Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Nie ma kozaków, powrót brutala, kranik Rudego

Trzy kolejki żużlowej Ekstralipy za nami. Jeden mecz jest zaległy. I nawet jest ciekawie, ale jak na razie prawdziwych kozaków nie widać.

W tym artykule dowiesz się o:

Niby wszyscy mieli być silni, lecz tak naprawdę, wbrew temu co w mediach szczebiocze "Mały" Hampel, mocarzy nie do pokonania ani widu, ani słychu. Raczej to jakieś popierdółki, jak mawiano w "Killerze". I gut mamut, bo dzięki temu większość meczyków jest na styku. Czyli styknie. Choć poziom ścigania bywa, jak dla fachowców - a nie dyletanckiej masy kibicowskiej - lekkopółśredni, acz zdarzyły się takie rodzynki jak spotkanie Czewa - Unia Leszno. No dobra, zakalca nie ma, lecz ciasto jeszcze nie jest dorodne.

Ekstralipa podzieliła się na razie na trzy części. Na pięć drużyn, które udają, że są mocne i napinają się na medale, na Atlas Wrocław, o którym nie wiadomo co sądzić, ale który może jeszcze zatrybić oraz na słabizny pospolite, co to mają marne szanse na cokolwiek, czyli Bydzię i Wybrzeże.

Przed sezonem na byczych leszczyńskich karkach już powiesiliśmy złote medale, że niby taki z nich Dream Team. Tymczasem Unia nie jedzie nic lepiej niż w ubiegłym sezonie. Poza nestorem rodziny Adamsów. Para Bali - Kasprzak zasuwa w lidze bezbarwnie i w kratkę jak w roku 2008. Dobrze, że "Balon", jak się wnerwi, to jeszcze powojuje. Zwłaszcza na Smoku. W XIV biegu meczu z Falubazami pogonił Walaska, ratując tyłek swojej drużynie. Chociaż przesadzam tu, gospodarze i tak by wygrali. W końcu w ostatnim wyścigu mieli honorowego obywatela Adamsa i Hampelka. I spokojnie mogli puścić do przodu rewelacyjnego Protasia.

Tak czy siak, "Byki" swoją jazdą nie powaliły nikogo na kolana. Są do ogrania. Shields to jakiś wynalazek (na zmianę z innym "asem" Batchelorem), Pavlic notuje wycofkę w żużlowym rozwoju. Wróci do składu Pawlicki, ale po kontuzji zaprezentował się w eliminacjach IMŚJ i był tam średniakiem. Adams, Hampel i Czernicki to może być mało. Dostawałem zajadów ze śmiechu, gdy widziałem, jak w Czewie leszczynianie wygrywali wszystkie starty, a gospodarze na trasie objeżdżali ich niczym jakichś szkółkowiczów. Unia ma szczęście, że na koniec obudził się wtedy z letargu Hampel i remis został uratowany. Remis, który jest porażką gości, bowiem Włókniarz jechał już co prawda z dziadkiem Hancockiem, ale bez swego majstra Nikodema Pedersena. Słowem, popelina i tyle. A że Unia wcześniej rozniosła na Smoczyku Stal Gorzów? Akurat wówczas Gollob pokazał, że jednak bliżej mu do zakończenia kariery niż do oszałamiających sukcesów. Zlekceważył kibiców i zrobił sobie z nich przedświąteczne jajca jak berety. Cztery punkty to mógłby tam przywieźć jego brachol Jajacek.

Apator od ubiegłego sezonu jest specjalistą od wygrywania na wyjeździe. Teraz też zwyciężył w obu swoich meczach na obcych torach. Ale "Krzyżacy" nie kozakujcie mi tu. Bo kogo pokonaliście? Spadkowe Wybrzeże i kandydatkę do baraży, czyli Bydzię? Zobaczymy, co będzie, gdy traficie na prawdziwych ekstraligowych rywali. Owszem, niebawem (10 maja) znów zgarniecie dwa w miarę łatwe punkty. We Wrocku. Potem może być już pod górkę. Mówię tu o wyjazdach.

