Łowca kozłów. Z budowania torów zrobił biznes i zbił na tym fortunę

Ole Olsen, choć skompromitował się w Polsce dwa lata temu, ma monopol na układanie sztucznych nawierzchni żużlowych na wielkich stadionach. Przed sobotnim, kolejnym Grand Prix w Warszawie, trzy dni budował tor. Dostanie za to blisko milion złotych.

Dariusz Ostafiński
Dariusz Ostafiński
Ole Olsen na PGE Narodowym WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Ole Olsen na PGE Narodowym

Trzy lata temu polscy kibice mieli ochotę udusić Ole Olsena gołymi rękami. Zbudowany przez niego tor żużlowy na PGE Narodowym nie do końca był bezpieczny. Na dokładkę zapomniał zabrać zapasową maszynę startową. Zawody przerwano po trzech seriach. Ludzie domagali się zwrotu za bilety.

71-letni Olsen był w latach 70. gwiazdą żużla. Trzykrotnie zdobył tytuł mistrza świata, 13-krotnie został mistrzem Danii. - Zapamiętałem go jako pedanta - mówi Zenon Plech, wicemistrz świata na żużlu. - Żużel to brudny sport, a on po każdym biegu czyścił strój szczotką. Nosił charakterystyczną żółtą skórę. W czasach, gdy jeździł, Dania to był tylko Olsen. Był wielkim zawodnikiem.

Grand Prix to jego dziecko

Po zakończeniu kariery zbudował własny tor żużlowy w niespełna 10-tysięcznym duńskim Vojens. Odbyło się tam wiele ważnych imprez, w tym 13 turniejów cyklu Grand Prix. Olsen chciał też zbudować żużlowy stadion w Kopenhadze, stolicy Danii. Miał gotowy projekt, ale nie udało mu się pozyskać inwestorów.

W 1995 roku Olsen został dyrektorem cyklu Grand Prix. Trudno było jednak dokonać innego wyboru. - Grand Prix to jego dziecko - zauważa Andrzej Rusko, przewodniczący rady nadzorczej WTS Wrocław . - On wymyślił, że cykl turniejów zastąpi jednodniowe finały. Pierwsze zawody robił we Wrocławiu. Pamiętam, że przyjeżdżał do nas z Anglikami, którzy kupili od FIM prawo do organizacji Grand Prix.

ZOBACZ WIDEO Dlaczego Sparta nie namówiła Sławomira Kryjoma? Menedżer podaje powód

Olsen nie tylko dał cyklowi Grand Prix początek, ale i napędzał turniej swoimi pomysłami. - Kolejne systemy rozgrywek, w tym słynny knock-out (zawodnik odpadał po dwóch słabych biegach - dop. red.), rodziły się w jego głowie - podkreśla Leszek Tillinger, wieloletni działacz Polonii Bydgoszcz, który współpracował z Duńczykiem przy organizacji rund GP. - Olsen każdy swój pomysł na formułę opatentował i nikt inny nie mógł robić zawodów według tego samego systemu.

Do Polski przyjeżdżał strzelać do kozłów

Dyrektorem cyklu był Olsen do 2009 roku. Żaden z jego następców nie miał takiego autorytetu u zawodników jak Duńczyk. Polscy organizatorzy turniejów GP też chwalili sobie współpracę z Ole, choć łatwo nie było. - Dzień przed zawodami, po treningu, odbywał się bankiet - wspomina Tillinger. - Olsen potrafił urwać się z imprezy i przyjechać o północy na stadion, żeby sprawdzić, czy czegoś nie kombinujemy.

Polskę Olsen odwiedzał nie tylko przy okazji zawodów Grand Prix, ale i z powodu zamiłowania do polowań. Wraz z kolegami ze swojego okręgu łowieckiego przyjeżdżał, żeby postrzelać do dzików, ale przede wszystkim kozłów. Ole lubi myśliwskie trofea. We Wrocławiu wspominają, że swego czasu przegrali z Bydgoszczą licytację o Grand Prix, bo ta dołożyła do oferty polowanie w Borach Tucholskich. Tillinger twierdzi jednak, że to nieprawda.

Czy Ole Olsen osiągnął perfekcję w układaniu sztucznych torów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×