Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Starty i falstarty

Piszę te patetyczne słowa do Was żużlowy narodzie w Wielki Piątek. Sorry, że będzie trochę chaotycznie, ale jedną ręką właśnie stukam w komputer, a drugą myję okno. Rozkojarzony jakby więc jestem. Miałem trzepać dywan, ale nawinął mi się jakiś chuligan, co to bazgrał sprayem po mojej bramie, więc najpierw trzepaczką przetrzepałem jego.

W tym artykule dowiesz się o:

Mamy więc już stracone dziewictwo, czyli pierwszą kolejkę żużlową Anno Domini 2009 (rozegrano ją 5 kwietnia) w kryzysowej Polandii. "Karuzella, karuzella co niedziela, karuzella”. Tak kiedyś śpiewała Maria Koterbska. Ta sama, która w innej piosnce wychwalała niebieskie tramwaje, co to mkną po wrocławskich ulicach. O tym Wam tak opowiadałem w poniedziałkowym magazynie TVP pt. "Wokół Toru” 6 kwietnia: Specjalnie dla telewizorni ja ubrał się w świąteczna koszuli, wbił się w ciemny garnitur i siadł na krzesełku karuzelu w lunaparku kole mostu Grunwaldzkiego, żeby pokazać Wam, jak się zwykle bawi mój Wrocław po sumie w niedzielę.

Oczywiście symbolicznie chodziło mię o to, że właśnie ruszyła nasza polska ligowa, żużlowa karuzel.

Generalnie po tej inauguracji morał jest taki: nie mów hop, zanim nie przeskoczysz. Nie ma więc co wyciągać zbyt pochopnych wniosków po pierwszych meczach, zwłaszcza, że kilka drużyn i sporo zawodników odjechało zbyt mało sparingów i treningów, żeby dobrze do tej inauguracji się przygotować. Ale po świątecznym sprzątaniu, spowiedzi i przemyśleniach, zaryzykuję tu i odważnie pokuszę się o swoje - zupełnie subiektywne - pierwsze "gorące" spostrzeżenia po dziewiczej rundzie sezonu ‘2009. Na podstawie tego, co widziałem w TVP i tego, co wyczytałem w prasowych i internetowych relacjach z meczów. Wiem, że już druga kolejka, która zostanie rozegrana w lany poniedziałek, szybko może rozbić w puch te moje wstępne opinie ("wyciąg wniosek” - jak mawiała w liceum moja pani od polskiego). A niech tam!

Lew z zajączka

Podejrzewałem, że Unia Leszno będzie bardzo silna. Wy pewnie też. Ale że aż tak? U siebie "Byki” rozjechały team prezesa Władysława "Dwa razy wpieprz sąsiadom” Komarnickiego aż 61:29. To kompromitacja Stali Gorzów. Nasz kandydat do tytułu indywidualnego mistrza świata Tomasz "-30%” Gollob przywiózł ledwie cztery punkciki. Jak wiemy, przed sezonem podczas medialnego show dał sobie obciąć, jak podała prasa, 30% ligowej gaży. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby dał sobie obciąć np. 50% poborów? Byłoby w meczu "u,wu,du, jeden, zero”? Przy tych jego czterech śmiesznych punktach, to nawet ja jestem kandydatem na mistrza świata (ale oczywiście jestem też przekonany, że Tomasz szybko się odrodzi). Nie zmienia to faktu, iż tydzień przed czasem, czyli przed Wielkanocą, nasz wielki "Gallop” zrobił sobie z kibiców świąteczne jaja. Jak berety. Tak nie przystoi Drogi Tomaszu! Pan Komarnicki pysznił się w mediach, że jego zawodnicy zrozumieli kryzysową sytuację i ponoć każdy z nich zgodził się na renegocjację (w dół, rzecz jasna) swojego kontraktu. Panie Władziu, i co teraz? Jaka płaca, taka praca? Ale w lany poniedziałek ze słabszą, acz ambitną Bydzią, raczej wygracie. Więc tydzień bez zmartwień. Ale chyba znowu nie o to chodziło, bo co potem i potem? Np. Zielonka już ostrzy sobie zęby na Was. Będzie więc "dwa razy wpieprz od sąsiadów”?

Unia Leszno w ubiegłym sezonie nie potrafiła sobie z Gorzowem za bardzo poradzić ani u siebie, ani na wyjeździe, a tu proszę, teraz zniszczyła Staleczkę. I to bez porozbijanego Przemka Pawlickiego, co to jest nieodrodnym synem swego ojca, czyli wojownika Piotra. Tragicznego wojownika (ciężka kontuzja przerwała jego karierę). Przemo, Twój ojciec miał lwie serce do żużla, ale Ty masz do tego jeszcze technikę jazdy, więc może bardziej postaw na to?! Pavlic Cię dogania (a nawet Golloba przegonił, i to dwa razy!), Ty zaś tracisz czas na ciągle leczenie urazów, bo jeździsz niczym Wańka-Wstańka!

