Adam Krużyński: Znowu była "łapanka", a temat Lokomotivu nie jest rozwiązany
- Lokomotiv jest dla mnie faworytem ligi. Nie będę zdziwiony, jeśli ją znowu wygra. A ich temat nie jest nadal rozwiązany - mówi sponsor tytularny pierwszej ligi Adam Krużyński.
WP SportoweFakty: Czy o sezonie 2016 w Nice Polskiej Lidze Żużlowej można powiedzieć, że był sukcesem?
Adam Krużyński: Jeśli wyjdziemy od tego, jak trudne były przygotowania do samych rozgrywek, to pewnie tak można powiedzieć. Kluby, PZM i sponsor długo pracowały nad kompromisem. Niepewności, rozmów, a czasami i sporów było bardzo dużo. Uważam, że liga była interesująca. Kluby z najmniejszym potencjałem, czyli rawiczanie i opolanie z pewnością odstawali pod względem sportowym. Wydaje mi się jednak, że w ich przypadku to był cenny sezon. Taka dobra szkoła, w której przez rok mogli podejrzeć, w jakim kierunku odjeżdża pierwsza liga. Jestem przekonany, że w przyszłości to zaprocentuje. Mają za sobą dobre przetarcie.
Awansu znowu nie wywalczyła drużyna, która wygrała rozgrywki. Czy sponsorowi ligi taka sytuacja przeszkadza?
- Na pewno tak, bo to nie jest normalne. Drugi rok z rzędu mamy klub, który wygrywa ligę i moim zdaniem nie może uzyskać awansu z przyczyn tylko i wyłącznie regulaminowych. Poza tym, brakuje po prostu trochę dobrej woli, żeby stworzyć im warunki do startu. Ze sportem nie ma to wiele wspólnego. To problem Polskiego Związku Motorowego. W tej sytuacji należy się poważnie zastanowić, czy starty drużyn zagranicznych mają w ogóle sens. Kibice emocjonują się przez cały rok zmaganiami zawodników. W dużej mierze tych wrażeń dostarcza im Lokomotiv, a finalnie okazuje się, że do Ekstraligi wchodzi drużyna z "łapanki". To jest wręcz niewyobrażalne, że zwycięzca nie może jechać, a druga drużyna nie ma na to ochoty. ZOBACZ WIDEO Pojedziemy na biało-czerwono tylko w polskich rundach?
- Naszym partnerem telewizyjnym była ostatnio Telewizja Polska, która dwukrotnie nie pojechała na finał do Daugavpils, żeby przeprowadzić z niego transmisję. Tak było z przyczyn kosztowych. To jest absurd. Mamy w lidze zespół, który jedzie w decydującym dwumeczu, a jako sympatycy żużla nie możemy obejrzeć tak ważnego spotkania w telewizji.
O telewizji jeszcze porozmawiamy. Wcześniej chciałbym jednak kontynuować wątek Lokomotivu. Pojawiały się propozycje, żeby Łotysze jechali w lidze na normalnych zasadach, ale nie mogli uczestniczyć w dwumeczu finałowym. Co pan o tym sądzi?
- Odpowiem panu na konkretnym przykładzie. Mamy dobrego nadawcę telewizyjnego, z dużym zasięgiem. Na jego antenie żużel oglądają ludzie, którzy niekoniecznie się nim już pasjonują. Jak im wyjaśnimy, że zespół z miejsca numer jeden nie przystępuje ze względów regulaminowych do rywalizacji w finale, a jadą w nim drużyny drużyny z pozycji drugiej i trzeciej? Trudno to obronić. Musimy dążyć do tego, żeby regulaminy były proste. Sytuacje muszą być zero-jedynkowe.
Pan mówi o jasnych regułach, a ja nie słyszałem, żeby nad tematem Lokomotivu ktoś się w ogóle pochylił. A jak znowu wygrają ligę, to wcale zdziwiony nie będę.
- Ma pan rację. To jest ciekawa historia. Z szefem Lokomotivu się przyjaźnię i najpierw zapewniał mnie, że spróbuje przejechać sezon nieco taniej. Być może budżetowo ta drużyna wpisuje się w jego plan, ale pod względem sportowym jest bardzo silna. Zgadzam się, że mogą znowu wygrać ligę i wcale nie będzie to wielka niespodzianka. I rzeczywiście - ich problem nie jest rozwiązany. Powiem więcej, mam wrażenie, że władze polskiego żużla nie zachowały się fair wobec Lokomotivu. Jeszcze wiosną pan Rybnikow był pełen optymizmu po spotkaniu z Andrzejem Witkowskim. Później okazało się, że nie miało to żadnej mocy sprawczej. Mieliśmy do czynienia ze zwykłą kurtuazją ze strony związku.