Stalowym Piórem to cykl felietonów Władysława Komarnickiego, byłego prezesa Stali Gorzów.
***
Dużo mówi się ostatnio o sytuacji Wandy Kraków, która zmaga się z długami. Jedni chcą jej pomagać, inni - wręcz przeciwnie - karać poprzez degradację. Trzeba spojrzeć na sprawę nieco szerzej. Nie jestem już prezesem klubu, ale ze względu na doświadczenie w prowadzeniu Stali, chciałbym zabrać głos w tej kwestii.
Trzeba sobie powiedzieć wprost, że gdyby nie samorządy, to kluby nie istniałyby w Polsce na tym poziomie, na którym są teraz. Żeby w ogóle zacząć dyskusję o finansach, trzeba przyjąć to do wiadomości. Mój następca, Ireneusz Maciej Zmora, absolutnie ma rację, kiedy mówi o leczeniu zamiast eutanazji. Problemy dotyczą nie tylko klubów żużlowych. Podobna sytuacja jest w całym kraju, w różnych dyscyplinach.
Trzeba powiedzieć jasno, że w Polsce nie mamy takiego kapitału, jak na zachodzie, gdzie wielkie firmy są zainteresowane wspieraniem sportu kwalifikowanego. U nas takich podmiotów, poza spółkami Skarbu Państwa, w zasadzie nie ma. W związku z tym trzeba podziękować wszystkim działaczom, którzy w sposób heroiczny tyrają od rana do nocy, by utrzymać klub i tym samym jego określony poziom sportowy. Kto myśli inaczej, to na niczym kompletnie się nie zna.
W większości przypadków jest tak, że na samym początku każdy klub zaciąga kredyt. Nie ma nic wyjątkowego w tym, że podmioty sportowe mają długi. Popatrzmy na Lotto Ekstraklasę. Według mnie wszyscy poza Legią mają długi. Po co ta dyskusja? Jest bezsensowna.
Najlepszą strategią jest oparcie finansów klubu na dwóch filarach, czyli wsparciu samorządów i firm prywatnych. Jeśli samorządy i spółki Skarbu Państwa odwróciłyby się od sportu, to będzie gorzej niż na igrzyskach w Pjongczangu. Polski sport jest ogólnie bardzo ubogi. Jestem za tym, żeby wspierać kluby, które się starają. Koniec i kropka.
Władysław Komarnicki
ZOBACZ WIDEO Wypadek Tomasza Golloba wstrząsnął Polską. "To najważniejszy wyścig w jego życiu"