Gabriel Waliszko. Z drugiej strony ekranu: Zmierzch bogów, czyli zmiana warty w elicie (felieton)

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Greg Hancock
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Greg Hancock

Tomek to finezja, Nicki bezkompromisowość, a Greg systematyczność. Prawie 30 lat bawili nas swoją jazdą, wzruszali i wkurzali, emocjonowali niecodziennym zachowaniem, zaskakiwali powtarzalnością. Rok 2017 zamyka etap starych mistrzów.

Z drugiej strony ekranu to felieton Gabriela Waliszki, dziennikarza nc+.

***

Nie żebym już coś oficjalnie wiedział albo chciał odejścia wielkich grajków. Żadnych niedomówień ani innych bzdur. Najnowsze oświadczenie Grega Hancocka zamyka jednak pewien rozdział światowego żużla. "Hancock’s season over" napisano na oficjalnej stronie Speedway Grand Prix. Dla mnie to trzecie zamknięcie wybitnej kariery w sezonie 2017. Jednej z największych we współczesnej historii speedwaya, podobnie jak dwóch wcześniejszych w tym roku. Game is over.

Niezależnie od tego czy Amerykanin spróbuje jeszcze jazdy na motocyklu czy pójdzie na jakże zasłużoną emeryturę (czytaj trenersko-menedżerski klimat). Tak równej i wybornej formy jaką osiągał w ostatnich sezonach 47-latek raczej nie powtórzy w najbliższej przyszłości. Organizmu nie oszuka. Nie wierzę.

A co z Nickim? Spoglądając na jego zimowo-wiosenne poczynania, a przede wszystkim biorąc pod uwagę tegoroczny uszczerbek na zdrowiu, trzykrotny mistrz globu nie będzie niepotrzebnie ryzykował. Obserwując jego konta w mediach społecznościowych i słuchając wypowiedzi widać i czuć, że rodzina, miłość czyli życiowa harmonia są teraz dla Duńczyka najważniejsze. Jeden nieszczęsny upadek mógłby Pedersena drogo kosztować. Finansowo i życiowo. Trudno więc przypuszczać żeby Nicki wrócił w wielkim stylu na tor i z uwagi na kontuzje przymykał gaz albo żeby Greg po operacji barku zachwycał nas tak skuteczną jazdą jak przed feralnym sezonem 2017.

Z oczywistych względów zakończenie największej polskiej kariery żużlowej to inny temat. Fakty niestety są takie, że Tomek Gollob rozstał się z motocyklem w najbardziej niefartownych okolicznościach. Miał to zrobić jesienią z przytupem w Grudziądzu, jednak los albo ktoś na górze chciał zupełnie inaczej. Tu powrót na tor jest niemożliwy, ale walka o powrót do pełni sił jest konieczna. I jak najbardziej do wygrania.

ZOBACZ WIDEO Kulisy pracy kierownika drużyny w PGE Ekstralidze

Ciężko znaleźć w historii podobny sezon. Pełen kontuzji największych z największych i hamowania karier nie z własnej woli. Karier tych, którzy osiem razy stawali na najwyższym podium indywidualnych mistrzostw świata. Byli najszybsi na ziemi w rozmaitych okolicznościach, w deszczu i przenikliwym chłodzie albo w nieziemskim upale, mając za swymi plecami Rickardssonów, Crumpów, Nielsenów, Adamsów i innych Hamillów. Zmieniały się regulaminy, a oni trwali. Jechali, wygrywali, zdobywali. Zachwycali nas odwagą, nutą szaleństwa, barwnymi słowami, spektakularnymi akcjami.

Ten rok przechodzi do historii jako czas, kiedy z wielkim ściganiem żegnają się najlepsi z najlepszych. Żużlowi bogowie zjeżdżają z salonów i zaczynają szukać nowych miejsc w zmienionym życiu. Zaczyna się etap młodych, wygłodniałych i pazernych na sukcesy wilków. Wygląda na to, że z polskimi nazwiskami w rolach głównych. Zmiana warty w światowej elicie staje się faktem.

Grand Prix w Gorzowie

Wiadomo, że słysząc Gorzów myślimy Zmarzlik. Rozpędzony Bartek będzie polskim faworytem do zrobienia fajerwerków na domowym torze. Tym bardziej że przed chwilą w Malilli dokonał czegoś, co jeszcze długo będzie nam siedzieć w głowach. Liczę, że obudzi się Peter Pawlicki i wskoczy wreszcie na któryś topień podium. A jak do tego dodamy aspiracje magicznego lidera oraz trzeciego w klasyfikacji Polaka to układa nam się biało-czerwony obraz finału na Jancarzu. Nieprawdopodobne? W żużlu wszystko jest możliwe. I tego się trzymajmy. Wiara, szybkość, sukces. Do boju, chłopaki!

Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+

Źródło artykułu: