W 2011 roku urodzony w 1980 w Hallstaviku żużlowiec sięgnął po swój życiowy sukces. W srebrnym kombinezonie niczym bolid Mercedesa w królowej motosportu Formule 1 mknął przez poszczególne rundy cyklu Grand Prix, by na mecie móc pochylić głowę i pozwolić sobie zawiesić na szyi srebrny medal Indywidualnych Mistrzostw Świata. Odetchnął on, odetchnęli jego kibice. Przecież na początku to właśnie w Andreasie Jonssonie Szwedzi upatrywali następcę Tony'ego Rickardssona, zwłaszcza po tym, jak w 2000 roku zdobył tytuł mistrza globu w kategorii juniorów. Na medal wśród seniorów kazał jednak czekać bardzo długo.
Rok później Jonsson zmienił barwy na krwisto czerwone, ale nie udało mu się zdominować Grand Prix jak niegdyś zespołowi Ferrari wspomnianą F1, mieniącego się podobnymi kolorami. Szwed w 2012 roku zajął 9. miejsce w rywalizacji o światowy czempionat. Od 2011 roku do walki o medale już się nie włączył i przynajmniej przez najbliższe dwa lata tego nie zrobi, bowiem postanowił zrezygnować z zabiegania o powrót do cyklu wyłaniającego światowego mistrza. Po tym, jak mizernie radził sobie w GP w 2016 roku, powiedział pas. Szwed chce się skupić na startach w Polsce i swojej ojczyźnie.
W szwedzkiej Elitserien Andreas Jonsson nadal posiada status gwiazdy. Jest liderem i kapitanem macierzystej Rospiggarny Hallstavik, z którą w tym roku sięgnął po mistrzostwo kraju. A przecież liga szwedzka jest uważana za drugą najsilniejszą na świecie, zaraz po polskiej PGE Ekstralidze. Również na Wyspach Brytyjskich Jonsson radził sobie dobrze, lecz, jak wiadomo, tam od kilku lat poziom rozgrywek mocno się obniżył. Za to w Polsce trudno jest mu się odnaleźć od fatalnego w jego wykonaniu 2015 roku, w którym jego średnia biegowa w barwach zielonogórskiego Falubazu wyniosła jedynie 1,390. Po tamtym sezonie reprezentant Szwecji rozstał się z klubem z Zielonej Góry i trafił do beniaminka z Rybnika. W ROW-ie też nie zagrzał dłużej miejsca. Z Jonssonem rozstano się bez większego żalu, mimo że poprawił on swoje statystyki.
Teraz związał się z Eko-Dir Włókniarzem Częstochowa i jest to dla niego najlepszy, a zarazem niewykluczone, że ostatni moment, by przypomnieć o sobie w pozytywnym znaczeniu polskiej publiczności. Atuty Jonssona? Pierwszy: brak startów w cyklu Grand Prix. W wywiadzie udzielonemu oficjalnej stronie internetowej Włókniarza Andreas przyznał, że jazda w cyklu wyłaniającego IMŚ wiązała się dla niego z bardzo dużą presją. Jonsson każdorazowo chciał walczyć o medale a najwidoczniej kolejne niepowodzenia wytrącały go z koncentracji. Drugi: rezygnacja z jazdy na Wyspach Brytyjskich. Doskonale wiadomo, jak wyczerpujące są starty w dotychczasowej Elite League a od przyszłego roku Premiership. Chodzi nie tylko o częstotliwość rozgrywania spotkań, ale choćby o meczące podróże. Trzeci: samo nastawienie zawodnika. Andreas Jonsson mówi wprost: skupiam się na Polsce i Szwecji. Dokładnie w takiej kolejności.
ZOBACZ WIDEO FOGO Unia Leszno przed sezonem 2017
To nie koniec faktów przemawiających za 36-latkiem. Prezes Włókniarza, Michał Świącik, lokalna prasa czy fani z Częstochowy podkreślali, że Szwedowi będzie sprzyjać częstochowski tor. Sprawdziliśmy zatem statystyki Jonssona w meczach ligowych na torze w Częstochowie od momentu, kiedy odszedł z Włókniarza, czyli od 2004 roku. Zrobiliśmy to celowo, ponieważ zdecydowanie inaczej ocenia się występy zawodnika, który reprezentuje drużynę z danego miasta od tego, który w danym ośrodku ściga się na co dzień. Wówczas można zweryfikować, czy ktoś miał dzień konia, czy dany obiekt mu "leży". Średnia Jonssona na przestrzeni 12 lat przy Olsztyńskiej jest naprawdę imponująca. Nawet będąc w słabszej formie na obiekcie Lwów radził sobie dobrze. W 13 meczach na owalu w Częstochowie przeciwko Włókniarzowi wykręcił średnią biegową na poziomie 2,2. Przynajmniej podczas domowych meczów biało-zielonych w 2017 roku Jonsson powinien być jednym z najmocniejszych punktów tej drużyny.
