- W pierwszym biegu, gdzie upadłem wygrałem start i chciałem się odchylić, aby dostać lepszej przyczepności i założyć na rywala. Niestety tak mnie podniosło, że nie zdążyłem wjechać w łuk, położyłem motor i wpadłem pod bandę - komentuje gnieźnianin.
Kacper Gomólski z tego upadku wyszedł bez szwanku i miał przed sobą jeszcze jeden bieg. Niestety, po raz drugi zapoznał się z nawierzchnią poznańskiego toru. - Tym razem start przegrałem, ale że rywale pojechali szerzej ja ściąłem do krawężnika i już na prostej znalazłem się na prowadzeniu. W wejściu w kolejny łuk popełniłem błąd zostawiając za dużo miejsca Maciejowi Piaszczyńskiemu. On wszedł pode mnie i zahaczył mnie deflektorem powodując mój upadek. Zdziwiła mnie bardzo decyzja sędziego, który uznał mnie winnym - mówi wychowanek Startu.
16-latek uskarżając się na ból w nadgarstku po zawodach udał się do poznańskiego szpitala na prześwietlenie. - Na szczęście prześwietlenie nic nie wykazało, mam tylko małego krwiaka i będę gotowy w 100 procentach na niedzielny mecz ligowy z drużyną z Ostrowa - kończy Kacper Gomólski.