Sam jestem ciekaw, jak wam pójdzie w Koloseum, czyli na nowym stadionie i na zakręconym torze w Toronto. Rodeo z "Bykami" może być ciekawe (jedyny sensowny mecz w kolejce planowanej na 3 maja). Kto się ugotuje na nowym obiekcie? Mimo wszystko, "Anioły" prezentują się jak dotąd najsolidniej, lecz to nie znaczy, że nie są do odstrzelenia. Nie zgadzam się, że to wyrównana ekipa bez gwiazd. Sullivan kiedyś był jednym z czołowych ścigantów na świecie i w okolicach, potem popadł w kryzys i jak plotkują, w nieszczęśliwą miłość, ale teraz wraca do normy, choć - jak znam życie - on wciąż nie ma kondycji na kopkę. A "Jaguś moja Jaguś", czyż to nie jest gwiazdka jak na nasze ligowe warunki? A Holder to przecież gwiazdka wschodząca. Nie podniecałbym się tak jazdą Darcy Warda. Ma niezłe papiery, lecz najpierw musi poznać polskie tory. Że przywiózł na Polonii 7 punktów? Tam to nic trudnego. Barker z Atlasa był nad Brdą podobnie skuteczny, a teraz nic, albo niewiele jedzie. Kiedyś zaś tak rozpływaliśmy się na Pavlicem…

Unibax ma też w składzie dziury jak ser szwajcarski. Kościecha nigdy nie będzie pełnym zastępstwem za Andersena, jaki by ten "Bajkopisarz" nie był, a Miedziak również wymęcza te punkciki, jakby mu krew z nosa kapała.

Czewa nawet z marnotrawnym królem Pedersenem, żywotnym dziadkiem Hancockiem oraz talenciakiem Bridgerem, to nadal nie jest potęga. Gdyby Atlas u siebie nie pogubił punktów w idiotyczny sposób i gdyby przygotował kopę, to spokojnie mógłby odprawić faworyzowane "Lwy" pod Jasną Górę z kwitkiem, choć sam był beznadziejny. Richardson i Drabik byliby na kopie wyłączeni z walki.

No i zobaczymy jak w Czewie będzie z kasą. Po meczu miło pogawędziliśmy z prezesem Marianem Maślanką. - To super, że w jedną noc i jeden dzień udało mi się dogadać z Nickim Pedersenem i ustalić z nim kontrakt, który był dla nas do przyjęcia. Naprawdę, to są dużo mniejsze pieniądze niż podejrzewacie – mówił mi szef Włókniarza. Był już rozluźniony po tych wszystkich stresowych sytuacjach, czyli zawirowaniach ze sponsorami i umowami z duńskim mistrzem świata oraz z Gregiem Hancockiem. Na jak długo starczy mu dobrego humoru? W każdym razie kurtuazyjnie zaprosił mnie do Czewy na któryś z meczów, a nawet po to, bym sobie tam potrenował. Przysłuchiwał się temu zgrywus "Drabol", który mnie podjudzał (w obecności swego prezesa!): Bartek, w swoich artykułach wal w Mariana równo jak w bęben, bo inaczej on nie będzie prosto chodził. Do spodu z nim leć, mówię ci (śmiech).

- Jak to dobrze, że Nicki nie skusił się na ofertę Rzeszowa, tylko został z nami, bo nie byłoby tak różowo z moją drużyną – cieszył się trener "Lwów" Grzegorz Dzikowski. Inteligentny facet.

