Bartosz Zmarzlik: Ogrom pracy zaprocentował. Znów czuję się komfortowo (wywiad)

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Bartosz Znarzlik
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Bartosz Znarzlik

Bartosz Zmarzlik znów jest piekielnie szybki. Udowodnił to w Cardiff, a potwierdził dzień później w Ostrowie w Lotos MPPK, gdzie imponował odważnymi szarżami, a później wygrywał z gigantyczną przewagą nad rywalami.

W tym artykule dowiesz się o:

Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Wspominał pan często, że szuka pan szybkości. Czy po tym jak w Grand Prix w Cardiff i Lotos MPPK w Ostrowie zaprezentował pan szarże zapierające dech w piersiach, można już powiedzieć, że wreszcie jest to, czego pan oczekiwał?

Bartosz Zmarzlik: Nie ukrywam, że w ostatnich zawodach jeździło mi się zdecydowanie bardziej komfortowo niż na początku sezonu. Wciąż z całym teamem pracujemy, żeby ta moja szybkość się poprawiła. Naprawdę, nie jest to łatwe. Wykonaliśmy w ostatnim czasie naprawdę ogrom pracy. Cieszy to, że widać efekty i jest przekonanie, że nie poszło to na marne. Zmierzamy w dobrym kierunku.

[b]

W Cardiff nie było podium na skutek defektu motocykla w finale, ale wcześniej wygrał pan w cuglach rundę zasadniczą. To przełomowy występ w Grand Prix w tym sezonie?[/b]

Mam nadzieję. Szkoda podium, ale najważniejsze były punktu, które zbierałem przez całe zawody. Klasyfikacja przejściowa cyklu Grand Prix znowu się zmieniła. Awansowałem do czołowej ósemki, aczkolwiek to dopiero, a z drugiej strony aż połowa sezonu. Za nami sześć rund i kolejne tyle do odjechania. Będę robił, co tylko w mojej mocy, by piąć się w górę.

W waszym żużlowym świecie wszystko niesamowicie się kręci. Kilka dni temu brał pan udział w ceremonii otwarcia World Games we Wrocławiu, później Grand Prix w Cardiff, teraz Lotos MPPK w Ostrowie. Za kilka dni ponownie Wrocław i walka o historyczne medale Światowych Igrzysk Sportowych. To dla żużlowców wyjątkowa impreza?

Ceremonia otwarcie wywarła na nasz wszystkich piorunujące wrażenie. Wszystko było perfekcyjnie zorganizowane i przeżycie podczas przemarszu przez stadion wraz z reprezentacją Polski są nie do opisania. Od tamtego dnia nie było mnie jeszcze w domu. Jestem ciągle w drodze, więc proszę się nie dziwić, że tak się śpieszę w drogę powrotną do domu. Można zażartować, że ostatnio tak szybko jeżdżę, żeby jak najszybciej wrócić do domu.

Marzy pan o tym, by w najbliższą sobotę wraz z kolegami do kolekcji medali, które stały się pana udziałem, dorzucić ten z World Games?

Każdy medal jest ważny czy to mistrzostw świata czy tak jak teraz Światowych Igrzysk Sportowych. Do zawodów podejdziemy skupieni i będziemy robić, co tylko się da, by zwyciężyć. Okazji na zdobycie medalu imprezy tej rangi jako żużlowcy możemy szybko powtórnie nie mieć.

ZOBACZ WIDEO Budowa nowego stadionu Orła z lotu ptaka. Widok jest imponujący! (WIDEO)

W niedzielę zdobył pan dla Stali Gorzów złoty medal Mistrzostw Polski Par Klubowych. Zdaje pan sobie sprawę, jak pięknie historia zatoczyła koło? Dokładnie 40 lat temu, na tym samym torze, ten sam tytuł wywalczył m.in. Bogusław Nowak, pana pierwszy trener...

Rzeczywiście, to piękne podtrzymanie tradycji. Bogusław Nowak jako pierwszy uczył mnie żużla i tym bardziej chcieliśmy nawiązać do sukcesów Stali Gorzów sprzed lat. Cieszymy się ze zwycięstwa, tym bardziej, że przed zawodami na stawiono nas w roli faworyta do złotego medalu. Wraz z Krzysztofem Kasprzakiem zrobiliśmy swoje punkty i cieszymy się z tytułu.

Patrząc na punktację, w której zwycięzca ma 6 punktów przewagi nad wicemistrzem, mogłoby się wydawać, że ten tytuł przyszedł Stali Gorzów stosunkowo łatwo. Jak było w rzeczywistości?

Myślę, że każdy z zawodników potwierdzi to, że w dzisiejszych czasach żadne zwycięstwo nie przychodzi łatwo. Obecnie w speedwayu o sukcesie decydują takie niuanse, że trzeba być skupionym przez całe zawody. Bywa tak, że wygrywa się jeden wyścig, a w kolejnym przyjeżdża do mety na końcu stawki.

Ten finał MPPK miał być krokiem do odbudowy prestiżu tych zawodów. Pana zdaniem udało się spełnić ten cel?

Jak najbardziej. Zawody trzymały w napięciu do ostatnich metrów wyścigu dodatkowego, w którym Krzysztof Buczkowski walczył z Szymonem Woźniakiem o brązowy medal. Nikt tutaj nie przyjechał przegrywać. Każdy walczył na maksa o medale.

Źródło artykułu: