Sprawa mistrzostwa Polski jest nadal otwarta. Stal Gorzów przegrała w Toruniu 41:49, ale biorąc pod uwagę słabą pierwszą część spotkania, wygrana gospodarzy mogła być jeszcze wyższa. Trener Stanisław Chomski musiał ratować wynik, stosując rezerwy. Z tego też względu tylko dwukrotnie na torze oglądano Michaela Jepsena Jensena.
- W pierwszym biegu był agresywny. Wyszedł nieźle ze startu, a na dystansie walczył. Można było liczyć na to, że w drugim wyścigu nawiąże walkę o punkty. Michael poszedł jednak nie w tę stronę z przełożeniami. Zadania w tym temacie były podzielone, bo szukaliśmy spasowania z torem. Być może gdyby Michael dostał jeszcze jedną szansę, w swoim trzecim starcie byłby skuteczny. Nie można było jednak czekać. Musiałem postawić na tych, którzy już coś znaleźli w przełożeniach i prognozowali lepszą skuteczność - tłumaczy Stanisław Chomski.
Gorzowianie mogli z pewnością oczekiwać po Jepsenie Jensenie zdobyczy punktowej. Zwłaszcza, że w poprzednich meczach wypadał całkiem udanie. W pierwszym spotkaniu półfinałowym z Betard Spartą uzbierał sześć punktów i dwa bonusy, a podobny dorobek miał podczas rewanżu w Gorzowie (6+1). - Czasem mówi się o niestabilnej formie, ale nieraz chodzi po prostu o sprzęt. Taka już specyfika żużla, że nie każdy silnik pasuje na dany tor. Na jednej nawierzchni można być na nim skutecznym, ale na innej już nie. W najlepszej sytuacji są zawodnicy, którzy mają dużą bazę sprzętową. Gdy tych silników brakuje, czasem trudno znaleźć przełożenia na dany tor - kwituje trener Chomski.
ZOBACZ WIDEO: Tak Kajetanowicz jechał po drugi z rzędu tytuł ERC