Czwarty "plac" rezerwuję dla cyrku Komarnickiego, czyli Stali Gorzów. Nie będzie medalu, jeśli Okoniewski i Holta nadal będą odstawiać taką kaszanę. Komu wpadło do głowy, że "Okoń" to jeszcze ekstraligowy jeździec? A Holta, za to co pokazuje, nie powinien ze wstydu pokazać się przed klubową kasą. "Doda i Ibisz naszego speedwaya w jednym", czyli medialny prezio Komarnicki grozi palcem i mówi o ewentualnych zmianach w składzie. Tyle że Ruud jakby nie chciał dłużej czekać na taki ruch Stali i już zamyśla o odejściu z tego klubu. Zresztą markowy trener gorzowian Stachu Chomski (osłabiło mnie, gdy się dowiedziałem, że zimą prezio K. chciał go posunąć, sorry, usunąć, takiego coacha!) wolałby swoją pracą odbudować tych zawodników, których ma obecnie w składzie, a którzy w tej chwili "kaleczą". Ryzykowne (zwłaszcza z "Okoniem") i nie wiadomo, czy prezes mu na to pozwoli. Na pewno nie po ewentualnej kolejnej wpadce, jak ta w Lesznie. Nie sądzę, by stary Karlsson był w stanie ciągnąć wynik w każdym meczu. A do tego, jeśli na wyjeździe przygotują na Golloba ciężką koparę… Całe szczęście, że Zagar, jak dotąd, ma sezon konia (poza wpadką w Lesznie). Odbudował się chłopina, a przyznam, że nie wierzyłem w niego. Widać, w człowieka trzeba zawsze wierzyć. Dla mnie, obok Protasia, jest rewelacją początku rozgrywek. Myślę, że Stal w tym sezonie jeszcze nieraz zbierze w kaczy kuper, jak dostała w Lesznie. I pan Komarnicki będzie mógł kolejny raz odstawić swój pokaz na szkle, czyli wydać z siebie niekonwencjonalnie głos na tiwi. Np. że poobcina swoim zawodnikom…

Ale, ale, podziękowanie dla Staleczki za przywrócenie rekordu toru Zengocie i ukaranie własnych działaczy- szowinistów, co to osiągnięcie młodziaka z Zielonki chcieli skasować. Tu się nisko kłaniam Gorzowowi. Nagroda fair play dla pana Komarnickiego! Popatrzcie: medialny, a jaki uczciwy!

Zielonka to rozczarowanie. Nic się nie zmieniła od ubiegłego sezonu. Stranieri jak dołowali, tak dołują nadal. Teraz do kompanii doszedł im Dobrucki. Wygrana u siebie z Czewą, która była bez Hancocka i Pedersena to żaden wynik. I Falubazy, nie napinajcie się, bo w Lesznie, choć przegraliście niewysoko, to na zwycięstwo nie mieliście żadnych szans. Unia u siebie ma armaty, które zawsze w ostateczności może wytoczyć. Poza tym sędzia bez sensu ubił im "sprytnie" przygotowaną kopę.

Już widzę, jak kibole Zielonki skręcają się ze złości, gdy słyszą jak Iversen bryluje w Anglii, a w Danii robi 20 punktów! Plus bonus. A jak jeździ dla Falubazu? Jeździ jak… no dobra nie będę przeklinał. Wiem, że tam jest konkurencja na poziomie naszej pierwszej i drugiej ligi, ale te 20 oczek daje do myślenia. Walasek choć wciąż bojowy, to już (na razie?) nie ten, a sczyszczenie Wodjakowa, który "zaginął w akcji", jak mówi trener Żyto, ma pewnie drugie dno (czyżby dno szklanki?). Tylko PePe, który zainwestował krocie w sprzęt, niespodziewanie trzyma fason jak za dawnych dobrych lat i dżunior Zengota znów ma dobry, bardzo dobry początek sezonu. To już nie jest zgryzota dla kiboli i działaczy ZKŻ-tu. Na razie. Czytam rożne forum, a tam fani z grodu Bachusa biadolą, że prezio Dowhan zdziera z nich skórę, czyli tłusto sobie liczy za bilety na mecze. Ten typ już tak ma. Biały kołnierzyk, jemu się wydaje, że każdy ma forsę. Syty głodnego nie zrozumie.

