Dlaczego drużyny żużlowe buduje się bez trenerów? Czy problem polega na tym, że działacze boją się, że szkoleniowcy źle wydadzą pieniądze, których zgromadzenie wcale nie było, nie jest takie łatwe? A może kadra trenerska jest zwyczajnie słaba i na palcach jednej ręki można policzyć ludzi, których można obdarzyć zaufaniem. - Mnie nie dziwi, że jest jak jest, bo w żużlu tak się przyjęło, że trener dostaje gotowca - mówi Marek Jankowski, były prezes Falubazu Zielona Góra. - Z okresu swojej pracy pamiętam, że jednak pewne pomysły ze szkoleniowcem konsultowaliśmy. Oczywiście nie chodziło o gwiazdy, bo przy całej sympatii dla trenera, to nie on potem płaci te półtora miliona rocznie. Jednak druga linia czy juniorzy to były takie sprawy, o których się rozmawiało - stwierdza Jankowski.
Andrzej Rusko, przewodniczący rady nadzorczej WTS Sparta, tłumaczy nam, że w żużlu to właściciel zapewnia stabilizację i spójną wizję na lata, więc trudno, żeby komuś innemu dawać wszystkie zabawki. - Trenerzy przychodzą i odchodzą, a właściciel zostaje i dźwiga ten ciężar - mówi Rusko. - Pamiętam, jak kiedyś jeden trener przekonywał mnie, że skład zbudowany na koncepcji sześć razy osiem da nam wygraną w każdym spotkaniu. Posłuchaliśmy i z hukiem spadliśmy z ligi. Od tamtego czasu jest tak, że trener musi mnie przekonać do swoich racji - wspomina działacz, który jest w środowisku mocno chwalony za koncepcję składu Betard Sparty.
Z reguły jest tak, że karty w klubach rozdają prezesi, a trenerzy są takim kwiatkiem do kożucha. Nawet można by zapytać, po co oni są potrzebni? - Jednak muszą z tego materiału ludzkiego coś wyrzeźbić w trakcie sezonu, więc to nie jest tak, że są zbędni. Chociaż zawsze znajdzie się prezes, który jest mądrzejszy - zauważa Jankowski, bo w znakomitej większości przypadków trenerzy nie mają wolnej ręki. Prezesi są z nimi w parku maszyn i to oni decydują, lub co najmniej mają ogromny wpływ na decyzje. Ile to razy w sezonie pytaliśmy kto kieruje ROW-em Rybnik. A co stało się w ostatnim meczu rundy zasadniczej w Lesznie, gdy menedżer Adam Skórnicki posprzeczał się z działaczami o to, czy jechać ma Nicki Pedersen czy Tobiasz Musielak? Postawił na swoim, ale stracił pracę.
Prezesi oczywiście przekonują, że trenerzy nie są zbędnym dodatkiem. - Głupotą byłoby kogoś takiego zatrudniać i wykonywać całą pracę za niego - uzasadnia Rusko. - Dlatego zawsze mocno stawiałem na to, żeby brać trenerów, którzy mają swoje zdanie i argumenty w dyskusji. Nigdy nie chciałbym mieć ślepego wykonawcy czy potakiewicza, bo to nic nie daje. Szkoleniowcy są potrzebni, ale trzeba szukać takich, którzy mają wizję i są partnerami w dyskusji, bo tylko to ma sens - dodaje.
Jednak znalezienie w żużlu trenera, który byłby dla prezesa partnerem do dyskusji i autorytetem jest bardzo trudne. Zdaniem Krzysztofa Cegielskiego, byłego żużlowca i eksperta, kadra szkoleniowa jest słaba. - Są trenerzy, tacy jak Gajewski, Cieślak, czy Chomski, którzy mają pozycję i uczestniczą w układaniu drużyny - wyrokuje Cegielski. - Większość ma jednak słabą pozycję, a wśród prezesów nie brak silnych osobowości. Działacze, jako wydający pieniądze, mówią że wiedzą lepiej i wymuszają na trenerach pewne rzeczy. Ci są zbyt słabi, żeby się przeciwstawić. Zresztą niektórzy szkoleniowcy to się nawet cieszą, że nie muszą uczestniczyć w układania składów. To tylko pokazuje, że rynek trenerski jest jaki jest, czyli słaby - kończy Cegielski.
ZOBACZ WIDEO Wybrzeże Gdańsk ogłosiło skład. Weteran, gwiazda i młody talent (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Proste jak robienie dzieci.Tajemnicą poliszynela jest fakt ,że Czytaj całość