Wychowanek Falubazu był autorem jeśli nie najładniejszej, to z pewnością jednej z najbardziej efektownych szarży w meczu. Wspomniana akcja miała miejsce w drugim begu, w którym to Arkadiusz Potoniec jadąc na trzeciej pozycji, podczas jednego okrążenia zdołał wyprzedzić prowadzącą parę gości. Jak sam przyznaje, bardzo się z tego cieszy, choć nie zakładał takiego obrotu spraw.
- Cieszę się, że przyjechałem pierwszy, ale muszę przeanalizować to w szerszym kontekście, ponieważ przywiozłem trójkę, a w kolejnych biegach przyjechałem ostatni - mówi.
Skąd w takim razie słabsze kolejne biegi w wykonaniu żużlowca? Po pierwszym starcie można było odnieść wrażenie, że jest naprawdę dobrze spasowany z rzeszowskim torem. Jak się jednak okazuje, perspektywa obserwatorów siedzących na trybunach różni się często od odczuć samych żużlowców.
- Nie zostałem przy starych przełożeniach, lecz wprowadziłem korekty w motocyklu, które nie okazały się trafne, ponieważ przyjechałem ostatni. Tak naprawdę nie odczułem wygranej w poprzednim biegu, bo byłem najgorszy na starcie. Chciałem poprawić ten aspekt, gdyż zdawałem sobie sprawę, że w kolejnych wyścigach, w których przyjdzie mi startować przeciwko seniorom i juniorom drużyny przeciwnej, będzie mi o wiele trudniej wyprzedzić ich na dystansie, ze względu na duże doświadczenie starszych zawodników.
W swoim ostatnim biegu, Arkadiusz Potoniec, mimo że dojechał do mety na ostatniej pozycji, nie tracił dystansu do rywali. Choć nie był to najlepszy mecz w karierze nowego żużlowca Stali, to wydaje się, że kibice z Rzeszowa mogą być spokojni o jego dyspozycję w kolejnych spotkaniach, ponieważ swoim pierwszym wyścigiem zaprezentował drzemiące w nim duże możliwości.
ZOBACZ WIDEO Gorące ambasadorki One Sport, czyli SEC Girls