Vaclav Milik w dobrym stylu wrócił do ścigania. Po kontuzji nie ma już śladu

Vaclav Milik w niedzielnym spotkaniu Betard Sparty Wrocław z Ekantor.pl Falubazem Zielona Góra (44:46) wrócił do ligowego ścigania po kilku tygodniach przerwy spowodowanej kontuzją ręki. Czech okazał się jednym z liderów swojej drużyny.

Krzysztof Lekowski
Krzysztof Lekowski
Vaclav Milik WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Vaclav Milik

Vaclav Milik 6 maja w pierwszym meczu pomiędzy Ekantor.pl Falubazem, a Betard Spartą w Zielonej Górze w trakcie jednego z wyścigów doznał złamania ręki. 23-letni zawodnik do ligowego ścigania wrócił niespełna miesiąc później na rewanżowy pojedynek pomiędzy tymi drużynami, tym razem na poznańskim Golęcinie.

- Myślę, że zaliczyłem bardzo udany powrót. Po kontuzji nie ma już śladu, co pokazałem na torze - przyznaje reprezentant Czech. - Przez cały ostatni tydzień chodziłem na rehabilitację i to przyniosło oczekiwane efekty. Ten pojedynek potwierdził, że jestem już w stu procentach zdrowy i gotowy jazdy - dodaje.

Udany powrót Milika nie uchronił jednak jego drużyny od porażki na własnym torze z Zielonogórzanami. Betard Sparta uległa 44:46. To znacznie komplikuje sytuację wicemistrzom Polski, którzy chcąc po raz kolejny zakwalifikować się do fazy play-off, nie mogą już sobie pozwolić na kolejne wpadki.

ZOBACZ WIDEO Grzegorz Zengota trafił w sedno? "Największym problemem żużla nie jest tytan i tłumiki"

- Uważam że wszyscy pojechaliśmy bardzo dobre zawody i na pewno daliśmy z siebie wszystko. Zabrakło nam po prostu szczęścia. Goście lepiej spasowali się z tym torem i to niestety oni mogli się cieszyć z końcowego zwycięstwa - zauważa Milik.

To już drugi mecz na owalu w Poznaniu, kiedy wrocławianie nie potrafią odnieść zwycięstwa. Wydaje się to bardzo dziwne i zaskakujące, ponieważ niewielu zawodników z PGE Ekstraligi miało okazję ścigać się w przeszłości na Golęcinie. W związku z tym tor powinien być atutem gospodarzy, a w tym przypadku na pewno nie można tak powiedzieć. W czym tkwi problem?

- Trudno powiedzieć. Tor jest dokładnie taki sam, jak na treningach. Mogę zapewnić, że jesteśmy do niego bardzo dobrze dopasowani. Nasi rywale mają przecież inne silniki i inaczej zrobiony sprzęt. Jednak być może te maszyny są w stanie lepiej spasować się z tą nawierzchnią? - pyta retorycznie Milik. - Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko dalej trenować i pracować przy swoich motocyklach. Zapewniam, że w następnych meczach w Poznaniu damy z siebie wszystko i zobaczymy, co z tego wyjdzie - dodaje.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×