Fakt, że tor w Lublinie został przygotowany niezgodnie z przepisami, mieli odnotować przed zawodami sędzia i komisarz. Gospodarze szybko naprawili jednak błąd w sztuce i niedzielny finał 2. Ligi Żużlowej odbył się bez większych przeszkód.
- Cały tor był zbronowany, a w środku dosyć mocno zlany wodą. Jego środkowa część była mocno gąbczasta, a reszta bardziej sucha. Na początku tor na pewno był nieregulaminowy - tłumaczył nam menedżer HAWA Startu Gniezno, Rafael Wojciechowski.
Swoją wersję zdarzeń przedstawiają gospodarze. Menedżer Piotr Więckowski podkreśla, że ze strony Speed Car Motoru nie doszło do zaniedbań. - Na długo przed zawodami był już u nas komisarz toru, który wydawał polecenia, jak przygotowywana ma być nawierzchnia. Uważam więc, że to nie do nas powinny kierowane być pytania o to, jak wyglądał tor. Odpowiedzieć musieliby komisarz i sędzia zawodów, a nie klub z Lublina - tłumaczy Więckowski.
Przedstawiciel Speed Car Motoru zauważa przy tym, że tor w czasie meczu był bezpieczny. - Z tego co wiem, zawodnicy na niego nie narzekali. Zdarzył się jeden upadek, ale nie wynikał on z tego, że nawierzchnia była źle przygotowana. Przygotowujemy nagranie wideo, by wszyscy mogli zobaczyć, kto w tamtej sytuacji zawinił na torze - dodaje Więckowski.
Pomimo tego, że lublinianie nie mieli pełnej swobody przy przygotowywaniu nawierzchni, wywalczyli dziesięciopunktową przewagę przed rewanżem w Gnieźnie. Czy to wystarczy do wygrania rywalizacji? - Uważam, że ani taka, ani wyższa zaliczka nie byłaby w pełni bezpieczna, bo w drugim meczu wiele może się wydarzyć. Ważne, by nasza drużyna zachowała pełną koncentrację i w jej poczynania nie wdarło się rozluźnienie. Nic nie jest przesądzone - kwituje menedżer.
ZOBACZ WIDEO Budowa motocykla żużlowego
W meczu rewanżowym Motor może w rewanżu też przedstawić jakieś zarzuty...