Mistrz Argentyny: Oszukiwali czołowi zawodnicy z Argentyny i kilku bardzo znanych Europejczyków

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Koła od motocykla żużlowego
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Koła od motocykla żużlowego

W Argentynie trwają zmagania o tytuł najlepszego zawodnika w Ameryce Południowej. Ponad trzydzieści lat temu w rywalizacji tej triumfował Matias Ferreras.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: W sezonie 1983/1984 sięgnął Pan po tytuł mistrza Argentyny. Jakie inne trofea zalicza Pan do swoich największych osiągnięć?

Matias Ferreras: Na pewno zwycięstwo w Challenges Cup. Przez dwa sezony pomiędzy półfinałem, a finałem były rozgrywane pojedynki jeden na jednego. W rywalizacji tej startowali najlepsi zawodnicy. Było naprawdę bardzo ciężko. Każdy zawodnik miał na trybunach swój fan club. Zmagania te cieszyły się dużym powodzeniem wśród fanów. Mnie udało się zdobyć jeden z tych pucharów.

Kiedy zaczęła się pana przygoda z żużlem?

- Było to w 1964 roku. Miałem 8 lat, kiedy mój starszy brat zabrał mnie na zawody do Liniers. Od razu zakochałem się w tym sporcie.

ZOBACZ WIDEO Skład MRGARDEN GKM Grudziądz na sezon 2017!


Bardzo często zdarza się, że późniejsi żużlowcy zakochują się w tym sporcie od pierwszego wejrzenia. Kiedy zaczęły się pierwsze treningi? Jak zareagowali na to pana rodzice?

- Na motocykl usiadłem w wieku 15 lat. Mój dobry przyjaciel Carlos Mogorvejo, który był także zawodnikiem, użyczył mi swój motocykl. Pomógł mi on bardzo na starcie. Moi rodzice nie wiedzieli, że zacząłem trenować. Na początku kariery z tego powodu musiałem startować pod pseudonimem. Ścigałem się jako Martin Fierro.

Czy od razu pan zaczął od klasy 500 ccm?


- Nie. Moje początki to motocykl o pojemności 175 ccm. Jeździłem na motocyklu marki Gilera.

Rozumiem, że nie był to motocykl stricte żużlowy?


- Zgadza się. Był to motocykl bodajże włoskiej produkcji do jazdy ulicznej. Przerobiliśmy go tak aby nadawał się do ścigania na torach żużlowych.

Wrócę jeszcze raz do pana rodziców. Kiedy dowiedzieli się o pana pasji?


- Wszystko wydało się kiedy zaliczyłem potężny dzwon w zawodach w Carhue.
Wylądowałem w szpitalu, gdzie przez pół dnia byłem nieprzytomny. Kilku zawodników udało się do mojego domu aby powiedzieć o tym moim rodzicom.

Jak zareagowali na to pana rodzice? Czy byli wściekli?


- Z początku mój ojciec był wściekły. Kiedy jednak już pogodził się z moją pasją, moja mama również powiedziała, że to akceptuje. Mój tato był wojskowym, należał do bardzo surowych osób, ciężko go był przekonać do wielu rzeczy. Na szczęście udało się.

To bardzo ważne kiedy rodzice czy inni bliscy wspierają cię w tym co robisz.
Czy speedway cieszył się w tamtych czasach dużą popularnością?


- W tamtym czasie mnóstwo zawodników było z Bahia Blanca. To przyciągało na stadiony wielu kibiców. Brakowało miejsc. Kolejki na zawody tworzył się już ponad 3 godziny przed rozpoczęciem rywalizacji. Teraz jest inaczej. Brakuje miejscowych jeźdźców, którzy zawsze są magnesem.

Wiem, że w tamtym okresie mieliście dwa tory żużlowe. Co było tego przyczyną?


- Jak to zwykle w życiu bywa, jednym z powodów był konflikt pomiędzy organizatorami. Prezydent klubu z Villa Mitre, który także był kapitanem w wojsku, postanowił wybudować drugi tor. Tak się stało. Poza tym uważał, że żużel jest lepszy od piłki. Twierdził, że piłkarze powinni bardziej grać dla pasji niż pieniędzy. Był oddany żużlowi.

Raz wywalczył pan tytuł mistrza kraju. Wielokrotnie stawał pan na drugim stopniu podium tych zmagań. Co zadecydowało, że udało się w końcu panu wygrać i dlaczego nie udało się już później powtórzyć tego sukcesu.


