Jason Doyle w piątek ścigał się wspólnie z kolegami na National Speedway Stadium w Manchesterze. Kangury dzięki wyraźnej pomocy Doyle'a pojadą w sobotnim finale Drużynowego Pucharu Świata. - Zawody ułożyły się dla mnie niesamowicie. Zdobyłem komplet punktów i udźwignąłem presję w ostatnim biegu. Czasami się wygrywa, czasami przegrywa, ale tego dnia ja i moi koledzy jesteśmy na górze - mówił na gorąco dla WPSportowefakty.pl lider Australijczyków.
"Doyley" wykonał swoją robotę w stu procentach, mimo że w Manchesterze wcześniej nie występował. - Wykonano tutaj dobrą robotę z przygotowaniem toru. Ścigałem się tutaj pierwszy raz na torze Belle Vue. Wcześniej zrobiłem tutaj tylko dwa kółka treningowe po tym jak wykurowałem się po poważnej kontuzji. Start był ważny w stu procentach, choć dało się znaleźć kilka ścieżek. Rosjanie nie ustępowali, na przykład Emil, który w moim odczuciu jest nieprawdopodobnie szybki. Tor w Manchesterze był dla mnie wspaniały, oby kolejne były dla mnie równie szczęśliwe.
Okazja do tego będzie już w sobotę, bowiem na tym samym torze odbędzie się finał DPŚ. Doyle i spółka liczą na złoty medal, którego pragną od wielu lat. - Tak, wierzymy w to i chcemy to zrobić. Awansowaliśmy do barażu i znaleźliśmy na ten tor bardzo dobre ustawienia. Chcemy wygrać, aby zainteresować tym sportem kolejnych chłopaków do uprawiania tego sportu.
Żużlowiec nie wskazuje jednak na jedną drużynę, która w szczególności może odstawać od pozostałych - Wszyscy rywale są bardzo silni. Szwecja i Polska na papierze wyglądają na bardzo mocne. Wielka Brytania może nie ma takich "armat" ale to jest zespół, który jest w stanie się obudzić i pokazać dobry żużel. Mają Woffy'ego i zawodników ścigających się regularnie na brytyjskich torach. Wygrana w DPŚ przyjdzie bardzo ciężko, ktokolwiek po to sięgnie.
ZOBACZ WIDEO Konrad Bukowiecki: Stres? Liczę, że w Rio nie będzie takich dziwnych akcji (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Jason Doyle pokazuje się ze świetnej strony nie tylko w DPŚ ale i w Grand Prix oraz lidze polskiej. Dzięki jego dobrej postawie Falubaz Zielona Góra walczy o najwyższe cele. Australijczyk przyznaje jednak, że dużą zasługę ma nie tylko on i jego koledzy, ale także trener Marek Cieślak. - Marek jest bardzo sympatycznym gościem, specyficznym, pomaga mi w polepszaniu moich umiejętności. Wywarł na mnie duży wpływ. Życzyłbym sobie, aby nadal mnie uczył i poprawiał moje niedoskonałości. Wszystko co powie jest specyficzne i ważne. To co potrafi powiedzieć o torze i innych elementach związanych z żużlem ma duże znaczenie.
30-letni żużlowiec nie zapomina o sytuacji w klubie, którą zastał po podpisaniu umowy w przerwie zimowej. - Czuję się tu niesamowicie. Kiedy podpisywałem tu kontrakt tak naprawdę nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Nie spotkała mnie żadna przykra rzecz ze stron Falubazu. Klub mnie wspiera, jest profesjonalny i dobrze zorganizowany. Toruń? To był mój pierwszy klub w Polsce, a potem chciałem spróbować czegoś nowego. Wiążę przyszłość z Falubazem na kilka następnych lat.