Mecz Fogo Unii z beniaminkiem PGE Ekstraligi miał być jednostronnym widowiskiem. Stało się jednak zupełnie inaczej. Rybniczanie jeszcze przed ostatnim wyścigiem prowadzili 43:41, a mecz zakończył się ostatecznie remisem. Fala krytyki spadła zwłaszcza na barki Duńczyków - Nickiego Pedersena i Petera Kildemanda. Drugi z nich zdobył tylko jeden punkt.
- Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni zanotowałem tak słaby występ w polskiej lidze. Jest mi z tego powodu przykro i jestem zawiedziony. Nie będę szukać wymówek. Jeśli chodzi o zdrowie, to w zasadzie nic mi już nie dolega. Problemem było to, że moje motocykle nie były wystarczająco silne. Złe czułem się na dystansie i nie mogłem walczyć jak równy z równym z rywalami. Wiem, że rozczarowałem i ponoszę w dużej mierze odpowiedzialność za wynik zespołu - skomentował Peter Kildemand.
Duńczyk nie ukrywa, że ma pewne zastrzeżenia co do postawy arbitra. Ten dwukrotnie go wykluczał z wyścigów. Najpierw w gonitwie trzeciej, a później - w dziesiątym biegu. Kildemand ma pretensje zwłaszcza o drugą sytuację. Zaatakował wówczas ostro Kacpra Worynę, ale ten utrzymał się na motocyklu i kontynuował jazdę. - Sędzia raz mnie wykluczył i później już uważnie mnie obserwował. Kompletne nie rozumiem jego decyzji z dziesiątego biegu. Nie przewróciłem przecież zawodnika Rybnika (Woryny - dop. red.), a po biegu on sam przyznał, że był zdziwiony postawą sędziego. Szkoda, że nie zaliczył tamtego wyścigu do końca. Jedno wykluczenie mniej, a mecz byłby wygrany - zakończył Kildemand.
Skrucha Petera Kildemanda. Nie pamięta, kiedy jechał tak słabo
Peter Kildemand zakończył niedzielny mecz Fogo Unii z ROW-em, mając w dorobku zaledwie jeden punkt. - Wiem, że rozczarowałem i ponoszę w dużej mierze odpowiedzialność za wynik zespołu - powiedział.