Wydawało się, że Get Well Toruń wygra pierwszy mecz w tym sezonie. Przed 15. biegiem ostatniego meczu z Fogo Unią Leszno było 42:42. W finale jechał niepokonany dotąd Greg Hancock. Amerykanin zawiódł jednak na całej linii. Źle rozegrał pierwszy łuk i przyjechał ostatni. Startujący z nim w parze Michael Jepsen Jensen urwał gościom tylko 2 punkty i spotkanie skończyło się wynikiem 44:46.
Hancock nie krył żalu: - Zupełnie nie tak miało być - mówił. - Czuję się, jakbym przeszedł drogę z bohatera do zera. I to na jednym łuku. To naprawdę boli, bo pracujemy bardzo ciężko, staramy się być coraz lepsi z każdym biegiem, ale to nie ma znaczenia, gdyż wciąż przegrywamy jako zespół. W następnym meczu w Częstochowie po prostu musimy zwyciężyć. Nie ma już miejsca na porażki, sytuacja robi się bardzo trudna - przyznał żużlowiec.
Trzeba przyznać, że ostatni wyścig niedzielnego widowiska ułożył się dla Amerykanina bardzo pechowo. Po starcie było dość ciasno w pierwszym wirażu, a czterokrotnego mistrza świata bardzo mocno wywiózł Kołodziej. Doświadczony zawodnik utrzymał się na motocyklu, lecz stracił tym samym bardzo dużo dystansu do całej stawki. - Oczywiście bardzo łatwo jest teraz usiąść i pokazywać palcem winnych, ale jestem zły, bo mam wrażenie, iż sędziowie powinni czasem działać w sposób bardziej zdecydowany, żeby dać nam szansę. Być może nawet mogłem się położyć i poczekać na powtórkę biegu, ale na torze myślę tylko o wygrywaniu - komentuje Hancock.
Oczywiście trudno nazwać Hancocka ojcem porażki. On jeździ już naprawdę nieźle, zawodzą za to inni. Choćby Paweł Przedpełski. Hancock broni jednak młodszego kolegi. - Wierzę, że on naprawdę bardzo się stara. Przejście na pozycję seniora przynosi ze sobą ogromną presję i sporą dawkę nerwów. Musi złapać nieco świeżości i wtedy wszystko się odmieni - przekonuje Amerykanin.
ZOBACZ WIDEO Real zmiażdżył rywala! Zobacz skrót meczu Granada CF - Real Madryt [ZDJĘCIA ELEVEN]