Atlas miał namieszać. Ale na razie Watt i Nicholls jadą dla niego tak, jak jechali w ubiegłym roku dla Marmy Rzeszów, gdy ją spuszczali z Ekstraligi. We Wrocku mieli się odbudować pod ręką Marka "Polewaczkowego" Cieślaka. Na razie Watt budzi się do ścigania gdzieś tak kole 10. biegu, czyli generalnie późno, a Nicholls przyzwoicie pojechał ze słabym Gdańskiem, zaś zawalił mecz z Czewą, gdy obalił się na drugim miejscu, bo ponoć był taki osłabiony wirusem. Niektórzy mówią, że ten wirus nazywa się "brak formy". W każdym razie, Scott jakoś błyskawicznie ozdrowiał, ale o tym po tym. Janowski, to już nie jest ta sensacja, co rok wcześniej, do tego już dwa razy ponoć zrywał mu się łańcuch w motorze, co wygląda jakby na brak staranności w przygotowaniu do meczu. Jędrzejak walczy, lecz na osiołkach, jakimi dysponuje, może na naszych lotniskach co najwyżej pościgać się z syrenką 104, jeśli jeszcze ktoś takim autem dysponuje (za to w Danii na krótkim torze zaliczył teraz oczko, czyli 21 punktów). Słowem, w drużynie pełny rozgardiasz. Jeleń przez dwa pierwsze mecze nie wiedział o co chodzi, potrenował więc pod okiem Cieślaka przez dwa dni, poukładał sobie sprawy sprzętowe, wyczyścił głowę, rozjeździł się i w spotkaniu z Czewą przywiózł Pedersena. I co z tego, skoro zawalił ostatni wyścig?

Crump zasuwa jak nawiedzony, ale zaliczył już dwa "defekty". Też zaraz wam o tym napiszę, to się skręcicie ze śmiechu.

Bydzia z jednym Sajfutdinowem wiele nie ugra, choć u siebie coś jeszcze tam powygrywa. Jonsson to teraz "Niedobór Adrenaliny". Lider z niego taki jak z koziej… Davidsson odstawia szopkę, a Chrzanowski miałby problem z miejscem w składzie pierwszoligowej drużyny. Generalnie to nie miałby problemu, bo nie miałby tam miejsca. A w Bydzi ma. Lindbaeck to wciąż ligowy średniak i tak już zostanie. "Buczek" imponuje po ubiegłorocznej kraksie… ale tylko u siebie. Coach Plech chce Kennetta, bo stawia na zmiany w składzie. Kennett, zdaje się, może dojść dopiero od 1 czerwca. A jakież to antidotum? Z Siopkiem z kolei "Plechchy" robi hocki-siopki. Raz obiecuje Jędrzejewskiemu, że go wreszcie puści w lidze, a zaraz potem to dementuje. No cóż… Klecha prosto z warszawskiego kontraktu w Rawiczu, Kennett, Jędrzejewski, junior Andersson i Emil jako Polak, bo się tyłek pali? Tak czy siak, raczej baraże i już. Na szczęście do wygrania, bo poza Unią Tarnów w pierwszej lidze ściga się sama słabizna. A i z tą mocą "Jaskółek" też nie przesadzajmy. Wśród ślepych i jednooki jest królem. A zresztą zobaczymy jak długo Azoty zechcą dawać taką kasę.

Wreszcie Wybrzeże. Do spadku. Sqóra już nie będzie gwiazdą Ekstraligi. Andersen i Bjerre to transferowe pomyłki coraz bardziej nerwowego ostatnio Marszałka Polnego. Na razie Gdańsk słynie z tego, że ładnie i niewysoko przegrywa. Na pierwsze punkty ma szansę chyba dopiero 24 maja w VI kolejce, gdy podejmie równie słabą Bydzię. Późno. Będzie więc ładny spadek z hukiem? O ile nadmorscy dojadą choćby do czerwca… Kasza, Misiu, kasza. Bo różnie się o tym mówi.

