Hynek Stichauer: Wiedziałem na co się godzę

Jak trudne są debiuty na angielskich torach, potwierdzi każdy młody zawodnik zwłaszcza jeśli pochodzi np. z Polski czy Czech. Hynek Stichauer dostąpił zaszczytu startu spod taśmy i rywalizacji na torze Wolverhampton po raz pierwszy na początku tygodnia. Wynik 2 punkty z bonusem na kolana nie powala, ale jak dotąd pardubiczanin miał okazję tylko do kilku treningów i zaprezentowania się kibicom podczas tradycyjnego Press and Practice day.

- Dostałem na początek ostro po tyłku, ale tak zazwyczaj bywa w pierwszym poważnym starcie i jeszcze na dodatek w Anglii. Jestem tu po naukę oraz po to, aby stawać się lepszym zawodnikiem. Przepraszam jeśli ktoś uważał, że zdobędę od razu dziesięć punktów i z pozycji rezerwowego powędruje do pary np. z Peterem Karlssonem. Ja bardzo chcę zostać "Wilkiem", ale proszę zauważyć, że kiedy stajesz pod taśmą z Fredrikiem Lindgrenem, Oliverem Allenem, Edwardem Kennettem czy Chrisem Harrisem, którzy na tej lidze pozjadali zęby, to naprawdę ciężko o punkty nawet kilka lat bardziej doświadczonym zawodnikom niż ja- podkreśla Stichauer.

Zawodnik naszych południowych sąsiadów podkreśla, że łatwo się nie podda i chwali sobie współpracę z zawodnikami Wolves, którzy na dzień dobry ochrzcili go nowym pseudonimem. - Faktycznie mówią do mnie "Sticky", bo nazwisko Stichauer jest dla nich trochę długie i trudne (śmiech - dop. red). Od jednego z kibiców dowiedziałem się również, że wyglądam na czternaście lat. Fajnie i zarazem bardzo szkoda, że to nieprawda, bo jeszcze tyle lat wieku młodzieżowca by czekało - rozmarza się niespełna 22-letni zawodnik oraz dodaje już na poważnie. - Kiedy miesiąc temu podpisywałem kontrakt z Wolves wiedziałem na co się godzę, dlatego poddawanie się w trakcie nie jest w moim zwyczaju. Nie ukrywam, że ucieszył mnie również fakt wspólnych występów z Adamem Skórnickim, który podobnie jak ja ma duszę rockmana. Ten facet trzyma nasz zespół w dobrym humorze dzięki czemu jesteśmy świetną paczką, a na mnie nie ma wielkiego ciśnienia - kontynuuje Hynek

Tor w Wolverhampton liczy zaledwie 264 metry, co przy pardubickim "lotnisku", na którym wychował się Stichauer jest niesamowitą wręcz różnicą. - Kiedy wyjechałem na tor Monmore Green po raz pierwszy oniemiałem. Próbowałem się przykleić do krawężnika, ale zwłaszcza na drugim łuku mnie strasznie wyrzucało. Pracuję nad tym cały czas, więc mam nadzieję, że w niedługim czasie pojmę i rozgryzę ten tor, bo tak po prawdzie z przełożeniami też nie mogę trafić - dodaje wychowanek ZP Pardubice

W piątek odbędzie się mecz rewanżowy w Coventry, a tam tor ma nieco ponad 300 metrów. - Przecież dla mnie w tym momencie nie ma to żadnego znaczenia (śmiech - dop. red). Może być gorzej lub lepiej, a różnica jest taka, że toru w Coventry na oczy nie widziałem, w Wolverhampton natomiast odbyłem wcześniej treningi. Jednak dobre myśli to podstawa! - kończy wyraźnie podekscytowany "Sticky".

Komentarze (0)