Od wielu lat toczy się dyskusja na temat ograniczenia ilości startów żużlowców. Dla kogoś, kto nie interesuje się speedwayem, trudno zrozumieć sytuację, w której zawodnik jednego dnia zdobywa punkty dla klubu z Polski, następnie leci do Wielkiej Brytanii, skąd wybiera się do Szwecji, a później obiera jeszcze kierunek na Danię.
W roku 2017 sytuacja może się zmienić. Wprowadzenie przepisu, który zmusi zawodników do startu w maksymalnie dwóch ligach, nie wpłynie w dużym stopniu na Polaków w PGE Ekstralidze. Problem będą mieć polscy żużlowcy, którzy rywalizują w brytyjskiej Elite League, bo oni najczęściej mają również kontrakty w Polsce i Szwecji. Przed trudnym wyborem stanęliby m. in. Krzysztof Kasprzak, Krzysztof Buczkowski czy Szymon Woźniak.
Więcej powodów do zmartwień mają za to Duńczycy czy Szwedzi. Z jazdy w polskiej lidze nie zrezygnują, gdyż przynosi ona największe korzyści finansowe. Trudno też wyobrazić sobie sytuację, w której nie startują w rodzimych rozgrywkach. Tymczasem tacy zawodnicy jak Niels Kristian Iversen, Fredrik Lindgren, Kenneth Bjerre czy Andreas Jonsson od lat jeżdżą również na Wyspach Brytyjskich.
Jako pierwszy ten problem poruszył Iversen. - Ekstraliga chce wprowadzić limit startu dla zawodników do maksymalnie dwóch lig w przyszłym roku, jeśli będziemy jeździć startować w Ekstralidze. Jestem pewien, że skończy się to bardzo źle - napisał duński żużlowiec na Twitterze. - Jeśli Polacy wprowadzą ten przepis, to skończy się bardzo źle dla Danii, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Czech i szwedzkiej Allsvenskan - dodał w kolejnej wiadomości.
ZOBACZ WIDEO: Brak możliwości awansu Lokomotivu pokazuje słabość dyscypliny
Na odpowiedź fanów nie musiał długo czekać. - Brytyjski żużel jest najgorszym w Europie. Przepisy zmieniają się co roku, wyścigi momentami przypominają żart. Zasłużyliśmy na to, by być na ostatnim miejscu w tej hierarchii - zauważył Peter Bradbury, bloger z Manchesteru.
Mankamentem startów w Wielkiej Brytanii od lat jest ogromna liczba spotkań. O ile w Polsce mecze zazwyczaj odbywają się w niedziele, zaś szwedzka Elitserien rozgrywa spotkania we wtorki, o tyle na Wyspach zawody odbywają się kilka razy w tygodniu. - Problem pojawia się w momencie, gdy polskie lub szwedzkie kluby nie płacą regularnie zawodnikowi. Kluby z Wielkiej Brytanii czy Danii płacą na bieżąco. Do tego w Polsce czy Danii jest do odjechania czternaście czy dwanaście meczów w ciągu roku. Trzeba byłoby robić komplet w każdych zawodach, aby przetrwać - stwierdził David Wootton, menedżer Nicklasa Porsinga.
Ograniczenie liczby występów może również spowodować wzrost żądań finansowych zawodników, którzy będą chcieli pokryć straty związane z brakiem jazdy w Wielkiej Brytanii czy Szwecji. - Kto za to wszystko zapłaci zawodnikom? Nikt nie powinien głosować za tym przepisem, jeśli chciałby postąpić fair - zasugerował Dave Harley, kibic Edinburgh Monarchs. - Masz wybór. Możesz startować w Anglii i Szwecji, ale nie zarobisz tam połowy pieniędzy, jakie otrzymujesz w Polsce - napisał w odpowiedzi Tomasz Kulesa, kibic z Rzeszowa.
Nowy przepis może również spowodować, że słabi zawodnicy wybiorą starty w Nice Polskiej Lidze Żużlowej, która prawdopodobnie nie będzie objęta ograniczeniem liczby startów. Takie rozwiązanie zasugerował w mediach społecznościowych Rasmus Jensen.
opracował ŁK