Gdybym dziś miał obstawiać u bukmacherów koniec ligi, to typowałbym tak: Unia, Apator (ale nie zdziwiłbym się, gdyby było odwrotnie), Czewa, Gorzów, Zielonka, Atlas, Bydzia, Wybrzeże. To jednak dopiero początek, a poza tym jedna kontuzja może wiele zmienić. W każdym razie, napinacze z różnych stron żużlowej Polski: Póki co, żadna wasza drużyna nie jest na tyle silna, żeby zdominować rozgrywki. Przynajmniej jak na razie. Z dużej chmury mały deszcz. Popierdółki.

Czyli co? Meczyki na styku, a liga ciekawa do końca? Oby, bo przeca o to chodzi, nie?

Straszenie na śmierć, czyli pozycja "na Pedersena"

Największym wydarzeniem ostatniej kolejki Ekstralipy był powrót do ekipy Włókniarza, Nikosia Pedersena, trzykrotnego mistrza świata. We Wrocku było widać, że brakuje mu jazdy, zwłaszcza na polskich torach, bo początkowo był jakiś sztywny i niepewny. Zapewne dlatego nie zdołał upolować Jelenia. Ale potem champion jakby wrócił do normy. W VIII wyścigu w swoim stylu sprzed lat, czyli "na Pedersena", rozprawił się z Maciejem Janowskim. Gonił go, straszył i zamiast spokojnie poczekać na dogodny moment do ataku, bo przecież był szybszy, to przy parku maszyn tak ostro wszedł pod wrocławskiego juniora, że ten zaliczył tzw. glebę. Sędzia, z tego co wiem, obejrzał całą sytuację w kamerze TVP Wrocław, po czym wykluczył Duńczyka, którego od tego momentu niemiłosiernie wygwizdywali miejscowi kibice. Niektórzy krzyczeli: "Brutal wrócił!" Ekipa Atlasu twierdziła, że Maciek został przez rywala lekko potrącony, ale sam Pedersen na konferencji prasowej nie przyznał się do winy: Sędzia podjął złą decyzję, odebrał punkty mnie i naszej drużynie. Możecie obejrzeć sobie to zajście na video i zobaczyć jak było naprawdę.

A potem mi dodał: Znasz polskie tory, gdybym go przy tej szybkości uderzył motorem, to on wpadłby do parku maszyn.

Nie podejmuję się wydania werdyktu w tej sprawie, bo z miejsc prasowych słabo to było widać. Pytałem Sławka Drabika, który w tym wyścigu jechał z tyłu, ale on rzekł dyplomatycznie: Tak się kurzyło, że wiele nie widziałem.

Maciek Janowski z kolei powiedział mi jakoś tak bez przekonania: On mnie lekko trącił i wybił z rytmu. Jakby nie było, jest apel do Pedersena: Prosimy nie wybijać nam juniorów! Ani ich nie straszyć na śmierć!

Głowa siwieje, d… szaleje

No to się doczekaliśmy! Honorowy dżentelmen Adams dostał od arbitra upomnienie za rzekome brutalne potraktowanie Zengoty. Widziałem to w telewizji. Pan sędzia Kuśmierz jest zabawny. To co zrobił Leigh Zengocie, to wicewersal w porównaniu z tym, jak Pedersen potraktował Janowskiego, a ja wciąż nie jestem pewien, czy Duńczyk winien był zostać we Wrocku wykluczony.

Zauważyłem jednak co innego. Otóż w biegu XV Adams po starcie wymachiwał lewą nogą w stronę Protasiewicza, jakby chciał go kopnąć. Nieładnie. Ten kangur nigdy tak nie robił!

