Diamonds Cup ma być turniejem spełniającym sportowe ambicje Ireneusza Nawrockiego. Właściciel Stali Rzeszów chce też wnieść troszkę świeżego powietrza na żużlowe salony. Cykl pięciu zawodów z pulą nagród w wysokości 1,2 miliona złotych (500 tys. zł dla zwycięzcy, 350 za drugie, 200 za trzecie i 50 za czwarte miejsce) ma przyciągnąć najlepszych żużlowców. Jednak w tym roku Diamonds Cup raczej nie będzie. Czas goni, a Nawrocki potyka się o proceduralne przeszkody.
Są w żużlowym środowisku osoby, którym nie podoba się to, że właściciel Stali chce brać od zawodników chętnych do jazdy w Diamonds Cup wpisowe w wysokości 1000 euro (wyjaśnijmy, że chciał to robić, by mieć większą gwarancję, że ci żużlowcy faktycznie wystartują). Idei opłaty licencyjnej dla zagranicznych organizatorów (jeden turniej miał się odbyć w Czechach, drugi w Niemczech) w wysokości 50 tysięcy euro nikt już nie kwestionował. Jednak to nie sprawy finansowe są największym problemem dla projektu Nawrockiego.
Kłopot tkwi w procedurach. Dużym ułatwieniem byłoby wpisanie Diamonds Cup do kalendarza FIM bądź też FIM Europe. Federacje nie chcą jednak iść na takie rozwiązanie, twierdząc, że turniej jest prywatną inicjatywą właściciela Stali. FIM nie chce brać na siebie odpowiedzialności ani organizacyjnej, ani tym bardziej finansowej. Zresztą Speedway Best Pairs, impreza One Sport, też nie jest wpisane do kalendarza.
Brak wpisu powoduje, że pomysłodawca "diamentowej ligi" musiałby uzyskać wpis do kalendarzy federacji polskiej, czeskiej i niemieckiej (na terenie tych państw chce organizować turniej). Dodatkowo musiałby mieć zgodę klubów polskiej ligi (zwłaszcza PGE Ekstraligi) na start zawodników. Koniec końców potrzebne są też umowy z żużlowcami, czyli tymi, którzy mają robić show. Wszystko jest oczywiście do załatwienia, ale wymaga czasu. Dlatego w PZM mówią, że Diamonds Cup mogłoby ruszyć dopiero od sezonu 2019. Ten rok, zdaniem działaczy związkowej centrali, należałoby przeznaczyć na dopieszczenie regulaminu i całej reszty.
Atrakcją Diamonds Cup mają być nie tylko finansowe nagrody, w tym diament o wartości pół miliona złotych dla zwycięzcy, ale i samochód osobowy i drobne rekompensaty dla każdego z uczestników. Nawrocki chce zastosować punktację znaną kibicom skoków narciarskich, gdzie zwycięzca dostaje 100 punktów, drugi zawodnik 80, a trzeci 60 punktów. W cyklu, którego gwiazdą ma być zawodnik Stali Greg Hancock, ma jechać 14 stałych uczestników i dwóch dżokerów wyznaczonych przez organizatorów. Zawody mają się zaczynać dwoma eliminacjami w Rzeszowie, następnie mają być turnieje w Niemczech i Czechach, a na końcu wielki finał w Rzeszowie.
Właściciel Stali zapewnia, że jeszcze nie złożył broni i wciąż zabiega o to, by Diamonds Cup odbyło się w tym roku.
ZOBACZ WIDEO Finał PGE Ekstraligi to był majstersztyk w wykonaniu Fogo Unii