Poprzedni sezon mocno zwrócił uwagę środowiska żużlowego na zawodników, którzy startowali z niezaleczonymi kontuzjami. Ekspert naszego portalu, Krzysztof Cegielski, za tę sytuację obwinił między innymi prezesów i stworzone przez nich przepisy.
Wszystko tak naprawdę zaczęło się od Petera Kildemanda, który w kwietniowym meczu Fogo Unii Leszno z Get Well Toruń dwukrotnie upadał na tor, bo nie miał sił na dalszą jazdę. Za drugim razem wpadł na niego młodziutki Igor Kopeć-Sobczyński. Obserwatorzy mocno zastanawiali się, czy Duńczyk powinien w ogóle zostać dopuszczony do meczu.
Z czasem okazało się, że Kildemand już od dłuższego czasu startował z niezaleczoną kontuzją więzadeł krzyżowych. To był w ogóle pechowy sezon dla Duńczyka, bo do tego doszło kilka mniej lub bardziej bolesnych urazów, jakich doznawał po licznych upadkach. Plecy, żebra, klatka piersiowa... Dopiero trzy miesiące temu żużlowiec przeszedł stosowną operację.
- W 2015 roku doznałem urazu więzadła krzyżowego przedniego. Lekarzom udało się zreperować kolano dzięki przeszczepowi z tylnych więzadeł. Muszę przyznać, że działało to całkiem dobrze. Jeździłem tak przez dwa sezony, ale w zeszłym roku zaliczyłem kilka upadków i stan mojej nogi mocno się pogorszył. Pod koniec roku nie mogłem już za bardzo jej obciążać - powiedział w rozmowie z oficjalną stroną cyklu Grand Prix.
ZOBACZ WIDEO Pierwsze treningi i sparingi pokażą czy tor będzie ich atutem
- Kiedy miałem maraton imprez i ścigałem się kilka dni z rzędu, to kolano zaczynało puchnąć i boleć dużo mocniej. Dlatego właśnie potrzebowałem zabiegu. To był czas aby wykonać to w stu procentach odpowiednio. Przez problemy z kolanem nie byłem w stanie trenować tak, jakbym tego chciał - dodał.
Co warte odnotowania, Duńczykowi już w czerwcu zaproponowano poddanie się operacji. Kildemand nic sobie jednak nie zrobił z zaleceń lekarzy i dokończył sezon. Zabiegowi poddał się dopiero 1 listopada, po zakończeniu rozgrywek - tak aby rehabilitację przechodzić w martwym, zimowym okresie. Sam zawodnik zaznacza jednak, że jeździł ze specjalnym stabilizatorem. I mimo że jego prawa noga nie była w stu procentach sprawna, nie widział przeciwwskazań aby ścigać się na żużlu.