W tym sezonie Nicki Pedersen wystąpił w zaledwie dwóch turniejach Grand Prix. Doświadczonego żużlowca oglądaliśmy w słoweńskim Krsko i na PGE Narodowym w Warszawie, gdzie łącznie zdobył 8 punktów. Później plany pokrzyżowała mu kontuzja kręgów szyjnych, której 40-latek nabawił się w meczu ligi duńskiej.
Trzykrotny Indywidualny Mistrz Świata w tym roku nie pojawi się już na torze, ale nie myśli o zakończeniu kariery. W ostatnich tygodniach Pedersen mocno pracuje na siłowni, aby zbudować jak najlepszą formę na sezon 2018. Reprezentant Danii myśli też o dalszych startach w SGP. Dlatego też w sobotę pojawił się w Toruniu na Grand Prix Polski.
Pedersen, biorąc pod uwagę jego sytuację, musiałby liczyć na przychylność władz SGP i BSI. Będą one po sezonie przyznawać cztery stałe "dzikie karty". - Właśnie z tego powodu przyjechałem do Torunia. Rozmawiałem z paroma osobami i zobaczymy, co się wydarzy. Ciężko pracuję i będę gotowy na sezon 2018 - zdradził żużlowiec z rozmowie z Canal+.
Włodarze światowego speedwaya nie będą mieli wyjścia i na pewno jedna z nominacji trafi w ręce Duńczyka. W czołowej ósemce cyklu nie będzie bowiem ani jednego reprezentanta tego kraju, a trudno wyobrazić sobie SGP bez żużlowca z Danii. Kandydatów do jazdy w elitarnym cyklu jest co najmniej kilku - Niels Kristian Iversen, Peter Kildemand, Leon Madsen oraz Michael Jepsen Jensen. Przypadek Iversena jest zresztą podobny do Pedersena. 35-latek nie ukończył sezonu z powodu kontuzji.
- Właśnie opuściłem Toruń. Przy okazji mojego lunchu każdy pytał mnie o nominację stałych "dzikich kart". Mam jednak usta zamknięte na kłódkę. Decyzje zostaną podjęte dzień po ostatnim tegorocznym turnieju Grand Prix - skomentował ostatnie spekulacje Phil Morris, dyrektor cyklu SGP.
ZOBACZ WIDEO Na czym polega praca komisarza technicznego?