Jarosław Hampel już jako 16-latek startujący w barwach Polonii Piła był uważany za wielki talent. Mówiło się, że wkrótce może nawet zastąpić samego Tomasza Golloba. Młody chłopak w klubie jeździł w parze z wielkim mistrzem Hansem Nielsenem. On również chwalił zawodnika i wróżył mu wielką przyszłość.
Z czasem Hampel dołączył do Golloba w Grand Prix. Jego specjalnością były rakietowe wyjścia spod taśmy i perfekcyjne rozegranie pierwszego łuku. Jednak sukcesy, jakie mu wróżono, nie nadchodziły. Dopiero w 2010 roku, w wieku 28 lat Jarosław stał się czołowym zawodnikiem cyklu mistrzostw świata. Zdobył pierwszy medal w karierze. Srebrny. Niemal do samego końca walczył wówczas z Gollobem o tytuł. W kolejnych latach dorzucił brąz i kolejne srebro. Czekaliśmy na złoto.
Czerwiec 2015. Półfinał Drużynowego Pucharu Świata w Gnieźnie. Hampel, który miał być liderem polskiej reprezentacji, zakończył swój udział w imprezie na pierwszym biegu. Przy próbie ataku został potrącony przez rywala, a jego motocykl wystrzelił do przodu niczym pocisk. Zawodnikowi udało się zeskoczyć, ale i tak, z całym impetem uderzył w bandę. Pech chciał, że wpadł pod dmuchany element i uderzył nogami w drewniane deski.
Rentgen zrobiony chwilę później w szpitalu pokazał, że prawe udo jest połamane w ośmiu miejscach. Widok był straszny. Wtedy jeszcze nie docierały sygnały, że ta kontuzja może oznaczać koniec kariery Hampela. Dopiero jakiś czas później wyszło na jaw, że sytuacja jest dramatyczna. Lekarze zastanawiali się nawet nad zrobieniem drugiej operacji. Obeszło się bez tego, ale kiedy wszyscy liczyli na start Jarosława na inaugurację sezonu 2016, ten obwieścił, że jeszcze nie jest gotowy.
[color=black]ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody dla PGE Ekstraligi i Nice 1.LŻ
[/color]
Na tor wyjechał, jak już liga rozkręciła się na dobre. Pierwsze starty wiązały się jednak z bólem, który momentami był nie do zniesienia. Kontuzjowana noga wciąż była słaba. Ogromne wibracje motocykla sprawiały Hampelowi duże problemy. Musiał dalej ciężko pracować, żeby odbudować mięśnie. W końcówce ubiegłorocznych rozgrywek pojawił się w składzie, ale był tylko cieniem wielkiego zawodnika. Gdyby nie nazwisko na kevlarze, to można by pomyśleć, że na motocyklu siedzi jakiś bardzo słaby zawodnik.
Przerwa zimowa przed tym sezonem też nie nastrajała optymistycznie. Po zgrupowaniu kadry w Szklarskiej Porębie koledzy z drużyny mówili, że Hampel jakiś taki pucułowaty się zrobił. Gdzieś stracił sportową sylwetkę, w jednym z tekstów napisaliśmy nawet, że wygląda, jak pączek.
Sparingi przed sezonem nie zwiastowały przemiany. Trener Marek Cieślak chyba celowo wybrał słabych rywali, żeby dowartościować Hampela. Szału jednak nie było. Robert Dowhan, senator RP powiązany z zielonogórskim klubem, gdzie startuje Jarosław, mówił że dobrze będzie, jak żużlowiec będzie zdobywał 5-7 punktów w meczu. Nie było wielkiej wiary w Hampela.
Żużlowiec Ekantor.pl Falubazu jednak wrócił. - Takim meczem, który pokazał, że to jest ten stary, dobry Jarek, było spotkanie Falubazu w Toruniu - mówi Jacek Frątczak, menedżer Get Well. - Hampel bardzo odważnie atakował, w jednym z biegów wcisnął się między bandę a Duńczyka Jensena, choć luka była minimalna. To było to.
Powrót Hampela był możliwy, bo poukładał sobie wszystko w głowie. - Kryzys po kontuzji zawsze jest związany ze strachem - komentuje Frątczak. - Jarek długi czas miał blokadę. Teraz jednak znowu jeździ odważnie. Pewnych rzeczy się nie zapomina, więc kiedy dołożył brawurę i agresję do sportowych parametrów, które ma, to nagle wrócił na poziom, który prezentował przed kraksą w Gnieźnie.
- Już rok temu, kiedy wieszano na nim psy, mówiłem, że jego czas nadejdzie - zauważa Jan Krzystyniak, były żużlowiec i trener. - Wielka szkoda, że Jarka nie ma w Grand Prix, ale wierzę, że i tam wróci i namiesza. W niedzielnym półfinale Falubazu z Unią powinien grać pierwsze skrzypce. Już w pierwszym meczu w Lesznie zaskoczył, kiedy na mocno przyczepnym torze okazał się najlepszych zawodnikiem zielonogórzan. W końcówce wpadł w jakieś sprzętowe tarapaty, ale w sumie zrobił swoje.