WP SportoweFakty: W 1953 roku po raz pierwszy zagościł żużel w Żarnowicy. Od tamtego czasu były zapewne wzloty i upadki żużla na Słowacji. Jak jest teraz?
Martin Buri: Aktualnie żużel w Żarnowicy ponownie przeżywa dobry czas. Wzrosła liczba zawodów. Organizujemy ich około ośmiu, dziewięciu w ciągu roku. Również mamy większą kadrę zawodniczą. Kiedyś to był jeden czy dwóch zawodników. Teraz możemy sobie pozwolić na wystawienie siedmioosobowego zespołu. Dobrze prosperuje też nasza szkółka żużlowa, w której znajduje się sześciu adeptów. Poza tym odbywa się u nas około czterdziestu treningów w roku, spotykamy się w okolicznych miejscowościach na imprezach i promujemy żużel. Byliśmy nawet na wystawie motocykli w Bratysławie. Działamy pełną parą.
[b]
Skąd taki progres?[/b]
- Do roku 2011 stan żużla w Żarnowicy był krytyczny. Wówczas zdecydowaliśmy się stworzyć Speedway Club i z roku na roku jest już tylko lepiej. Co prawda wówczas na żużel było przekazywanych więcej pieniędzy, aniżeli teraz. Było więcej sponsorów, dotacji z miasta, państwa i bańskobystrzyckiego kraju, ale nie było tego widać na zewnątrz. Reprezentacja nie miała żadnej opieki, nie było też mowy o szkoleniu, a nawet o treningach. Stanowiło to smutny obraz. Dziś jest lepiej i widać progres, o którym mówimy.
Pomogły wam w tym również wyniki Martina Vaculika?
- Same rezultaty Martina, nie dałyby wiele. Świetne wyniki robił już przecież przed rokiem 2011, a nasz miejscowy żużel nie szedł dobrą stronę. W starym klubie nic się nie zmieniało. Po utworzeniu Speedway Clubu, który zjednoczył fanów, sponsorów i osobę Martina Vaculika, zyskaliśmy trzy ważne „motory napędowe“. Teraz rzeczywiście można powiedzieć, że korzystamy z wyników naszego lidera.
Vaculik jest bez wątpienia najlepszym żużlowcem w historii słowackiego żużla. Jest szansa by jeszcze teraz pojawił się w Żarnowicy "nowy Vaculik"?
- To prawda. Jest on bezkonkurencyjnie najlepszym żużlowcem w naszej historii, która zaczęła się w roku 1931 w Koszycach. Na ten moment ciężko będzie, by ktokolwiek zbliżył się do jego wyników. Jesteśmy w podobnej sytuacji, jak kiedyś Włosi, którzy mieli Armando Castagnę, czy Węgrzy mający Zoltana Adorjana. Nawet współcześnie w Chorwacji jest Jurica Pavlic, a w Słowenii Matej Zagar. My mamy podobne położenie. Musimy jeszcze nad tym popracować.
W ostatnim czasie powstała nowa liga - Speedway Friendship Cup. Jaki jest jej cel?
- Chcemy wychować żużlowców z jakością i ukazać im drogę do elity, w której jest Martin Vaculik. SF Cup jest stworzony dla młodych zawodników, którzy mają jak najczęściej jeździć. Każdy z nich chce przecież jeździć w Polsce, a tam dostają się tylko najlepsi. Dlatego też chcemy dać im możliwość jazdy w takiej lidze, gdzie mogą często startować i zwiększać swoje doświadczenie. Młody zawodnik potrzebuje w sezonie więcej niż dwudziestu turniejów.
ZOBACZ WIDEO Pierwsze treningi i sparingi pokażą czy tor będzie ich atutem
Ta liga to wasz pomysł?
- Nad utworzeniem ligi rozmyślaliśmy już od zimy 2015/2016, kiedy to Słoweńcy odmówili przyjęcia Ukraińców do Ligi Adriatyckiej. Chcieliśmy rywalizować z ukraińskimi klubami, ponieważ tam żużel też zaczął się rozwijać, a szczególnie praca z młodzieżą. Kiedy podczas ostatniego sezonu Słoweńcy i Chorwaci mieli problem, by wystawić pary do rozgrywek adriatyckich, a organizatorzy musieli za nich wystawiać swoich zawodników, zdecydowaliśmy się na taki krok. Razem z Czechami zaczęliśmy się orientować, które kluby i jakie kraje są w podobnej sytuacji do nas: czyli posiadają wielu młodzieżowców, a nie mają możliwości zbyt częstej jazdy. Tak udało nam się dogadać z klubami z Równego, Debreczyna i na koniec ze Świętochłowic.
W zespole ligowym ma być czterech zawodników. Wielu jest chętnych na te miejsca?
