Całkiem niedawno robiłem trenerski bilans minionego sezonu. Wyszło mi, że to środowisko jest nie tylko słabe, ale i bardzo płytkie. Zwłaszcza intelektualnie. Nie ma w nim pogłębionej analizy, niewiele w nim dyskusji o taktyce i wszelkich niuansach (taktycznych, torowych i sprzętowych), których w sporcie żużlowym nie brakuje. Jak w tej sytuacji realizować wielkie plany szkoleniowe, jak walczyć z kryzysem, jak wychowywać nowe pokolenia? To ostatnie zadanie jest szczególnie trudne, bo żużel stał się sportem elitarnym. Już nie ma setki chłopaków pod bramą, a tylko przy takiej ilości można było sobie pozwolić na błąd w selekcji.
Pojawiła się jednak iskierka nadziei. W Lubiczu pod Toruniem ruszył kurs trenerski. Blisko 100 godzin zajęć teoretycznych, praktyki i obrona pracy dyplomowej. Na kurs zapisało się trzynastu panów, a każdy z nich ma napisać pracę z innego zagadnienia. Jedna będzie z fizjologii, druga z psychologii, trzecia z naboru adeptów itd. W sumie ma powstać trzynaście różnych prac, które będą takim zalążkiem polskiego systemu szkolenia. Za pół roku, bo wtedy ma się skończyć kurs, będzie można powiedzieć, że wreszcie mamy jakiś program i nauczycieli, których nie musimy się wstydzić. Kurs w Lubiczu, i to też jest bardzo ważne, skończy się zdobyciem przez uczestników tytułu trenera drugiej klasy. Dotąd mieliśmy wyłącznie instruktorów.
Jeśli mógłbym coś zasugerować to uważam, że kursy na trenera żużlowego powinny być wyłącznie dla byłych zawodników. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że gość, który nigdy nie siedział na motocyklu może być nauczycielem w szkółce. Tu teoria nie wystarczy, to trzeba czuć. Tylko mając doświadczenia związane z jazdą jest się osobą wiarygodną. Tylko wtedy można kogoś innego nauczyć pewnych podstaw. Fajnie, że na kurs w Lubiczu zapisali się Adam Skórnicki, Mariusz Staszewski, Rafał Dobrucki, Robert Kempiński, Robert Kościecha czy Karol Ząbik. Będzie jeszcze lepiej jeśli edukacja wymienionych panów nie skończy się na tym jednym kursie, bo świat nie stoi w miejscu.
Mam nadzieję, że jak już wyleje się ta pierwsza fala trenerów nowej generacji, a za nią pójdą następne, to doczekamy się czasów, kiedy ten sport przestanie stać na głowie. Nie będę już słuchał wypowiedzi prezesów w stylu: "nie pozwolę trenerowi budować drużyny, bo nie chcę, żeby jakiś idiota źle wydał ciężko zdobyte przeze mnie pieniądze". Chcę, żeby ci, których dzisiaj nazywa się idiotami stali się taktycznymi geniuszami, którzy śmiałymi ruchami potrafią odwrócić losy spotkań. Obecnie poziom sportowy tak się wyrównał, że o końcowym wyniku decydują detale. Takim detalem z pewnością może być rozgarnięty trener.
ZOBACZ WIDEO Pierwsze treningi i sparingi pokażą czy tor będzie ich atutem
Kup bilet na PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową! ->
PS1. A propos pieniędzy to całkiem niedawno właściciel jednego z klubów PGE Ekstraligi zdradził mi, że duński średniak chciał od niego wyciągnąć 600 tysięcy złotych za podpis i 5000 za punkt. Potem zszedł na 350 za podpis, ale podniósł o 500 złotych stawkę za punkt. Paranoja i gruba przesada. Oczywiście właściciel go nie wziął. Brawo.
PS2. Żeby była jasność to nie wszystkich trenerów uważam za płytkich intelektualnie. Nie będę tutaj przedstawiał jakiejś listy, ale napiszę tylko, że w tym roku Stanisław Chomski czy Jacek Gajewski (to akurat menedżer) wielokrotnie dali dowody, że mają głowę (w drugim przypadku także plecak) pełną świetnych pomysłów. Szkoda, że poza obiegiem są Jacek Frątczak i Sławomir Kryjom.