Tarnowianie przed okresem transferowym mieli bardzo ambitne plany. Priorytetem było pozyskanie lidera z prawdziwego zdarzenia. Na tapecie znalazło się kilka nazwisk, ale wielu żużlowców odmówiło beniaminkowi. Raz problemem były finanse, a czasami ktoś mieszał im szyki. Niektórzy po prostu postanowili wybrać inne oferty.
- Założenia były nieco inne, ale spodziewałem się, że jako beniaminek możemy mieć problem z pozyskaniem akurat tych zawodników, których sobie wymarzyliśmy - mówi nam prezes Grupy Azoty Unii Tarnów, Łukasz Sady.
- Zrealizowaliśmy drugą wersję składu i jesteśmy z niej zadowoleni. Śmiem twierdzić, że to zestawienie nie jest skazane na pożarcie. Niektórzy mogą zaskoczyć, a zapewniam, że stworzymy im do tego świetne warunki - dodaje.
Tarnowianie w zakończonym już okresie transferowym myśleli o sprowadzeniu Artioma Łaguty, Nielsa Kristiana Iversena czy Grega Hancocka. Żadnego z nich nie będzie, ale nad tym nikt specjalnie nie ubolewa. Tak naprawdę Unia żałuje tylko jednego żużlowca.
- Przyznam, że najbardziej szkoda mi negocjacji z Leonem Madsenem. Prywatnie mamy świetne relacje i bardzo go cenimy. Liczyłem, że będzie podstawowym zawodnikiem, wokół którego zbudujemy resztę składu. Nie mam jednak do niego pretensji. Wybrał inną ofertę, a ja życzę mu jak najlepiej - podsumowuje Sady.
ZOBACZ WIDEO Rafał Wolski: Liczę na kolejne powołania