- W sezonie 1983/1984 byłem w życiowej formie. Mój motocykl był przygotowany perfekcyjnie. Niestety później zawodnicy zaczęli używać niedozwolonych motocykli. Nikt tego nie kontrolował.

Czy ma pan na myśli motocykle o innej pojemności?


- Tak było. Wielu z nich używało podwójnego gaźnika podobnego do tego, którego w ostatnim czasie używał Martin Smolinski. Żeby skontrolować motocykl innego zawodnika należało za to zapłacić. Ja tak zrobiłem. Przeciwnicy podstawiali drugi sprzęt, nie ten, który jak wskazywałem. Organizatorzy przymykali na to oko.

Czy tak robili tylko miejscowi zawodnicy czy Europejczycy też?


- Oszukiwali czołowi zawodnicy z Argentyny i kilku bardzo znanych Europejczyków. Poza tym ja startowałem często w zawodach bo całym dniu pracy. Kiedyś Gerd Riss powiedział mi, że to co robię jest szalone.

To niewiarygodne, że takie rzeczy miały miejsce. Najważniejsze jest jednak chyba to, że przeszedł pan do annałów argentyńskiego speedway’a. Pana nazwisko widnieje na liście mistrzów Argentyny. Czy zdobycie części do motocykla było czymś trudnym?

- Jakiekolwiek części był bardzo drogie. Teraz bierzesz telefon i dzwonisz do Europy. Jeżeli masz pieniądze możesz kupić wszystko. Wtedy nie było to takie proste.

Czy nie żałuje pan braku możliwości startu w tamtym czasie w mistrzostwach świata czy chociażbym w lidze brytyjskiej? Może ktoś z Argentyny miałbym okazję wystartować w finale IMŚ?


- Tak, żałuję. To jest haniebne. To przykre, ale organizatorzy nie należeli do najbardziej inteligentnych osób. Nie potrafili zorganizować nam takich wyjazdów.

Rzeczywiście postawa ówczesnych organizatorów była nie do zrozumienia. A nie staraliście się spróbować pojechać do Europy na własną rękę?


- Kiedyś wyjazd zaproponował mi Giuseppe Marzotto, ale nigdy z tego nie skorzystałem.

Co pan myśli o obecnym żużlu? Czy atmosfera zmieniła się w ostatnich dekadach? Czy kierunek w argentyńskim żużlu jest teraz właściwy?


- Według mnie kierunek argentyńskiego speedway’a nie jest teraz właściwy. Przede wszystkim brakuje topowych zawodników z Bahia Blanca. Zawsze jeździłem z oddaniem dla swojego klubu, dla fanów, pomagałem budować tor, robiłem coś dla tej dyscypliny. W Argentynie ten sport stał się biznesem. Nie ma żadnego projektu na jego rozwój, a organizatorzy dbają tylko o własną kieszeń.

Ja również uważam, że żużel generalnie dla wielu stał się biznesem i dzieje się tak teraz niemalże na całym świecie. Którzy zawodnicy robili na panu największe wrażenie? Może ktoś z Polski?


- Największe wrażenie robił na mnie zawsze Anglik John Davis. Bardzo podobała mi się również jazda Szwajcara Marcela Gerharda oraz Niemca Gerda Rissa. Z polskich zawodników najbardziej podoba mi się Paweł Miesiąc. Jego styl jazdy i kontrola motocykla jest naprawdę bardzo dobra.

Na koniec chciałem zapytać czy nie tęskni pan do żużla? Czy nie chciałby pan wsiąść na motocykl i zrobić chociaż jedno kółko na torze?


- Żużel to mój sport. Jestem świadomy tego, że mam 61 lat. Pewnie, że chciałbym jeździć. Jeżeli bym nadal jeździł to na pewno dawałbym z siebie wszystko, tak ja robiłem to zawsze.

Rozmawiał Przemysław Jany

Matias Ferreras urodził się w 29 maja 1956 roku w Villarrín de Campos w Hiszpanii. W sezonie 1983/1984 wywalczył tytuł Międzynarodowego Indywidualnego Mistrza Argentyny. Pięciokrotnie sięgał po tytuł wicemistrza kraju. 66 razy wygrywał bieg finałowy. Jego syn Matias Ferreras także próbował sił na żużlowym torze.

Komentarze (0)