Uwaga Czesiu Czernicki! Kasprzak i "Bali” dość średnio, niemal jak w ubiegłym roku!

Przeczytałem, że Jarek Hampel przegrywał starty, ale potem na trasie wyprzedzał rywali. Czy to jego nowe oblicze? Z nudnego startowca o ładnej sylwetce na motorze, mającego problemy z wyprzedzaniem rywali, wreszcie po latach nauki narodził nam się nowy Jarmuła? Z "zajączka”, lew? Fajnie by było, lecz boję się, żeby nie zakończyło się to jakąś kontuzją (tfu,tfu, odpukać!). A wiemy, że "Mały” goi się bardzo wolno. To mój kumpel i życzę mu jak najlepiej, no i gratuluję meczu z Gorzowem, choć rywale byli wyjątkowo niedysponowani. A Stali tylko powiem: wstyd, kysz, kysz, marchewka! Obciach i tyle. Jeden wygrany indywidualnie bieg! A miało być co najmniej srebro. Do roboty!

Składka na dziadka

Problemom finansowym Włókniarza Częstochowa poświęcono już dziesiątki artykułów, więc słuchajcie uważnie, bo nie będę się powtarzał. "Medaliki” w Zielonce pojechały bez buntowników Nickiego Pedersena i Grega Hancocka. I poległy 31:59. Niczego innego nie mogliśmy się spodziewać. I tak się twardo postawili. Nawet ostatni wyścig wygrali 5:1. Już wiemy, że weteran Hancock, któremu, jak głosi wieść gminna, prezes Maślanka początkowo chciał obniżyć kontrakt aż o 50% (kolejna plotka?) jednak zostaje pod Jasną Górą. Bo jak mówi: - Prowadziłem wprawdzie rozmowy z innymi klubami, ale są one już zakończone, skoro otrzymałem atrakcyjnieszą ofertę z Częstochowy.

Czyli było zero sentymentów z jego strony.

Kasa na niego się znalazła dzięki pospolitemu ruszeniu. To była "składka na Dziadka” w wydaniu ludzi dobrej woli np. byłych żużlowców: Stanisława Rurarza i Waldemara Miechowskiego. Mało to profesjonalne ze strony Włókniarza, bo to taka żebranina, ale jednocześnie jakże to wzruszające i fajne. Podziękowania dla ludzi dobrej woli!

Czy dobrzy ludzie dadzą też kasę prezesowi Maślance na zatrzymanie Nickiego Pedersena?

Honor i forsa

Miś świata Pedersen jednak nie ma zrozumienia dla sytuacji Włókniarza i polskiego żużla. Ponoć za zgodą Czewy (a co ona może w tej sytuacji zrobić?), szuka u nas innego naiwnego klubu, który napompuje go olbrzymią (dwumilionową?) kasą. Ponoć Unibax Toruń powiedział mu, żeby spadał, bo "Anioły” nie mogą być przecież nielojalne wobec "Medalików”, bo to jakby jedna parafia. Ojciec dyrektor, przeor klasztoru, czyli wicie, rozumicie. Nickiego nie zechciał też mój kolega trener Falubazu Zielonka Piotr Żyto. Bo musiałby odstawić kogoś ze swojego składu na boczny tor. Proponowałbym odstawić Iversena, bo na razie jest cieniutki jak jabajbaj. De ja vu z ubiegłego sezonu?

- Czy Unibax i Falubaz są klubami tak honorowymi i lojalnymi wobec Włókniarza, czy zwyczajnie nie mają kasy na duńskiego mistrza świata? - tak siebie zapytałem.

Ale zaraz potem w internecie z rozczarowaniem przeczytałem, że misiem świata jednak zainteresowany jest prezes Falubazów Robert Dowhan. Owszem, Włókniarz zachował się fatalnie wobec Pedersena, bo mu najpierw naobiecywał złote góry, podpisał z nim kontrakt, a potem okazało się że dopiero negocjuje ze sponsorami, by mieć pokrycie na tę umowę. I nie znalazł. Prezes Maślanka, którego prywatnie lubię i który kocha żużel, zdaje się od kilku miesięcy prowadzić "Medaliki” niczym niewidomy kierowca F1 swój bolid. Jednak, gdyby Myszka Miki poderwała teraz Nickiego, to okazałaby się bardzo nielojalna wobec klubu spod Jasnej Góry, a nawet całego polskiego żużla. Co prawda, Dowhan mówi, że bardziej mu chodzi o powrót Duńczyka w 2010 roku, lecz jednocześnie nie ukrywa, że gdyby teraz dołował któryś z jego zawodników (jakby Iversen nie dołował), to trzykrotny światowy champion, Nicki P. - znaczy się, mógłby wskoczyć do składu Falubazu na to miejsce już w najbliższych kolejkach (czyli byłyby wtedy nieregulaminowe trzy grzyby z GP w jednym zielonogórskim barszczu i jak to przełknąć?)

