Pomysł udziału niemieckich drużyn w polskiej lidze już od kilku lat przejawiał się w kuluarowych rozmowach. Na razie nic wiążącego jeszcze nie padło. Dwa lata temu blisko występów w polskiej lidze był klub z Wittstocku, ale ostatecznie Niemcy zrezygnowali. Nieoficjalnym powodem był obowiązek wpłacenia bezzwrotnej kaucji dla GKSŻ. Przypomnijmy, że w polskich ligach startowały już zespoły z Łotwy, Węgier, Ukrainy oraz Czech. Do dzis przetrwali tylko Bałtowie, którzy mocno uatrakcyjniają rozgrywki Nice Polskiej Ligi Żużlowej. Niemcy nie mieli jeszcze okazji do startów nad Wisłą. Krzysztof Cegielski podkreśla, że organizacyjnie stoją jednak znacznie wyżej, niż kluby z Europy Środkowej.
- Skoro dopuszczaliśmy zespoły z Ukrainy, Węgier czy teraz Łotwy, to tym bardziej mogłyby u nas jeździć zespoły z Niemiec. Patrząc na niektóre drużyny i ich zaplecze finansowe oraz organizacyjne, to znajduje się ono na najwyższym poziomie. Myślę, że ta współpraca mogłaby zacząć funkcjonować. To dobra droga, bo potencjał żużla w Niemczech jest ogromny. Warto byłoby się tym zainteresować i zacząć szerszą współpracę na poziomie federacji. Potencjał nie tyle sportowy, co organizacyjny jest tam na bardzo wysokim poziomie - mówi Krzysztof Cegielski.
Potencjałem dysponują nie tylko kluby, ale również sami zawodnicy. Czołowi niemieccy żużlowcy mają za sobą prężnych sponsorów, którzy gwarantują zaplecze sprzętowe na najwyższym poziomie. - Wiem jakim potencjałem dysponują niemieccy zawodnicy. Nie mogą narzekać na jakiekolwiek niedociągnięcia. Mają silniki od najlepszych tunerów na świecie. Ich zaplecze często wygląda tak, jakby mieli startować w cyklu Grand Prix. Sportowo wciąż jednak odstają. Tylko Martin Smolinski od czasu do czasu potrafi przebić się do europejskiej czołówki - tłumaczy popularny "Cegła".
Podobnego zdania jest również Jacek Frątczak, były menedżer Falubazu Zielona Góra, który także uważa że współpraca z sąsiadami może nam się opłacić. - Temat jest ciekawy. Myślę, że warto zwrócić uwagę na rynek niemiecki. Nie wiem tylko, czy obie federacje są zainteresowane takim projektem? Projekt jest natomiast interesujący. Skoro mamy drużynę z Łotwy, to dlaczego nie może być drużyny z Niemiec? Jest to też bardzo dobry kierunek, jeśli chodzi o pozyskiwanie ogromnych sponsorów - tłumaczy Frątczak.
ZOBACZ WIDEO Włodzimierz Szaranowicz: igrzyska to nie tylko sport (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Niemieckie kluby mogłyby się okazać kołem ratunkowym na podtrzymanie trzech lig w naszym kraju. Z roku na rok spada bowiem liczba polskich klubów z licencją na starty w lidze. W bieżącym sezonie zezwolenia otrzymało tylko 18 polskich klubów, co jest najgorszym wynikiem w XXI wieku. - Jest to temat do głębszej analizy i należy poświęcić mu więcej czasu. Na pewno byłoby to ubarwienie rozgrywek. Pamiętajmy jednak, że w pierwszej kolejności należy zajmować się rodzimym podwórkiem. Mamy np. Ostrów, który w tym roku nie występuje - podkreśla Frątczak.
Krzysztof Cegielski uważa ponadto, że nasycając żużlem rynek niemiecki, korzyści odniesie cała dyscyplina. Obecnie tylko pięć nacji jest w stanie desygnować silne reprezentacje narodowe. A to nie wygląda najlepiej, jeśli chodzi o atrakcyjność i promocję speedwaya na całym świecie. - Myślę, że warto im pomóc. W naszym interesie jest to, aby rozwijać ten sport szerzej. Nawet na poziomie reprezentacyjnym. Jeśli będzie większa konkurencja, to tylko lepiej, bo skorzysta na tym cała dyscyplina - zaznacza były żużlowiec.
Jako pierwsi kierunek na zachód obrali działacze Falubazu Zielona Góra, którzy pod Berlinem otworzyli "filię" swojego klubu. - Proszę zauważyć, że już od pewnego czasu istnieje Falubaz Wolfslake Berlin. Falubaz gwarantuje merytoryczną pomoc, a Niemcy na tym korzystają. Ma miejsce kooperacja dwóch klubów i korzystają z tego obie strony - mówi Frątczak.
Problemem przy ewentualnych startach niemieckich drużyn w lidze polskiej nie byłyby też dojazdy, jeśli mowa o klubach z byłego NRD. Polska za sprawą autostrad A2 i A4 jest bowiem bardzo dobrze skomunikowana ze wschodnią oraz północną częścią Niemiec. Nawet z Rzeszowa szybciej dojeżdża się do Berlina niż na Łotwę. - Pod względem dojazdów do Niemiec jest dużo łatwiej niż do Daugavpils - przyznaje Cegielski.
Jakie kluby miałyby zatem największe szanse na angaż w polskich ligach? - Obiekty w Landshut i Pocking wyglądają chyba najlepiej. W tym roku jest też runda Grand Prix w Tetterow. Ale są też tory, które nie spełniają naszych wymogów. To jest bardzo zróżnicowane. Wydaje mi się, że obecnie najlepiej przystosowany jest Landshut. Klub z Berlina za sprawą Falubazu też ma określone doświadczenie, które być może warto byłoby wykorzystać - dodaje Frątczak.
- Jest kilka klubów świetnie zorganizowanych. Najważniejsze jednak, że pojawia się cała masa kibiców, która piknikuje na stadionach. To fajne zjawisko, bo w innych krajach tego nie widać. W Czechach czy na Węgrzech nie ma takiego zainteresowania żużlem jak w Niemczech. Potencjał niemieckiego żużla jest też większy niż w Danii. Sport jest tam bardzo promowany i dyscypliny, które wejdą na wysoki poziom, mogą liczyć naprawdę na wiele, bo tamtejszy rynek jest ogromny. Nie upieram się, że kluby niemieckie muszą koniecznie jeździć w Polsce. Ale jakąś szerszą współpracę należałoby zapoczątkować - kończy Cegielski.