Rok temu do Poznania zawitała żużlowa PGE Ekstraliga. Swoje mecze rozgrywała tam Betard Sparta Wrocław, która własny obiekt miała w remoncie. Dzięki temu kibice mogli oglądać już nie tylko wyczyny Dawida Kownackiego czy Karola Linetty'ego na Bułgarskiej, ale i zobaczyć, jak jeździ mistrz świata Tai Woffinden. Wielu złapało żużlowego bakcyla i to jest dobra wiadomość dla reaktywowanej żużlowej drużyny z Poznania. Zresztą Kownacki, napastnik Lecha Poznań, na pewno wpadnie kilka razy na Golęcin, bo jest fanem speedway'a.
Poznaniacy nie mieli swojej żużlowej drużyny od sezonu 2011. Tuż przed rozgrywkami w 2012 roku z ligi wycofał się zespół PSŻ-u, tłumacząc to problemami ze stadionem i trudną sytuacją finansową. Na powrót speedwaya z prawdziwego zdarzenia mieszkańcy tego miasta czekali do 2016 roku, czyli do wspomnianych już gościnnych występów Betardu Sparty. W sezonie 2017 poznańscy kibice nie będą musieli kibicować już obcym drużynom czy też jeździć na mecze żużlowe do Leszna bądź Piły. Reaktywowana została bowiem lokalna drużyna, która pod nazwą Naturalna Medycyna PSŻ przystąpi do rozgrywek II ligi.
Czy żużlowy zespół może stanowić konkurencję dla Lecha? W pierwszym sezonie PSŻ stawia sobie ambitne cele. - Nie ukrywamy, że chcielibyśmy wypełnić nasz stadion. Liczy na frekwencję w granicach czterech tysięcy kibiców - mówi prezes Arkadiusz Ładziński.
Działacze wierzą, że lokalna drużyna, złożona przede wszystkim z młodych zawodników, przyciągnie lokalnych kibiców. Na pierwszy mecz Sparty ze Stalą Gorzów przyszło 7000 widzów. Na kolejnych spotkaniach frekwencja była gorsza, ale to było związane z kłopotami z torem. Trudno było go przygotować i robić widowiska.
ZOBACZ WIDEO Zawodnicy mają dość. Pójdą z Wandą Kraków do Trybunału!
Teraz ma być jednak inaczej, lepiej. Dosypano granitu, dzięki czemu nawierzchnia będzie przygotowywana nieco inaczej, a zawodnicy - jak zapowiada prezes - mają mieć więcej ścieżek do ścigania. Klub chce przekonać kibiców do przychodzenia na stadion, przeprowadzając w mieście liczne akcje marketingowe. Jedną z nich było zawitanie do ponad dwudziestu lokalnych przedszkoli, gdzie żużlowcy PSŻ-u pojawili się wraz ze swoimi motocyklami. Jak magnes przyciągać mają także tanie bilety, zachęcające do przychodzenia na stadion z całymi rodzinami.
PSŻ ma o kogo walczyć, bo potencjał kibicowski, jeśli chodzi o Poznań, jest ogromny. Wystarczy wspomnieć o piłkarskim Lechu, którego niedawny mecz z Lechią Gdańsk przyciągnął na trybuny przeszło 30 tysięcy widzów. PSŻ o takim wyniku nie marzy, bo obiekt na Golęcinie może pomieścić... 7 tysięcy kibiców. Włodarze klubu żużlowego mówią zatem, aby życzyć im kompletu, czyli sprzedaży wszystkich wejściówek.
Czy Naturalna Medycyna PSŻ będzie z Lechem konkurować? I tak, i nie. Działacze klubu żużlowego liczą, że część kibiców piłkarskich da się przekonać do żużla. Z drugiej jednak strony, chcą organizować swe mecze o takich godzinach, by te nie kolidowały z piłką nożną. Dla przykładu inauguracyjny mecz II ligi z Kolejarzem Rawicz, zaplanowany na 9 kwietnia, rozpocznie się o 13:45. Wszystko dlatego, by fani zdążyli na spotkanie Lecha Poznań, który kilka godzin później - o 18:00 - podejmie Legię Warszawa.
Sport drużynowy w Poznaniu kojarzy się przede wszystkim z piłką nożną. Możliwe jednak, że w najbliższych latach się to zmieni i przynajmniej część sportowej Polski będzie łączyła to miasto także z żużlem. Można zresztą powiedzieć, że miłość do speedwaya w Poznaniu istnieje, ale jest tylko uśpiona. Warto pamiętać, że pierwszy klub żużlowy powstał w tym mieście już w okresie międzywojennym. Tuż po II Wojnie Światowej drobny epizod zaliczyła natomiast Gwardia Poznań.
Działaniom PSŻ przygląda się teraz cała żużlowa Polska. - Myślę, że wszyscy w środowisku bez wyjątku kibicujemy ośrodkom, które wracają - mówi były żużlowiec i medalista mistrzostw świata, Zenon Plech. - Żużel, by przetrwać i rozwijać się, potrzebuje jak największej liczby klubów. Start w rozgrywkach PSŻ to dobry sygnał. Wszystko musi mieć jednak ręce i nogi. Gorzej, jeśli takie kluby wracają i za kilka lat upadają - dodaje. W Poznaniu wierzą w każdym razie, że potknięcie im się nie przydarzy. Nieprzypadkowo na pierwszym miejscu stawiane są finanse. Powtórka z poprzedniej dekady, gdy poznański klub upadł po sześciu sezonach ma się nie przydarzyć.