Były atuty, czas na minusy, choć tych naprawdę trudniej się doszukać. Jednym z nich jest to, że Szwed jest coraz starszy, ma rodzinę, prowadzi biznes i może być mu trudniej skupić się na jeździe na żużlu. Ponadto na sprzyjającym mu częstochowskim torze po raz ostatni jeździł w 2014 roku, a od tego momentu owal SGP Areny Częstochowa przeszedł drobną modernizację. Trzeci aspekt to sprzęt, z którym, pisząc kolokwialnie, Jonsson od jakiegoś czasu nie może się dogadać. Być może właśnie po to zdecydował się na starty w lidze duńskiej, która dla wielu zawodników jest polem doświadczalnym, gdzie mogą sprawdzać różne ustawienia swoich motocykli.
W obecnym momencie kariery Andreasa Jonssona Częstochowa może być idealnym miejscem. Trampoliną, na której odbije się i znów zaznaczy swoją obecność w polskiej Ekstralidze. - Andreas to bardzo utalentowany zawodnik, potrafiący jeździć na żużlu na wysokim poziomie. Zdecydowanie to, że nie będzie jeździć w Grand Prix wyznaczyło mu pewien kierunek, czyli skupienie się na startach w lidze polskiej. Aczkolwiek Andreas od jakiegoś czasu starał się podporządkowywać wszystko pod Polskę. Teraz nadszedł najlepszy na to czas - uważa prezes częstochowskiego Włókniarza, wspomniany Michał Świącik.
Sternika Lwów poprosiliśmy też o komentarz dotyczący bardzo dobrej dyspozycji Jonssona w Częstochowie. Bo warto wspomnieć, że od 2004 roku, zawiódł on tylko raz - w 2006 roku 7 maja dla Polonii Bydgoszcz przy Olsztyńskiej zdobył jedynie 6 punktów i 2 bonusy. Był to najgorszy występ Szweda w Częstochowie od momentu odejścia z Włókniarza. Tak to niemalże nie schodził poniżej dwucyfrowych wyników. - My się możemy tylko cieszyć, że tak jest. Wraca na doskonale sobie znany, szybki tor, na którym można jeździć po całej szerokości. Andreas jest zawodnikiem, który potrafi do ostatniego milimetra wykorzystać owal. Sam zawodnik podczas rozmów z nami nie ukrywał, że powrót po latach do Częstochowy i brak startów w Grand Prix chce wykorzystać do poprawy wyników w polskiej lidze - ocenił Świącik.
I jeszcze, co ważne, to sposób bycia Andreasa Jonssona. Obserwując jego zachowanie można wywnioskować, że optymizm to jest to, co nim kieruje. On wie, jak w drużynie zadbać o atmosferę. - Andreas jest właśnie takim zawodnikiem, który potrafi to wszystko opanować, podejść z chłodną głową, przeanalizować. Nawet jak jakiś wyścig mu się nie uda to nie załamuje się, tylko wyciąga wnioski - podsumował prezes Włókniarza.
Za chwilę może się okazać, że niechciany w innych klubach, skreślany przez ekspertów i zakontraktowany jako przedostatni we Włókniarzu Andreas Jonsson będzie liderem tego zespołu w przyszłym sezonie w PGE Ekstralidze. Nie dlatego, że pozostali zawodnicy tej drużyny będą zawodzić, ale to właśnie Szwed pokaże swoje pozytywy. Historia lepiej nie mogła się dla niego ułożyć. Odchodzą mu zawody, które, jak sam między wierszami przyznał, już go męczyły. Ponadto wraca na jeden ze swoich ulubionych torów, do klubu, który stawia sobie za cel utrzymanie w Ekstralidze a nie medale. Będzie w miejscu, gdzie większość kibiców zdaje się być bardziej wyrozumiałych dla zawodników, gdzie wierzy się w nich mocniej niż ktokolwiek indziej, czasem nawet irracjonalnie.
Fani przypomną sobie lata 2002 - 2003, mistrzostwo Polski, momenty, w których Jonsson był dla nich idolem. Zresztą dla wielu z nich nadal nim jest. To może dać mu pozytywnego kopa.
Wkrótce przekonamy się, czy Andreas Jonsson uszczęśliwi Częstochowę, a Częstochowa jego.