Wojciech Ogonowski: System kwalifikacji do SGP wymaga zmian (komentarz)

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek

Znamy już piętnastkę stałych uczestników przyszłorocznej rywalizacji o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Większych zmian nie ma, a w Grand Prix w sumie pojawi się trzech "nowych" zawodników.

Piszę o tym w cudzysłowie, bo przecież starty Emila Sajfutdinowa w cyklu niczym nowym nie są. Również Martin Vaculik ma za sobą półtoraroczny epizod w GP, a jedyną faktycznie nową twarzą będzie Patryk Dudek. Polak do cyklu nie wszedł drogą na skróty, licząc na dziką kartę, tylko wybrał tę stromą i trudną, jaką niewątpliwie jest przejście przez eliminacje i zajęcie jednego z trzech czołowych miejsc w Grand Prix Challenge.

Dzikie karty w aż trzech przypadkach zostały przyznane zawodnikom, którzy startowali w cyklu już teraz, ale z różnych względów nie zdołali się w nim utrzymać. Nicki Pedersen może tłumaczyć się kontuzją, choć w momencie jej odniesienia był poza "ósemką", więc jego losy różnie mogłyby się potoczyć. W poprzednich dwóch sezonach nie schodził jednak z podium mistrzostw, jest jednym z najbardziej utytułowanych żużlowców w historii, a jego osoba budzi sporo emocji, więc - moim zdaniem - ta dzika karta jest do wybronienia. Sajfutdinow z kolei stracił pierwszą część sezonu i nie mógł pojechać w eliminacjach. Pytanie brzmi czy na pewno wziąłby w nich udział?

Zaproszenia dla Mateja Zagara i Macieja Janowskiego pokazują, że do Grand Prix nie tylko trudno jest się dostać, ale i wypaść z niego nie jest łatwo. Co roku trwa emocjonowanie się walką o medale i miejsca w pierwszej ósemce, które gwarantują utrzymanie na kolejny sezon. Fakty są jednak takie, że od 2005 roku kiedy zmieniono zasady rozgrywania zawodów, dziewiąty zawodnik w klasyfikacji końcowej praktycznie zawsze jedzie w cyklu również rok później (wyjątkiem jest Tomasz Gollob, który zrezygnował z SGP w 2014 r.). Bardzo często dziką kartą otrzymuje też dziesiąty zawodnik.

W Grand Prix utrzymuje się więc zawsze pierwsza dziewiątka i bardzo często dziesiąty zawodnik. Czy tak to powinno wyglądać? Uważam, że nie. Nie chodzi tu tylko o ten rok i o to, że Zagar oraz Janowski nie zasługują na starty w cyklu. Obaj potrafią jeździć na najwyższym poziomie, co udowadniali wygrywając poszczególne rundy. Cykl nie powinien być jednak aż tak zamknięty na zawodników aspirujących do jazdy w nim. Dzikie karty powinny być przyznawane w ostateczności, kiedy ktoś poziomem naprawdę zasługuje na Grand Prix, ale miał pecha i tylko dlatego nie był w stanie tego wywalczyć na torze. 

ZOBACZ WIDEO Martin Vaculik: TOP-8 celem na Grand Prix

Jeśli nie ma takich zawodników, to wtedy zaproszenie powinni dostawać kolejni żużlowcy, którzy startowali w eliminacjach, w których przecież mogą też jeździć stali uczestnicy cyklu. Skoro są oni w stanie w ciągu sezonu obskoczyć kilka lig i odjechać łącznie od 60 do nawet 90 imprez, to nie wierzę, żeby udział w eliminacjach do GP miał być dla nich aż takim problemem. BSI razem z FIM swoim postępowaniem zniechęcają jednak zawodników do udziału w tych turniejach.

Rewolucji w sposobie kwalifikacji do Grand Prix nie będzie, jestem tego pewien, ale chociaż kosmetyczne zmiany są potrzebne. Jeśli udział w krajowych eliminacjach czy rundach kwalifikacyjnych to dla uczestników GP naprawdę kłopot, rozsądnym rozwiązaniem byłoby np. rozstawienie chętnych od razu w półfinale eliminacji. Wtedy sami mogliby powalczyć o swoją przepustkę. Jeśli ktoś nie chciałby skorzystać z takiej szansy, a i w cyklu by się nie utrzymał, to dyskwalifikowałoby go to do otrzymania dzikiej karty. Tak samo w sytuacji, kiedy przepadłby i w cyklu, i w eliminacjach. Promujmy sportowe rozstrzygnięcia. Do takich na pewno nie należy przyznawanie dzikich kart według klucza geograficznego, ale rozumiem, że jest to coś, czego nie da się przeskoczyć, a w SGP muszą być przedstawiciele najważniejszych krajów na jego mapie jak Polska, Dania czy Szwecja.

Żal o brak zaproszenia do Grand Prix ma czwarty w Challenge'u Kenneth Bjerre. Czy zasłużył na dziką kartę? Patrząc na poziom sportowy, który reprezentował przez cały sezon, niekoniecznie. Ale gdyby BSI z FIM zmobilizowały zawodników do udziału w eliminacjach oraz przedstawiły twarde reguły odnośnie przyznawania dzikich kart, to nie byłoby tematu. Zadecydowałoby to, co wydarzy się na torze.

Wojciech Ogonowski

Źródło artykułu: