Tobiasz Musielak był mocno zaawansowany w rozmowach z Eko-Dir Włókniarzem Częstochowa. Trafiłby pewnie do tego klubu, ale przed decydującą turą negocjacji osobisty dramat, śmierć mamy, dotknął prezesa klubu Michała Świącika. Nie miał on głowy i czasu, żeby zająć się dograniem transferu. Jedyna wątpliwość dotyczyła gwarancji startowych dla 23-letniego żużlowca, bo kwestia kasy była ustalona. Tobiaszowi zależało jednak głównie na tym, żeby po dwóch latach jazdy w kratkę mieć pewność, że będzie mógł liczyć na regularne występy.
Gdy Eko-Dir Włókniarz zawiesił czasowo temat, do akcji wkroczył ROW Rybnik, który szybko i sprawnie zakontraktował zawodnika. ROW się spieszył, bo już wtedy wiedział, że nie uda się pozyskać ani Grzegorza Zengoty, ani Janusza Kołodzieja. Tymczasem Częstochowa po stracie Musielaka odbiła z Rybnika Runego Holtę. W sumie wszystkie strony chyba były i są zadowolone z takiego, a nie innego obrotu sprawy.
Dla Musielaka kontrakt z Eko-Dir Włókniarzem mógł być bardzo dobrym rozwiązaniem. Wszyscy pamiętamy, jak pojechał w finale PGE Ekstraligi w 2015 roku, kiedy w meczu Fogo Unii Leszno z Betard Spartą Wrocław (drużyna jechała swoje mecze jako gospodarz właśnie w Częstochowie) praktycznie załatwił leszczynianom złoto. Zrobił różnicę. Inna sprawa, że Tobiasz wiele obiecuje sobie także po Rybniku. Mówi nam, że zawsze dobrze mu się tam jeździło, a seria treningów i sparingów przed startem ligi pozwoli mu dograć wszelkie niuanse sprzętowe.
ZOBACZ WIDEO Łukasz Fabiański: Przywróciliśmy wiarę sobie i kibicom