowana. Jest inna niż 10 czy 20 lat temu, a przez problemy z dosypaniem odpowiedniej jakości żużla, niewiele możemy zrobić. Tego toru nie da się przygotować dokładnie tak jakbyśmy tego chcieli, to nie jest tak jak ze sjenitem czy granitem. W dużej mierze jesteśmy uzależnieni od pogody. Pora roku, temperatura, wilgotność powietrza - te czynniki często same dokonują zmian, na które nie mamy wpływu. Toromistrzem jest ta sama osoba, co jeszcze w latach 90. gdy istniał KKŻ Krosno, więc to też nie jest tak, że odpowiada za to ktoś, kto się na tym nie zna. W naszym przypadku istotne jest to, o czym mówimy od kilku lat, czyli wymiana nawierzchni. Są to jednak ogromne koszty, na które klubu nie stać.
Inny zarzut ze strony fanów to forowanie polskich żużlowców. Przed meczem z Lokomotivem dobrze na treningach prezentował się Siergiej Łogaczow, a jednak nie znalazło się dla niego miejsce w składzie.
- Żaden zawodnik nie jest u nas skreślony i to nie jest tak, że w każdym meczu musi jechać przynajmniej czwórka Polaków. Optymalnie dla nas jest jeździć maksymalnie dwoma obcokrajowcami, ale to tylko ze względów regulaminowych, bo wtedy możemy zaprosić gościa. Siergiej Łogaczow to bardzo perspektywiczny zawodnik, mimo słabego wyniku punktowego w Częstochowie zostawił po sobie dobre wrażenie i na pewno będziemy na niego stawiać. Natomiast jeśli chodzi o mecz z Lokomotivem, to już wcześniej wypowiadałem się na ten temat. Po meczu w Krakowie wspólnie z trenerem zadecydowaliśmy, że nie będziemy dokonywać zmian, a zawodnicy treningi mają przeznaczyć na jak najlepsze dopasowanie się, a nie zabijanie o miejsce w składzie. Siergiej wypadł na treningach dobrze, ale trening to trening. Założył nową oponę i już na starcie miał przewagę nad resztą zawodników, która w meczu by zniknęła. Przed meczem z Polonią Piłą na równych zasadach walczył o skład z Ernestem Kozą i Patrykiem Malitowskim. Okazał się gorszy i przeciwko pilanom pojechali Polacy.
Wspomniał pan o meczu w Częstochowie. Brak rezerw taktycznych to decyzja trenera czy zarządu?
- To wspólna decyzja trenera, nas działaczy, ale i zawodników. Gdyby wynik był inny, bardziej korzystny, to rezerwy taktyczne by się pojawiły. Natomiast w momencie, kiedy wszystko było przesądzone, postanowiliśmy nikomu nie odbierać wyścigów, aby mieć wyraźny obraz tego kto i jak się prezentuje na przestrzeni całego meczu i jakie wnioski wyciąga.
W kontekście trenera często mówi pan o wspólnych decyzjach. Nie jest tak, że klub mu nakazuje różne ruchy, za które w konsekwencji później on obrywa?
- Bo to są wspólne decyzje. Zawsze wszystkie ruchy staramy się konsultować razem. Przez lata wypracowaliśmy zasady działania i wzajemnego zaufania wobec siebie. W tym momencie nie ma też czegoś takiego jak oszczędnościowy skład. Na tę chwilę nasza sytuacja jest stabilna, mamy wszystko opłacone oraz zabezpieczone środki na kolejne spotkania. Natomiast innym tematem jest to, że te środki nie są duże. Dlatego nie stać nas na jechanie w każdym meczu zawodnikami zagranicznymi i zakontraktowanie niektórych zawodników, których może widziałby trener i którzy mogliby znacznie wzmocnić siłę zespołu. Są na rynku świetni zawodnicy jak Grzegorz Walasek czy Artur Mroczka, ale to po prostu nie jest nasza półka finansowa. Dlatego też w okresie transferowym podpisujemy kontrakty w ostatniej chwili, wtedy jest łatwiej kogoś znaleźć. Nie jest to komfortowa sytuacja i trenerowi ma prawo to nie odpowiadać. Z drugiej strony mamy też trochę pecha. W pierwszych pięciu meczach ze względu na brak kolizji terminów miał nas reprezentował Daniel Kaczmarek. Jesteśmy w sprawie startów dogadani z nim oraz z Unią Leszno, ale przez splot kilku wydarzeń ostatecznie nie mógł nas reprezentować ani razu.
Jak zamierzacie się przygotować do meczu z Orłem Łódź?
- Po rozmowie z trenerem wiem, że do składu wróci Claus Vissing. Był mocno niezadowolony ze swojej postawy z Polonią Piła. Zmienił mechaników, zamierza w sobotę przyjechać na trening, chce się zrehabilitować. Czynimy też starania, żeby zaprosić gościa, ale na razie nie mogę powiedzieć kto nim będzie, bo nie jest to jeszcze załatwione. W czwartek mieliśmy w Krośnie odjechać trening punktowany z Wandą Kraków, ale ze względu na przełożenie na ten termin ich meczu w Rzeszowie, nic z tego nie wyjdzie. W zamian będą dwa dni treningów.
O punkty znowu łatwo nie będzie. Orzeł w ostatniej kolejce wręcz zdemolował Wybrzeże Gdańsk.
- To bardzo mocna drużyna, zdajemy sobie sprawę. Dla nas jednak większość zespołów to trudni rywale, z kilkukrotnie wyższymi budżetami. Trzeba o tym pamiętać. Liczę jednak, że nawiążemy walkę i zaskoczymy wiele osób naszą postawą. Chciałbym, żeby kibice opuszczali stadion zadowoleni, ze świadomością, że nasza drużyna dała z siebie wszystko. Dokładamy wszelkich starań i wkładamy wiele wysiłku, często społecznego, aby wszystko dopiąć na ostatni guzik i przydałby się nam dobry wynik, który pobudziłby nas do dalszego działania.
Pięć dni po spotkaniu z Orłem czeka was zaległy mecz w Rzeszowie. Kto wówczas poprowadzi KSM?
- Mam nadzieję, że będzie to Ireneusz Kwieciński. Wierzę, że jeszcze zmieni zdanie i zostanie z nami. Przez lata wspólnej pracy zżyliśmy się ze sobą. Tworzymy zespół, który w trudnych momentach się nawzajem uzupełnia. Mam nadzieję, że dalsza wspólna praca przyniesie nam oczekiwany efekt.
Rozmawiał Wojciech Ogonowski