Piotr Protasiewicz zdobył 8 punktów w sobotnim Turnieju o Łańcuch Herbowy Ostrowa Wielkopolskiego. Doświadczony żużlowiec mógł pojechać w finale, ale szanse nawet na udział w wyścigu barażowym, pozbawiły go dwa defekty motocykli. - Niestety, awarie przytrafiły się na punktowanych miejscach. Gdybym miał te 4 "oczka" więcej, pojechałbym bezpośrednio w wielkim finale. Szkoda, ale co zrobić. Lepiej, że taki pech przytrafił się w sobotę w zawodach towarzyskich niż w niedzielę w półfinale PGE Ekstraligi - powiedział po turnieju w Ostrowie Protasiewicz.
Jak się okazało, przyczyna defektów Piotra Protasiewicza była kuriozalna i nie została od razu odkryta. - Jakiś kamień znalazł się w gaźniku. Nie mam pojęcia, skąd on się tam wziął. Początkowo myśleliśmy, że to zapłon, który wymieniliśmy, a okazało się, że to nie to. Motocykl znowu stanął, a dopiero później odkryliśmy, że za awarią stoi ten nieszczęsny kamień - wyjaśnił po zawodach Protasiewicz.
Zielonogórzanin wygrywał już w przeszłości Turniej o Łańcuch Herbowy Ostrowa, ale było to w odległych czasach, bo 20 lat temu. - Nie ukrywam, że chciałem wygrać ten turniej po raz drugi. Po to właśnie przyjechałem do Ostrowa. Szkoda, że się nie udało, ale co zrobić. Najważniejsze, że forma jest. Kibice obejrzeli świetny turniej, a my ścigaliśmy się przy wypełnionych trybunach, co pokazuje, jak duży potencjał tkwi w Ostrowie - zakończył nasz rozmówca.
ZOBACZ WIDEO: Żużlowa prognoza pogody na niedzielę