WP SportoweFakty: Zdobył pan dziesięć punktów i zajął czwarte miejsce na torze w Cardiff podczas Grand Prix Wielkiej Brytanii. Jak podsumuje pan występ na Millennium Stadium?
Greg Hancock: Tak jak pan powiedział, znalazłem się w finale co było ważne. Start i rozegranie pierwszego łuku miałem dobre, ale wyprzedził mnie Tai, a potem straciłem trzecie miejsce. Zmarzlik był szybszy i mnie minął. Zrobiłem wszystko co mogłem tej nocy, ale wystarczyło tylko na finał. Do następnej rundy jest jeszcze trochę czasu, ale walczymy dalej.
Początek zawodów w pana wykonaniu nie był zbyt dobry. Dość niespodziewanie przyjechał pan ostatni. Z czego to wynikało?
- Zrobiłem zero punktów (śmiech)? Ciężko powiedzieć co się stało. Czy mogłem coś lepiej zrobić? Chyba nie, początek był dobry, ale jak widać za dużo szybkich zawodników było w tym biegu.
ZOBACZ WIDEO Jan Tomaszewski: Milik na mundialu w Rosji będzie jak Grzegorz Lato (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Na torze można było zobaczyć trochę ścigania. Między innymi w biegu szóstym, gdzie na pierwszym łuku pojechał pan dość szeroko i stracił pozycję na rzecz Pedersena i Harrisa. Jednak szybko uporał się pan z nimi na kolejnym okrążeniu przypuszczając atak po wewnętrznej części toru i udało się zdobyć cenne trzy punkty.
- Cóż, nie zawsze można być na pierwszym miejscu. Mimo ostatniej pozycji próbowałem jechać optymalnym torem jazdy. Miałem możliwość jazdy po wewnętrznej i to wykorzystałem. Mój motocykl nabrał mocy i odfrunął. Fajnie było znów znaleźć się na czele stawki.
Szczerze powiedziawszy nie pamiętam tak wyrównanego cyklu Grand Prix jak w tym roku. W ubiegłym sezonie w realnej walce o medale liczyło się 4-5 zawodników, w tym roku ta grupa jest większa.
- Dokładnie tak jak pan powiedział, jest duża grupa zawodników, którzy są konsekwentni w swoim celu i są na dobrej drodze do zdobycia medalu. Każdy wyścig jest naprawdę trudny, ściganie nie należy do łatwych. Tegoroczny cykl jest naprawdę pasjonujący.
Zapomniałem dodać, że ta grupa jest nie tylko większa, ale i młodsza. W ostatnich dwóch latach pojawiło się kilku młodych, obiecujących zawodników. Jednym z nich jest Maciej Janowski, pana przyjaciel. Jak oceni pan jego jazdę w cyklu Grand Prix i jak widzi jego szanse na medal w tym roku?
- Szanse na medal są rzeczywiście duże, Maciek jest w czołówce, ale myślę, że nie jestem odpowiednią osobą aby o tym mówić. Widziałem jego postępy na początku jego kariery. On jest zawodnikiem, który dużo słucha, uczy się, ciężko pracuje i nie próżnuje. Właśnie dlatego mam do niego duży szacunek. Nie każdy podchodzi do żużla jak Maciek. Czeka go wielka przyszłość. Dopinguje go w stu procentach, mimo że na torze jesteśmy rywalami.
Kolejny sezon skutecznie walczy pan o tytuł mistrza świata. To jest fenomenalne. Hans Nielsen powiedział, że kluczem do pana sukcesów z ostatnich lat są dobre starty, duże doświadczenie, doskonały sprzęt i brak poważnych kontuzji. Zgadza się pan?
- Zgadza się. Dzisiaj każdy jest szybki. Wiesz doskonale, że musisz być szybki ze startu, musisz mieć najwyższej klasy sprzęt, musisz mieć szczęście i unikać przykrych kontuzji. Trzeba wiedzieć co chce się zrobić. Ostatnie lata są dla mnie dobre i wydaje mi się, że cały czas idę w dobrym kierunku.
Już za dwa tygodnie startuje Drużynowy Puchar Świata. Reprezentacja Stanów Zjednoczonych, której jest pan kapitanem i liderem stanie do walki w Vastervik. Jaki cel stawia sobie amerykański zespół na ten rok?
- Oczywiście naszym celem numer jeden jest znalezienie się w barażu. To jednak nie wszystko. Staramy się wychować młodych, utalentowanych chłopaków, dać im doświadczenia jazdy z zawodnikami z czołowych lig. Chcemy aby zdobywali kolejny poziom w swojej karierze. Jest kolejny obiekt, na którym mogą zdobyć doświadczenie i wiedzę. Miejsce na koniec klasyfikacji nie będzie aż tak istotne.