- Jak wspominałem, mamy siedmiu żużlowców. Oczywiście Martin Vaculik nie będzie rywalizował w tej lidze, więc do dyspozycji pozostaje sześciu. Skład będziemy ustalać tak, by każdy miał dostateczną ilość zawodów.
Skłaniacie się ku jakiemuś wynikowi?
- Po pierwsze ma być to dobra szkoła dla naszych jeźdźców. Będziemy szczęśliwi z każdego wyniku, a najbardziej, jeśli wygramy. Nie jest to jednak najważniejsze. Chłopacy mają się po prostu rozjeżdżać.
Poza Vaculikiem w polskiej lidze nie startuje żaden inny Słowak. Czy już dziś, pana zdaniem, któryś z zawodników sprostałby wymaganiom w polskiej lidze?
- Wszystko pokaże początek sezonu. Patrik Buri, najstarszy z naszych wychowanków, nawiązał w zeszłym roku kontakty w Polsce. Wierzymy, że tym sezonie ukaże się w jeszcze lepszym świetle, a także reszta pójdzie z formą w górę. Dzięki temu mogą zachęcić polskie kluby do zakontraktowania ich.
Kilkanaście lat temu startowali w Polsce m.in. Jaroslav Gavenda i Gaspar Forgac. Są jeszcze przy żużlu?
- Jaroslav Gavenda to Czech, który w sezonach 1996-1999 startował ze słowacką licencją. Aktualnie pracuje w Brezolupach i jest jednym z włodarzy klubu. Forgac natomiast od około trzydziestu lat mieszka w Czechach. Od czasu do czasu pojawia się w Żarnowicy na zawodach, ale jako kibic. Czasem pomaga też Tomasowi Suchankowi, jako mechanik. W roku 2015 Gaspar startował u nas w zawodach weteranów.
W Polsce żużel jest prawie religią. Na Słowacji jest tylko jeden ośrodek żużlowy i zapewne jesteście na pewien sposób egzotyczni. Słowacy np. w Bratysławie, Żylinie czy Koszycach wiedzą coś na wasz temat?
- Trudno to stwierdzić. Na pewno o Żarnowicy wiedzą fani motorsportu, którzy oglądali relacje żużlowe w latach 80. w telewizji. Wprawdzie teraz żużel dostaje się częściej do mediów dzięki Martinowi i działalności naszego klubu. Jednak wiele młodych ludzi, którzy urodzili się później, po wspomnianych latach, już o nas nie wie.
Trudniej jest przez to o sponsorów?
- W Żarnowicy i w okolicach mamy ich. Brakuje jednak większych sponsorów. Nasze miasto jest małe, jego liczebność wynosi 6100 obywateli, dlatego nie ma tu wielkich firm. Nie mamy sponsora, który dałby nam np. 10 tysięcy euro lub więcej. Na całe szczęście bardzo dużo pomaga nam urząd miasta.
Mimo to jest szkółka żużlowa i coraz więcej zawodów żużlowych, w tym rangi mistrzowskiej...
- Próbujemy być dobrymi partnerami dla FIM i FIM Europe. Robimy wszystko, co w naszej mocy, by tor był wysokiej jakości, by mieć dobry sprzęt i spełniać wymaganiom według kryteriów FIM. Chcemy co roku organizować zawody z kalendarza obu federacji. Dzięki temu możemy propagować żarnowicki żużel nie tylko na Słowacji, ale i na świecie.
Niegdyś polskie media obiegła informacja nt. zniszczonego toru i bandy na żarnowickim stadionie. Ten problem został rozwiązany?
- Na szczęście to już przeszłość. Jak wspominałem, przed rokiem 2011 żużel w Żarnowicy był bliski upadku. Dlatego urząd miasta pozwolił organizować zimą wyścigi aut na żużlowym torze. Kiedy nawierzchnia była zmarznięta, gdy był śnieg, to było tylko widać uszkodzenia bandy okalającej tor po tych rajdach. Gdy przyszła wiosna i roztopy to pojawił się wielki problem. Auta ścigające się na torze wygrzebały duże kamienie spod nawierzchni i podczas sezonu żużlowego, mimo naprawy, pojawiały się dziury. To było bardzo niebezpieczne. Jesienią 2013 roku rajdy organizował klub AMK Plocha Draha. Wtedy to doszczętnie zniszczono tor. Opony aut dostały się do podłoża, do ziemi. Ponownie uszkodzone zostały też bandy, które w tym samym roku były wymieniane na nowe. Zainicjowaliśmy więc akcję, by zaniechano organizacji tego typu zawodów. Poparli nas kibice, mieszkańcy, a także władze miasta i od tego momentu mamy spokój. W roku 2014 naprawiliśmy tor i rynny odwadniające. Dzięki dotacjom z urzędu miasta i naszym pieniądzom się to udało i działa dobrze do dziś.
Rozmawiał Kacper Ginter