Wiecie, że jest jakaś prawidłowość, iż starzy zawodnicy pod koniec kariery zaczynają jeździć faul? Paweł Waloszek przytrzymywał z wyjścia lewym łokciem rywali, którzy chcieli go wyprzedzić po małej. A PePe kiedyś żalił mi się, że Huszcza tuż przed emeryturą zaczął zasuwać tak, jakby miał na kierownicy zamontowane lusterka. Gdy "Andy" widział, że ktoś go chce wyprzedzić, to natychmiast zajeżdżał mu drogę. I były dzwony.

Kranik Rudego

Są sytuacje, za które ze szkółki wyrzuca się adepta. Za głupotę. Wyobrażacie sobie, co za "defekt" zaraz po starcie zanotował w meczu z Czewą dwukrotny mistrz świata "Dżeson" Crump? Otóż tak się przejął swoją rolą, iż jedzie w biegu z Pedersenem, że zapomniał odkręcić kraniku z paliwem! Z kręgów zbliżonych do WTS-u wyciekło, że taka sama przypadłość zdarzyła się mu w inauguracyjnym spotkaniu Atlasa w Bydzi. Inna wersja mówi, że na Polonii to mechanicy źle mu zamontowali nieszczęsny wężyk paliwowy. Tak czy siak, amatorszczyzna do kwadratu, jak cały ten żużel. A mogły być trzy duże, meczowe punkty dla Wrocka. Najgorzej, że do Rudego nie można mieć wielkich pretensji, bo jak już wystartuje to zasuwa nieprzytomnie i walczy o każdy centymetr toru.

Tęsknota za kopą

Cieślakowi wyrywa się serce z żalu. Przy wysokiej temperaturze z obecnej wrocławskiej nawierzchni nie dało się zrobić kopy. Dlatego pohasały sobie tam Wybrzeże i Czewa. Pamiętajmy, że owa nawierzchnia miała być zmieniona przy okazji przebudowy toru na Olimpijskim. Ale jak to zwykle we Wrocku, nie zdążono z tym na czas. Teraz jest przerwa w lidze, więc "Polewaczkowy" postanowił dorzucić na tor sjenitu, coby kopę można było znów tam przygotować na rywali. Będą wrzaski. Dziś w Polandii nikomu bowiem nie da się dogodzić. Jest kopa we Wrocku, jest krzyk. Był beton w Gnieźnie i jest płacz Ostrowa.

Chorzy z urojenia, czy lecą w kulki?

Scott Nicholls, jak już pisałem, w spotkaniu Atlas – Włókniarz zleciał z motoru i remis w meczu poszedł się… Anglika ponoć męczył tajemniczy wirus. WTS czeka na wyniki badań Nichollsa, które są ponoć przeprowadzane w Anglii. Ale chyba już nie będą potrzebne. Scott bowiem nagle cudownie ozdrowiał. Nie zmęczył się podróżą z Wrocka do Anglikowa, a zaraz potem do Szweclandii, by już we wtorek wziąć tam udział w podrzędnym memoriale Kenny Olssona. Obsada tych zawodów była na tyle kiepska, że zwyciężył Skórnicki, ale Nicholls wygrał tam cztery wyścigi, pechowo upadł dopiero w finale. Wyglądał ponoć kwitnąco.

Inny ciężki przypadek. Andreas Jonsson niczym szkółkowicz obalił się na niedzielnym (19 kwietnia) meczu Polonia - Unibax. Z takiego samego zagrożenia wybronili się nasi młodziacy Zengota (w Lesznie) i Janowski we Wrocławiu w spotkaniu z Wybrzeżem. Owszem, stracili przez to pozycję i punkty, ale "ustali". Tylko odwiecznemu kandydatowi na misia świata (tzn. Jonssonowi) jakoś to się nie udało. Szwed z bólu wycofał się z zawodów, osłabiając i tak już wystarczająco słabą Polonię, i opowiadał, że jego kolano po tym upadku przypominało fioletowe kółko. Kolanko i główka to szkolna wymówka? Bo już dwa dni później Jonsson wystartował w macierzystej Szwecji w towarzyskim meczu i wygrał tam cztery wyścigi, odpuszczając sobie piąty start. Czyli kolano aż tak bardzo nie bolało (a ja wiem jak boli kolano po upadku na żużlu, mnie boli do dziś). Czyżby panowie stranieri lecieli w kulki z naszymi klubami? Za taką forsę?