Billy Janniro, Ryan Fisher, pan, Ricky Wells i Luke Becker. Takim składem pojedziecie w Szwecji. To jest satysfakcjonujący skład?
- Na ten moment tak. Jako zespół mamy w sobie sportową złość i dużo potrzebnych elementów. Wciąż jednak potrzeba nam doświadczenia na europejskich torach. Dla tych chłopaków start w Europie jest czymś nowym. Amerykańskie tory są inne, trzeba inaczej jeździć i odpowiednio przygotować motocykle. Będziemy mieli kilka dni na treningi w Europie. Cóż, mam nadzieję, że uda się zrobić kolejny kroczek w ściganiu drużynowym i to będzie dobry tydzień dla nas.
Zespołem USA w tym roku opiekować się będzie Lance King, brązowy medalista IMŚ z 1984 roku. Zastąpi na tym stanowisku Billy’ego Hamilla. Czy uważa pan, że z nim Amerykanie mogą wejść na kolejny poziom w ściganiu drużynowym?
- Billy wykonał dobrą robotę, ale musiał zrezygnować z powodów osobistych. Lance był zawodnikiem wiele lat, który doszedł do wysokiego poziomu. Nie było go w ostatnim czasie w tym sporcie, ale wraca. Czeka na wyzwania, które wkrótce staną przed nim. Podchodzi do swoich obowiązków poważnie i myślę, że uporządkuje kilka spraw wokół amerykańskiego żużla. Swoim zaangażowaniem może zainspirować nas do dobrej jazdy.
Jest pan jedynym przedstawicielem Stanów Zjednoczonych w Grand Prix. Wiele razy podkreślał pan, że jednym z pańskich marzeń jest start w swojej ojczyźnie, przed własną publicznością. Co pan wie obecnie na temat szans zorganizowania rundy w USA?
- Naprawdę nie wiem jakie są szanse na organizacje cyklu w USA. Chciałbym wreszcie ścigać się dla amerykańskich kibiców. Na temat ewentualnej daty jest na razie jest cisza. Trzy, cztery lata temu było naprawdę blisko aby przenieść Grand Prix do Stanów. Bardzo chcemy urzeczywistnić nasze marzenia i dać rundę mistrzostw świata kibicom w USA.
Od jakiegoś czasu pojawia się problem bezpieczeństwa na torze, w tym zbyt ostrej jazdy zawodników. Jaka jest pana opinia na temat bezpieczeństwa? Wiemy co się stało rok temu z Darcy’m Wardem, a także wiemy jaka tragedia zdarzyła się w tym roku podczas meczu w Rybniku.
- Bezpieczeństwo jest jedną kwestią, a wypadki drugą. Wypadki Darcy’ego Warda i Krystiana Rempały były bardzo poważne, które ciężko do siebie porównać. Nie ma dwóch identycznych sytuacji w żużlu. Oczywiście każdego roku bezpieczeństwo się poprawia, chociażby w ten sposób, aby nie robić zbyt wymagających nawierzchni. Motocykle mają być mniej agresywne i bardziej posłuszne, to jest istotne. Pamiętajmy mimo wszystko, że to jest sport motorowy, który zawsze niesie za sobą ryzyko. My też nie możemy zapominać o wzajemnym szacunku wobec siebie.
W Polsce ściga się pan w tym roku w Get Well Toruń. Zmienił pan otoczenie, z rzeszowskiego na toruńskie. Jak się pan czuje w nowym miejscu. Co sądzi pan o kolegach z zespołu, menadżerze, organizacji w klubie?
- Jest świetnie, cieszę się z tego transferu, to miejsce inspiruje mnie do dobrej jazdy. Fani witają mnie bardzo ciepło. Generalnie jedziemy dobre mecze, ale nie ustrzegliśmy się wpadek.
Obecnie drużyna z Torunia zajmuje miejsce w pierwszej czwórce. Jak ocenia pan szanse swojej ekipy na medal w tym roku i na wygranie ligi. Kto będzie największym rywalem w walce o tytuł?
- Nie będzie łatwo. Jest kilka silnych zespołów, które mogą nam stanąć na drodze. Stal Gorzów wygląda na niesamowicie silną, do gry powrócił Falubaz. Nie ma słabeuszy, są Leszno i Rybnik, które mimo swoich problemów potrafią stawić opór. Wszystkie zespoły na papierze wyglądają bardzo dobrze.
W Cardiff rozmawiał Konrad Mazur