"Ohyda, a jak się wyda, to co, będziemy pisać na MO?” - tak śpiewał kiedyś zespół Blady Pank, czyli Lady Pank. A dopiero co, prezes Robert wygadywał do prasy, że nie wierzy prezesom innych klubów żużlowych, bo są nielojalni wobec siebie… Teraz sam zaś co próbuje zrobić? Przyganiał kocioł garnkom.

Mnie wściekł też fragment notki, która ukazała się w internecie: " Ekonomista sportowy rodem z Danii Troelsen uważa, że żużel przypomina pacjenta, któremu po źle przeprowadzonej operacji grozi śmierć. Jego zdaniem metodą i receptą na pogłębiające się skutki kryzysu jest wprowadzenie w ligach ograniczenia wysokości zarobków. Pomysł ten popiera Ole Olsen. Jednak zdaniem Nickiego Pedersena jeśli taki limit zostałby wprowadzony, to na pewno nie w kraju nad Wisłą. Tutaj kocha się żużel, a reguły są często łamane - Zamierzam jeszcze długo zarabiać w Polsce - mówi. Pedersen uważa, że jest wart swoich pieniędzy”.

Czyżby ten facet (Nicki, znaczy się) był cynikiem do kwadratu? Wygląda na to, że liczy, iż szefowie naszych speedwayowych klubów nawet w kryzysie będą wobec siebie nielojalni i on na tym wygra swoją forsę. Jak nie od jednego, to od drugiego? Najgorsze, iż ma jakąś szansę na zrealizowanie swego bezwzględnego planu. Rzeczywiście jest maszynką do robienia punktów, jest najlepszy, ale jest też… kryzys. A on jakby tego nie dostrzegał.

Czy słyszeliście, żeby jakiś polski zawodnik odmówił jazdy w macierzystym klubie znad Wisły, kiedy ten znalazłby się w tarapatach finansowych? Polski żużlowiec zawsze poczeka na pieniądze. A Nicki ma nas wszystkich w nosie. Dziś tu, jutro tam, bez sentymentów, byle kasa się zgadzała.

Pedersenem, jak podano, zainteresowana też była (jest?) spadkowa Stal Rzeszów, która pewnie z zemsty odbiłaby go Włókniarzowi, skoro tenże Włókniarz odbił go kiedyś jej. A dla kobiety nie ma przecież nic słodszego od słodkiej zemsty. W chwili, gdy piszę te słowa, nic jednak nie wiadomo, by doszło do takiego rozstrzygnięcia. Pamiętajmy jednak, że paziowie pani prezes Półtorak jeżdżą tylko w pierwszej lidze, bez ogólnopolskiej telewizji… A na to mogą się nie zgodzić sponsorzy "Chytrego Nickiego”.

Cała Polska kibicująca Robertowi Kubicy ma kłopot z Nickiem Heidfeldem, który ulubieńcem naszych fanów raczej nie jest. Teraz drażni nas Nicki Pedersen. Bo jak się można nazywać "nick”? Jak ksywa do postu w internecie? To oczywiście tylko taki żart z mojej strony. Pewnie niezbyt udany.

Nawet szwedzki klub Lejonen dał Pedersenowi do zrozumienia, że jeśli nie zejdzie on o 30% ze swoich kontraktowych żądań, to nie będzie zapraszany na mecze tamtejszej ligi. Czyli zostanie mu wtedy tylko Dania, GP i może od czasu do czasu, coraz bardziej biedniejąca Rosja? Nicki chyba jeszcze nie zrozumiał powagi sytuacji i sam się zagnał w kozi róg. Owszem, jako champion, ma sponsorów, ale ci przecież będą mu płacić tylko za jazdę, a nie za postój w garażu i kilka błysków w GP. A zresztą, czy w tej sytuacji, bez ciągłych występów na torze, jest w ogóle szansa na takowe błyski? Szkoda, bo to wciąż zdecydowanie najlepszy żużlowiec świata. A tak mogą być spore fory dla naszego Golloba ("tego lata Tomasz mistrzem świata”?).

