Australijczyk był cichym bohaterem tego spotkania. W świetnym stylu zastąpił kontuzjowanego Vaclava Milika. Na torze, który widział pierwszy raz w życiu uzbierał pięć punktów, nie przyjeżdżając do mety ani raz na ostatnim miejscu. - Nie będę oszukiwał, zbrakło nam Vacka. Chcieliśmy, aby nas wspomógł na torze. Niestety życie czasem jest okrutne. Jest kontuzjowany, świeżo po upadku więc musimy na niego poczekać. Nick za to spisał się świetnie. Po części zrekompensował zdobycz, którą mógłby osiągnąć Milik - mówił szkoleniowiec zwycięskiej ekipy.
- Przyjechać do Tarnowa i "zrobić" kilka punktów to wielki wyczyn. Podziękowania należą się jednak całej drużynie. Wszyscy pomagali mu w jak najlepszym dostrojeniu motocykli do tej nawierzchni. Pokazał, że po wygranych wyjściach spod taśmy nie traci pozycji. To było mega ważne - kontynuował.
Absencja Milika nie powinna jednak potrwać długo. - Na 99 procent Czech wróci do ścigania 22 maja. Cieszyłbym się bardzo gdybym miał taki kłopot bogactwa jak teraz. Nick jest jeszcze bardzo młody, ale świetnie się rozwija. Dla niego tegoroczne występy w PGE Ekstralidze to swoiste płacenie frycowego. Jest to podobna sytuacja do Vacka, który z podobnym tematem zmagał się sezon temu. Z Nickiem wiążemy w przyszłości jednak spore nadzieje - wyjaśnił.
ZOBACZ WIDEO Włókniarz - Wanda: To była akcja meczu! Zobacz kapitalny atak Jonassona (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Wrocławianie prowadzili przez większość zawodów. Dopiero po dziesiątej odsłonie zaznaczyła się lekka przewaga Jaskółek. Chwilowa, gdyż w samej końcówce goście opanowali sytuację. - Tarnów zaczął nam odjeżdżać. Ale cały czas obserwowaliśmy co się dzieje. Staraliśmy się by nic nam nie umknęło. Przytrafiły się w pewnym momencie błędy z doborem przełożeń. Nanieśliśmy jednak szybko korekty, a one na szczęście dla nas okazały się trafione - tłumaczył
Trener wicemistrzów Polski znów udowodnił, że jest jednym z najlepszych taktyków w Polsce. Całą batalię miał rozpisaną od "a" do "z". W odpowiednim czasie uciekał się do zmian. Świetnie rozdysponował pięć startów kapitalnemu Maksymowi Drabikowi. W biegach nominowanych zastosował iście pokerową zagrywkę. W pierwszym z nich postawił na eksperymentalny duet Drabik-Woźniak, który praktycznie załatwił sprawę. Potem Janowski z Woffindenem jeszcze poprawili zdołowanym gospodarzom. - Obawy się pojawiły. Zawodnicy stają w czwórkę pod taśmą i nikt nie ma pewności jak pojadą. Chłopacy udźwignęli ciężar ostatnich biegów. Szymon Woźniak pokazał w wielu gonitwach, że potrafi zrobić dobry żużel na poziomie Ekstraligi - chwalił podopiecznych Baron.
Teraz Betard Sparta wraca do Poznania i solidnie przygotowuje się do kolejnych potyczek. Pracy jest sporo ponieważ ekipa ze stolicy dolnego śląska nie czuje się na nim jeszcze idealnie. - Jak do tej pory jeździliśmy wyłącznie na wyjazdach. Bo trzeba sobie szczerze powiedzieć ten pierwszy mecz w Poznaniu to była wielka niewiadoma. Ten tor nie był taki jaki chcielibyśmy sobie wypracować. Mamy w tym tygodniu okazję trochę mocniej się mu przyglądnąć. I myślę, że z każdą kolejną wizytą rywalom będzie trudniej - twierdził.
Mało brakowało, a z weekendowego tournée po Polsce Betard Sparta przywiozłaby komplet oczek. Wcześniej, w piątek Piotr Baron i jego ekipa wybrali się do Zielonej Góry na zaległy mecz z ekantor.pl Falubazem. Ta zwycięstwo było o włos. - Jeśli chodzi o wydarzenia z Zielonej Góry, to uważam, że przerwa, która powstała po upadku Milika, a później jego brak w końcówce, po prostu zabrała nam wygraną. Mieliśmy na to wielki apetyt, ale pech jest wkalkulowany w ten sport i musimy na zdobycie grodu Bachusa chwilę poczekać - zakończył.