Badziewie, a nie Ekstraliga

Nasza Ekstralipa i jej prezio Kowalski sadzą się na nowoczesność. Telebimy, tablice świetlne, dach na trybuną dla VIP-ów, czarne gatki dla grabkowych i inne mundurki dla funkcyjnych, prikazy, zakazy itp. Tylko nikt nie pomyślał, by klubom nakazać zainstalowanie na linii mety tak prozaicznego w dzisiejszych czasach urządzenia jak fotokomórka. Często przecież zdarza się, że żużlowcy finiszują niemal jednocześnie, np. ostatnio we Wrocławiu Watt z Hancockiem, a wcześniej Zetterstroem z Jędrzejakiem. Na trybunach były podzielone zdania, kto wygrał. Ludzkie oko bywa w takich przypadkach zawodne. Kamera też potrafi zafałszować prawdziwy obraz. Byłaby fotokomórka, nie byłoby wątpliwości i gwizdów. Ale nasza Ekstralipa, choć się sadzi z tymi swoimi wydumanymi regulaminami na "ą", "ę", to nadal jest manufakturą, sto lat za murzynami. Sorry Antonio.

Gdzie wy pasujecie?!

Co to jest, żeby toruńscy zawodnicy po meczu w Bydgoszczy bali się wyjść do swoich kibiców i podziękować im za doping, bo część publiczności zachowywała się skandalicznie? Ponoć na trybunach pojawili się zaprzyjaźnieni z miejscowymi chuligani piłkarscy. Próbowano pobić przyjezdnych fanów i niszczono im auta na parkingu.

Co to jest, żeby w Lesznie podczas spotkania z Zielonką fruwały w powietrzu wyrazy. A jeden z forumowiczów napisał, że fruwały tam także kamienie. A wcześniej w Czewie fani "Byków" i "Lwów" też nie szczędzili sobie "uprzejmości", choć jeszcze święta nie minęły.

We Wrocku na meczu z Włókniarzem była niemal sielanka, miejscowi pogratulowali "Medalikom" wygranej. Ale przecież wiem, że gdy na Olimpijski zawita Leszno, to znów będzie słychać spod wieży: "Cała Unia w... k...”, a mnie będzie wstyd, że jestem wrocławianinem.

Wiecie, co hoolsi? Mam w nosie, że przygotowujecie kolorowe oprawy z racami i konfetti. Po co komu one, skoro za chwilę zbluzgacie ludzi i będziecie chcieli ich pobić tylko za to, że kibicują innej drużynie. Wiecie co? Omijajcie stadiony żużlowe szerokim łukiem. Nikt was tu nie chce, bo żużel, to wciąż ma być sport rodzinny! Szydzicie z kiboli-piknikowców, ale speedway ma być właśnie rodzinnym, bezpiecznym piknikiem, dlatego frustraci – chuligani z zadupia, żałośni wiochmeni, spadajcie na drzewo, bo tam jest wasze miejsce! Nie niszczcie nam żużla!

Bartłomiej Czekański

PS Rybnik ma najładniejsze kevlary z częstochowskiej firmy STP, ale same kevlary niestety nie jadą, co udowodniła "Rekinom" Unia Tarnów. I to na ich terenie. Ja zwracam uwagę na powracającego do formy Krzyśka Słabonia ze Startu Gniezno i na jazdę odrodzonej, drugoligowej tym razem, Polonii Piła. Aż miło patrzeć.

Komentarze (0)