Kiedyś dawno temu w TVP była taka dobranocka pt. "Miś z okienka”. Leciała na żywo. I pan ją prowadzący (występował też pluszowy niedźwiadek), zaraz po owej audycji, myśląc, że kamery są już wyłączone (a nie były), przeciągnął się i rzekł:- A teraz drogie dzieci pocałujcie misia w du…ę, bo miś idzie na wódkę.

I poszło w eter na całą Polskę. Czy podobnie nie zachowuje się teraz duński żużlowy miś świata Nicki P.? A kto się wypina, tego wina.

Święto "Polewaczkowego”

Jak wiadomo, drugi dzień świąt wielkanocnych, czyli lany poniedziałek to nieoficjalne święto naszego znakomitego, a mojego ulubionego, "Polewaczkowego” Marka Cieślaka.

W inauguracyjnej kolejce Ekstralipy, 5 kwietnia, jednak przegrał on wraz ze swoim WTS-em w Bydzi 43:47. Przegrał zasłużenie, Bydzia miała więcej defektów, a w końcówce dała radę. Watt i Nicholls pojechali niemal tak, jak wtedy, gdy w ubiegłym sezonie kaleczyli w barwach Stali Rzeszów. Przesadzam? Może trochę. Atlas wciąż może być czarnym koniem tych rozgrywek, ale… nie musi. "Polewaczkowy” już chyba o tym wie, bo w telewizorni zapowiedział, iż w swoim starym stylu będzie liczył na wysokie zwycięstwa własnej drużyny u siebie, na Stadionie Olimpijskim i ewentualnie niewielkie porażki na wyjazdach, co w efekcie przyniesie bonusy. Taki plan zrealizował zresztą w 2007 roku. I był brąz. To raczej oznacza kopę po szyję na Olimpijskim i biegi na kształt procesji: gęsiego, panowie, gęsiego. Wygra ten, co nie spadnie z motocykla.

Czyli nihil nowi, a miało być tak pięknie i ciekawie w tej naszej Ekstralipie…

Będziem morza wiernie strzec

Nie wierzę, żeby Wybrzeże Gdański za bardzo powalczyło we Wrocku, choć Andersen i Bjerre jeździli już przecież w barwach tamtejszego Atlasa. Jednak na kopie Cieślaka (której się spodziewamy) trzeba często trenować i na niej jeździć, żeby jej nie zapomnieć. Bjerre startował w ubiegłym roku w Stali Rzeszów, gdzie tor też nigdy nie należał do najlżejszych, ale Cieślakowi powiedział: - Kopa u pana, coach, to nie to samo, co gdzie indziej. Pański tor budował mnie jako zawodnika.

Gdańsk niby twierdzi, że i on także teraz woli jeździć na nawierzchni przyczepniejszej, ale tam u nich chyba trzeba by wylać wodę z całej zatoki i pogłębiarki musiałyby mocno popracować na stadionie Wybrzeża, żeby było naprawdę kopnie, jak np. właśnie we Wrocku. Tak przynajmniej było tam (w Gdańsku, najpiękniejszym mieście w Polandii) za mojej pamięci.

Najpierw Forsberg płakał, że Wybrzeże wisi mu pieniądze na przygotowania do sezonu… w lidze angielskiej (takie kuriozum, czyli bezczelność z jego strony, bo co nas obchodzi ta jego brytyjska liga), potem chlapnięto coś o Bjerrem, który ponoć również miał dostać kontraktową ratę na ostatnią minutę, wreszcie Chrzanowski (obecnie Bydzia) pożalił się, że gdański prezes Marszałek Polny pod koniec ubiegłego roku wisiał mu coś na skrzydło. Czyli kaskę. Sam już nie wiem po czyjej stronie jest racja, ale coś za dużo tych kiepskich opinii o miłym mi Wybrzeżu. A skoro mówią, że w każdej plotce jest ziarno…

W każdym razie będziem morza (czyli tamtejszego speedwaya) wiernie strzec, albo na dnie morza będziem lec (w razie ewentualnego bankructwa, tfu, tfu odpukać!). Razem z moim kolegą po fachu Marszałkiem Polnym.

Nie ma mocnych oraz kabareciarze z Gdańska

Reasumując: dwa zacięte mecze na inaugurację, a dwa bez sensu. No dobra, Włókniarz pojechał osłabiony bez Pedersena i Hancocka, ale Gorzów? Prezes Stali, showman Komarnicki, z właściwym tylko sobie polotem pono stwierdził, że ma nadzieję, iż jego zawodnicy wykażą się honorem i za swój fatalny leszczyński wytęp nie przyjdą po forsę do klubowej kasy. Ale ja myślę, iż pan Władysław sam powinien Ekstralidze karnie coś zapłacić za taki antyshow, jaki zeprezentowali jego podopieczni na Smoczyku.

