Sytuacja MRGARDEN GKM Grudziądz robi się coraz trudniejsza. Po siedmiu kolejkach zespół zajmuje ostatnie miejsce w ligowej tabeli. Ma w swoim dorobku tylko trzy punkty i przed rundą rewanżową trudno znaleźć argumenty mówiące za tym, że drużyna odmieni swoje oblicze.
Tym bardziej, że GKM ma problemy z meczami wyjazdowymi. W ostatnią niedzielę przegrał z Betard Spartą Wrocław 29:61. - Myślę, że polegliśmy z kretesem. Wstyd. Nie wiem czy to dobre słowo, ale inne mi nie przychodzi na myśl po takim występie. Tylko Artiom Łaguta próbował coś zdziałać z gospodarzami. Ze mną jest tragedia. Może trzeba pomyśleć o zmianie zajęcia? Sam na siebie nie mogę patrzeć - ocenił swoją postawę Krzysztof Buczkowski, kapitan grudziądzkiej ekipy.
32-latek nie może zaliczyć obecnego sezonu do udanych. Obecnie jego średnia biegowa wynosi tylko 1,424. Buczkowski nie chce jednak zwalać winy na problemy sprzętowe. - Nawet jeśli masz szybki sprzęt, a zawodnik daje plamę, to nic z dobrych maszyn. W żaden sposób nie narzekam na sprzęt. Muszę znaleźć przyczynę. Może muszę uspokoić się nieco mentalnie, może muszę nerwy odłożyć na bok. Czasami nie daję rady - dodał.
Rozmiary porażki we Wrocławiu były tak duże, że trener Robert Kempiński nie próbował nawet ratować wyniku rezerwami taktycznymi. Buczkowski rozumie taką strategię szkoleniowca. - Trener ma swój plan. To on układa taktyczne, czy też skład, tak jak uważa to za stosowne. Na pewno końcówką meczu we Wrocławiu mógł podbudować Kaia Huckenbecka. Do tego Artiom Łaguta pojechał swoje. Reszta się zagubiła, ale jakieś punkty ciułała. Ja byłem nieobecny. Dla mnie to ciężka sytuacja, bo jestem kapitanem tego zespołu, bo tym bardziej jest mi przykro, że nie potrafię zmobilizować kolegów i siebie. Może czas na jakieś zmiany? Trzeba to przemyśleć - zakończył Buczkowski.
ZOBACZ WIDEO Żużlowcy Betard Sparty Wrocław zdominują Speedway of Nations