Jarosław Handke: Jak pan ocenia niedzielny mecz w Rawiczu?
Rafał Wilk: Myślę, że był to fajny mecz, tylko trochę taki nierówny, szarpany. Po czterech biegach przegrywaliśmy dwunastoma punktami, po dziewiątym już wyrównaliśmy stan meczu. Kolejne dwa wyścigi przegraliśmy jednak podwójnie i myślę, że to w jakiś sposób ustawiło zawody. Chociaż kontrowersyjny był choćby bieg czternasty, kiedy to na tor upadł David Howe, podniósł się i wyścig mógł być spokojnie kontynuowany. To jest sport, dziś to my przegraliśmy, nie pozostaje nam nic innego jak jechać dalej. Niektórzy zawodnicy pojechali bardzo dobrze, z czego się należy cieszyć, inni niestety nie dorównali im poziomem. Wiadomo, że nie każdy miał w niedzielę swój dzień. Ale mamy przynajmniej jakieś doświadczenie na przyszłość, możemy wyciągać wnioski, kogo powoływać na kolejne mecze, a kogo nie.
Można powiedzieć, że od biegu piątego do piętnastego jechała zupełnie inna drużyna z Lublina niż w czterech pierwszych gonitwach. Wynikało to z lepszego spasowania się z torem?
- Tak. Tor w pierwszych biegach był dla nas zagadką, trochę źle się na niego przełożyliśmy. Później nastąpiły pewne korekty w sprzęcie i było to od razu widoczne. Najbardziej żałuję dwóch biegów przegranych po 5:1 w momencie gdy stan meczu był remisowy. Przeciwnik odskoczył nam na osiem punktów, a to było już zbyt wiele, by ich doścignąć. Mieliśmy w swym składzie dwie armaty, a to było za mało na miejscową drużynę w tych zawodach.
Czy uważa pan, że KMŻ Redstar będzie zespołem własnego toru? Po meczu w Rawiczu może pan porównać, jak na swoim i obcym torze czują się zarówno zawodnicy krajowi, jak i zagraniczni.
- Myślę, że dla zawodników zagranicznych to jest bez znaczenia, gdzie jadą, czy u siebie, czy na wyjeździe. Cieszę się, że w końcu odjechaliśmy pierwszy mecz na wyjeździe. Teraz możemy mieć mniej więcej jakiś pogląd na to, na kogo możemy liczyć na wyjazdach. Do play-offów skład tej drużyny będzie trzeba zmontować w taki sposób, by zespół wygrywał szczególnie na wyjazdach, bo to będzie najważniejsze.
Wcześniej pracował pan w Rzeszowie. Jak można porównać cały system rozgrywek, jak i ich otoczkę w Ekstralidze i w II lidze. W II lidze zdarza się, że mecze rozgrywane są raz na trzy, cztery tygodnie.
- Mecze generalnie rozgrywane są w taki sam sposób, bo rozgrywki drugiej ligi idą równolegle z rozgrywkami Ekstraligi. Mamy w drugiej lidze siedem zespołów po tym jak wycofał się klub z Równego i przez to niektóre zespoły mają w danym momencie sezonu dłuższą pauzę. Jeśli chodzi o ogólne porównanie Ekstraligi i drugiej ligi, to nie czarujmy się, mamy ogromną przepaść. Druga liga kosztuje na pewno też więcej zdrowia, tutaj nie ma takich pewniaków, na których można zawsze i wszędzie liczyć. Różnica jest i to spora. Mimo tego niektóre mecze w drugiej lidze są ciekawe, jak choćby ten nasz w Rawiczu. Szkoda tylko, że go przegraliśmy. Drużyna z Rawicza była lepsza, czego należy im tylko pogratulować. Myślę, że jeszcze niejednemu zespołowi Kolejarz utrze nosa, bo zespół ten pokazał, że jest zespołem z charakterem i to bardzo fajnie.
Dlaczego zdecydował się pan na objęcie funkcji trenera klubu z Lublina? Czy jest pan z niej zadowolony na obecnym etapie?
- Myślę, że tak. Powstała fajna drużyna, z ambicjami. Plan mamy założony na ten sezon i mam nadzieję, że ten plan uda nam się zrealizować. Ja lubię wyzwania, to jest dopiero początek sezonu i wychodzimy z założenia, że jeśli zdarzyły się porażki, to powinny one mobilizować do dalszej pracy. Będziemy wyciągać wnioski, by w kolejnych meczach było już lepiej.
Kto jest według pana faworytem tegorocznej drugiej ligi?
- Myślę, że w tym roku w drugiej lidze ciężko jest wytypować faworytów. My byliśmy faworytami, a tu przyszła porażka w pierwszym meczu u siebie, następnie wysoka wygrana, teraz przegrana w Rawiczu. Podobnie drużyna z Łodzi wydawała się być faworytem, a jednak zremisowała w Pile, która nie była typowana jako ekipa do wygrywania z najlepszymi. Myślę, że bardzo dużo ciekawego będzie się działo w tegorocznej drugiej lidze, nie ma tutaj żadnych kolosów. A jeśli już są, to są to kolosy, ale na słomianych nogach i nigdy nic nie wiadomo, co się zdarzy.
Na koniec poproszę pana o ocenę kibiców z Lublina, którzy w meczach u siebie przychodzą na stadion w większej liczbie niż choćby fani piłkarscy na niektóre mecze w Ekstraklasie, a na odległy wyjazd do Rawicza wybrało się ich około pięćdziesięciu.
- Myślę, że należy się z tego tylko cieszyć i serdecznie podziękować im za to, że byli tutaj z nami na wyjeździe i nas dopingowali. Bardzo miło jeździ się w wyjazdowym meczu, kiedy kibice nas dopingują. Sam fakt, że przebyli tak dużą odległość, by nam kibicować zasługuje na podziękowanie. Mam nadzieję, że podobnie wspierać nas będą także w dalszych meczach do końca roku, a pod koniec rozgrywek wraz z nami będą mieli okazję do cieszenia się z tego, że sprawiliśmy niespodziankę i osiągnęliśmy sukces.