Holder zaskakująco dobry jako senior (mnie w każdym razie nieco zaskoczył), ale może taki kozak z niego tylko w słabszym Gdańsku? Unibax niby mocny, bo wygrał na wyjeździe, ale był jakiś taki bez wyrazu. Zobaczymy, co będzie dalej. Trener "Aniołów” Jaśku Ząbik komplementował Wybrzeże, że jak się ono rozjeździ, to inne drużyny na jego torze będą miały jeszcze ciężej niż "Krzyżacy” na inauguracji. Oby tylko, zanim to się stanie, gdańszczanie nie zostali rozjechani przez kolejnych przeciwników.

Gdańsk nadal, według mnie, do spadku, a "Sqóra” chyba popełnił błąd życia przechodząc prawie na koniec kariery do Ekstraligi (choć może akurat w meczu we Wrocku coś powojuje, kto wie?). Kibice Wybrzeża bawią mnie zaś swoim kabaretowym podejściem do naszej żużlowej rzeczywistości. Na meczu z Unibaksem uwili wielki napis: "Hej królu, mamy dla Ciebie komunikat. Przykro mi, lecz z Twego tronu nici”.

Dobre, tylko jeśli ktoś w tym roku zrzuci z tronu królewski Unibax, to na pewno nie będzie to Wybrzeże. A więc autosatyra?

Bydzia, jak sądzę, będzie groźna raczej głównie na swoim torze (junior "Sajfi” jest cool nawet Ekstralidze, "Buczek” zaimponował, ale już np. Lindbaeck pyta: - Czy ja jestem w formie?), czyli… baraże? A może jednak rewelka jak kiedyś Stal Rzeszów, gdy miała Pedersena w składzie? Coś w to wątpię. A skoro wątpię, to znaczy, że jestem.

W dziewiczej kolejce Ekstralipy z dużej chmury był więc trochę za mały deszcz. Poza Unią Leszno, którą o to podejrzewaliśmy, na razie nie ma w naszej Ekstralidze zbyt mocnych drużyn. Wszystkie są jakieś takie słabosilne. Indywidualnie, poza naprawdę nielicznymi wyjątkami (każdy jest duży cwaniak, gdy robi punkty na słabym rywalu), też bez większych rewelacji.

Poczekajmy jednak z poważniejszymi ocenami na pierwszych kilka kolejek. Na razie, to sobie ot tak, trochę powróżyłem tu z fusów, a raczej z transmisji w TVP Sport i z relacji prasowych oraz internetowych. Żeby było ciekawiej, żebyście mieli co poczytać tuż przed świętami, a w lany poniedziałek wieczorem, żebyście mogli te moje wynurzenia porównać już z drugą kolejką (żużlową, a nie whisky). Bawcie się więc dobrze. Nawet moim kosztem. Wasz…

Bartłomiej Czekański

PS Idę malować jajka.

PS II Nadszedł kryzys i trzeba sobie wspólnymi siłami poradzić. Może jestem tu niekonsekwentny, bo dotąd byłem wrogiem renegocjacji kontraktów z zawodnikami, gdyż pacta sunt servanda (zwłaszcza że ucinanie forsy zaczęto od polskich słabszych jeźdźców, a większość stranieri po prostu się na to wypięła) , ale skoro jest już aż tak źle i dramatycznie? Zaproponowałem więc Krzyśkowi Cegielskiemu, żeby naprędce zorganizować okrągły stół ("gołodupki hop do kupki”) z udziałem stowarzyszenia zawodników "Metanol” prezesów klubowych, GKSŻ, PZM, a nawet sędziów speedwayowych i dziennikarzy. Musimy spojrzeć sobie głęboko w oczy i razem zastanowić się jak poradzić sobie z kryzysem w polskim żużlu, jak pomóc prezesowi Maślance czy prezesowi Polnemu oraz innym (bo i "psujom” też w kryzysie wypada pomóc). Wszyscy bowiem siedzimy na jednej gałęzi i głupio byłoby ją teraz podcinać. A co mogą zrobić kibice? Powinni gremialnie przychodzić na mecze i płacić za bilety (nie tylko na inauguracyjną kolejkę, ale wiernie przez cały sezon, choć wiem, że obecnie nikt nie ma lekko), bo to zawsze stanowi duży procent budżetu klubowego. I może uratować klub. (Bartek Czekański)

Źródło artykułu: