Jest kiepsko. Widać koniec juniorskiego tunelu
Mamy przerwę od ligi. Każdy z nas wykorzystuje ją różnie. Ja od żużla specjalnie nie odpoczywałem, bo generalnie od niego odpoczywam.... Obserwowałem w ostatnich dniach rozgrywki MDMP i niestety... smutne wnioski. W polskim żużlu w wydaniu tym najbardziej młodzieżowym dzieje się coś naprawdę złego. Składy były bardzo kadłubowe. W niektórych drużynach brakowało połowy zawodników. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest banalna. Nie mamy wystarczająco dużo chętnych ludzi, którzy chcą uprawiać naszą dyscyplinę. Stąd taki regres, który trwa już co prawda od kilku lat, a dziś białych plam jednak jakby więcej niż dotychczas.
Rozmawiałem ostatnio z jednym z trenerów ekstraligowej drużyny, który powiedział mi, że jego klub przeprowadził niedawno nabór do szkółki żużlowej. Zgłosił się... JEDEN chłopak! Wiele o wszystkim mówi także kwestia egzaminów na licencję żużlową, które są regularnie odwoływane, bo nie ma zainteresowania. Napływ świeżej krwi do fundament każdej dyscypliny. Bez tego nie ma rozwoju. U nas sytuacja jest poważna. Nie chodzi nawet o to, że jako sport się nie rozwijamy. Zmierzamy w odwrotnym kierunku, a to musi budzić obawy. Czy dziś tendencję można jeszcze odwrócić? Za kilka czy kilkanaście lat będzie na pewno na to za późno.
Trafić na żużlową perłę można tylko, kiedy szuka się jej w większej grupie. Żużel powoli przestaje ten warunek spełniać bo nie ma tzw. masy. Proszę też zwrócić uwagę, kto od kilku lat osiąga sukcesy w żużlu. Wybijają się młodzieżowcy, za którymi stoją głównie teamy rodzinne. Za plecami tych chłopaków są najczęściej ojcowie, którzy uprawiali ten sport i mają ogromne doświadczenie, a często także odpowiednie zaplecze finansowe i sprzętowe. Na dziś to główne jak nie jedyne paliwo rozwoju żużla.
Są oczywiście również juniorzy, którzy z żużlowych rodzin nie pochodzą, a mają talent i determinację, jednak to wyjątki potwierdzające regułę. Przykładamy ogromną wagę i bardzo słusznie do kwestii bezpieczeństwa zawodników. Robimy wszystko, żeby jeździć na torach twardych i jak najbardziej równych. Jednak jak sygnalizują trenerzy z tego powodu juniorom zaczyna brakować umiejętności technicznych. W momencie trudnej sytuacji na torze nie wiedzą, co zrobić. To jednak temat na inną dyskusję.
ZOBACZ WIDEO Kajakarki w bojowych nastrojach przed Rio. "Jesteśmy w życiowej formie" (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Ktoś może powiedzieć, że nie ma sensu wybiegać w przyszłość i mówić o tym, jak sytuacja będzie wyglądać za lat kilka czy kilkanaście. To w takim razie skupmy się na bardzo bliskiej perspektywie. Niech będzie nią przyszły sezon w PGE Ekstralidze. Jak będą wyglądać wtedy formacje juniorskie poszczególnych ekip? Najlepszych młodzieżowców może mieć wtedy drużyna, która w tym sezonie miała mieć z nimi największy problem. Mam na myśli Fogo Unię Leszno. Czołowym juniorem będzie z pewnością Maksym Drabik. Ale poza tym długo, długo nic. Do grona seniorów przejdą Przedpełski, Zmarzlik czy Pieszczek. W ich klubach nie mają następców, którzy zaczynają choćby powoli równać do ich poziomu. Przykład Leszna pokazuję, że postawienie na przyszłość ma daleko idący sens i pewnie przyniesie punkty ligowe.
Juniorom Fogo Unii nie zamierzam niczego ujmować. Zrobili bardzo duży postęp, za który należy ich pochwalić. Brawa należą się również zarządowi i sztabowi szkoleniowemu tego klubu, którzy mieli w głowie nie tylko 2016 rok, ale także dalszą perspektywę. Postawili na tych chłopaków, oni jeżdżą i jeździli w tym sezonie bardzo dużo. To dało pierwsze efekty. Kolejne mogą jeszcze bardziej widoczne w sezonie 2017. Zespoły z Leszna i Wrocławia mogą mieć naprawdę silne formacje młodzieżowe. A reszta?
W Toruniu nie ma na pierwszy rzut oka nikogo, kto mógłby zająć miejsce Pawła Przedpełskiego. Pozyskali utalentowanego Norberta Krakowiaka, ale ten jeździ pechowo albo w ogóle nie startuje. Igor Kopeć-Sobczyński ma talent, ale do statusu gwiazdy mu jeszcze daleko. W Gorzowie następcy Zmarzlika jeszcze nie ma, aczkolwiek o nich jestem spokojny. Powoli zaczynają stawiać na Karczmarza, mają inne talenty i pewnie będą je wprowadzać. Kolejny rok będzie dla nich bardzo podobny do sezonu 2016 w Lesznie. W Falubazie trudno znaleźć jeden do jednego następcę Pieszczka, choć Sebastian Niedźwiedź zaczyna robić postępy a Alex Zgardziński jak pozbędzie się pecha to powinien wykorzystać swoje ligowe doświadczenia. Jednak Krystian w tym sezonie to naprawdę ligowa klasa. W Tarnowie też jest wielki kłopot. Przebłyski dobrej jazdy Madeja to trochę mało. Jedyną nadzieją jest tam według mnie szkółka Janusza Kołodzieja. W Grudziądzu młodzieżowcy się poprawili, ale tam też nie ma mowy o jakości Zmarzlika, Przedpełskiego czy Pieszczka. Pamiętajmy też, że oni musieli ratować się wypożyczeniem Nowaka z Leszna. W miarę spokojnie może spać Rybnik, który ma Worynę i Chmiela.
Kolorowo patrząc globalnie jednak nie jest. Widać powoli koniec tunelu, gdzie pali się już żółte światło. Kończy się pewna era i niestety tych wielkich juniorów jest naprawdę coraz mniej. Jestem jednak daleki od głoszenia haseł pod tytułem "gaśmy światło". Musimy nieść optymizm, bo on napędza w kierunku zmian. Czasami jest tak, że próżnia stwarza miejsce dla innych. Może za rok nastąpi eksplozja talentów i problem, o którym piszę przestanie być aż tak aktualny. Oby tak było dla dobra żużla. Tej czasem niewdzięcznej, trudnej w relacjach, ale jakże ukochanej dyscypliny .
Jacek Frątczak