Josh Grajczonek: Dostaję pieniądze od Stali Rzeszów

WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: Josh Grajczonek
WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: Josh Grajczonek

Josh Grajczonek jest zadowolony ze współpracy ze Stalą Rzeszów. - Dostaję pieniądze. Klub mi płaci - mówi 27-letni Australijczyk, który notuje bardzo udany sezon.

Josh Grajczonek wrócił do składu Stali Rzeszów na mecz z Polonią Bydgoszcz po dwumiesięcznej przerwie. Australijczyk nie jeździł ostatnio w barwach Stali ze względu na kolizje terminów z meczami Championship, które w jego przypadku mają pierwszeństwo. Podobnie było u Chrisa Harrisa. Brytyjczyk wystawił jednak Stal do wiatru, bo podpisał kontrakt z Peterborough Panthers w środku sezonu.

- Harris wybrał jazdę w Peterborough, które też jeździ w niedzielę, a dodatkowo on ściga się na długim torze. To powód, dla którego nie ma czasu jeździć w Polsce. Nie wiem czy to dobra decyzja. Ja bym tak nie postąpił, bo to trochę problem dla klubu. Sam miałem kolizję terminów, ale teraz już wracam i w Krakowie też będę do dyspozycji - mówi nam Grajczonek.

27-letni "Kangur", jeśli tylko pojawia się w drużynie Janusza Stachyry, to jest jej liderem. Według naszych informacji Australijczyk będzie pierwszym wyborem włodarzy klubu w jesiennym okienku transferowym. Stal będzie chciała przedłużyć współpracę z Grajczonkiem, o ile oczywiście sama utrzyma się w Nice 1.LŻ. Po niedzielnym meczu z Polonią (52:38) jest już jednak bliżej niż dalej zachowania ligowego bytu.

- Dostaję pieniądze od Stali. Klub mi płaci i nie ma z tym problemu. Bardzo dobrze współpracuje mi się z Marcinem Janikiem. Nigdy nie ma problemu, żeby ktoś podwiózł mnie np. na lotnisko. Mam też fajny hotel. O takie rzeczy nie muszę się martwić, tylko skupić na jeździe. Zobaczymy jak to się potoczy, najpierw trzeba być skoncentrowanym na tym sezonie - dodaje Grajczonek.

ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody (WIDEO)

Australijczyk nie ukrywa, że chciałby kiedyś reprezentować barwy swojego kraju w zawodach DPŚ. W tym sezonie podopieczni Marka Lemona mocno zawiedli. Najpierw przegrali z Brytyjczykami w półfinale w King Lynn, a następnie w barażu ulegli reprezentacji Rosji.

- No pewnie, że chciałbym dostać szansę za rok. W takich zawodach nigdy nie jest łatwo. Nie było mnie w drużynie, więc ciężko jest mi powiedzieć co poszło teraz źle. Wiem tylko, że chłopaki byli mocno rozczarowani tym, że nie dojechali do finału - zaznacza Grajczonek.

Zawodnik Stali Rzeszów zdradza też tajemnicę, w jaki sposób Mark Lemon rokrocznie ustala skład na DPŚ. - Trener bierze pod uwagę nasze wyniki z ligi angielskiej. Chris Holder, Jason Doyle, Troy Batchelor i Sam Masters mieli lepsze średnie, więc nie mogę być zaskoczony, że nie znalazłem się w drużynie. Ale jeśli za rok uda mi się przekonać Lemona, to będę do jego dyspozycji - kończy Grajczonek.

Źródło artykułu: