Jakub Jamróg: Wziąłem ustawienia od Kennetha Bjerre. Mnie też zalano pole startowe (wywiad)

WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Od lewej: Jakub Jamróg i Peter Kildemand
WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Od lewej: Jakub Jamróg i Peter Kildemand

Cichym bohaterem sensacyjnego zwycięstwa (47:43) Grupy Azoty Unii Tarnów nad aktualnym DMP Fogo Unią Leszno został okrzyknięty Jakub Jamróg. - Broń Boże, proszę mnie nie nazywać jednym z liderów - zaznacza w rozmowie z naszym portalem.

Kamil Hynek, WP Sportowe Fakty: Drugi mecz z rzędu w PGE Ekstralidze kończy pan z dwucyfrowym dorobkiem. Można powiedzieć, że w sensacyjnym zwycięstwie nad Fogo Unią Leszno miał pan spory udział, bo wywalczone jedenaście punktów to niebagatelny wkład do dorobku drużyny. Znów przeciwko Bykom okazał się pan jednym z liderów zespołu.

Jakub Jamróg, zawodnik Grupy Azoty Unii Tarnów: Spokojnie. Nie przesadzałbym z tym liderowaniem. Do takiego tytułowania sporo mi jeszcze brakuje. Cieszę się po prostu, że te spotkania się tak układają, ale i tak jestem zły na siebie i szczerze mówiąc po ostatnim wyścigu sporych rozmiarów kamień spadł mi z serca. Uważałem, że dwunasty bieg powinienem wygrać. Przecież zdołałem tych zawodników już wcześniej pokonać (Jarosław Hampel i Bartosz Smektała - przyp. red). Tymczasem goście przywieźli mnie podwójnie i nasza strata urosła do ośmiu punktów. Znaleźliśmy się przeze mnie w fatalnym położeniu. Dlatego tym większą miałem mobilizację w czternastej gonitwie. Nie darowałbym sobie gdyby przedostatnia odsłona z moim udziałem zważyła o losach wyniku na naszą niekorzyść.

Dobrze rozumiem: obawiał się pan, że przegrywając dwunasty wyścig wbija tym samym gwóźdź do trumny swojego zespołu?

Dokładnie tak. Toteż później zdawałem sobie sprawę, że ciąży na mnie olbrzymia presja. Broń Boże nikt ze sztabu jej na mnie nie nakładał, sam sobie ją stworzyłem. Naważyłem piwa i musiałem je wypić. Z tego powodu tak mocno skupiłem się na czternastym wyścigu. Ogromnie cieszę się, że mogłem się zrehabilitować.

W tym meczu niewątpliwie kluczowy okazywał się start. Pan jednak należał do tej nielicznej grupy zawodników, którzy potrafili wyprzedzić na dystansie.

Czułem, że motocykl jest szybki. Tego dobrego wyjścia spod taśmy brakowało mi jednak zwłaszcza na początku zawodów. Musieliśmy sporo żonglować sprzętem. Jak tylko został przerwany mój pierwszy bieg, od razu przeskoczyłem na drugą maszynę. Na dwa ostatnie wyścigi w końcu odszukaliśmy moment startowy i przywiozłem "trójki". Na swoje usprawiedliwienie mogę też dodać, że w jednym z wyścigów zalano mi pole startowe. Ale tu też nie mogę mieć do nikogo pretensji, bo najzwyczajniej w świecie padłem ofiarą pecha, czyli zepsutej polewaczki, w konsekwencji czego roszenie nawierzchni odbywało się za pomocą wozu strażackiego.

Co zaważyło na tym, że ostatnie trzy biegi zwyciężyliście podwójnie i wydarliście ten sukces mistrzowi Polski. Końcówka była wprost piorunująca. Duży wpływ miało to, że na tor poszło więcej wody z wozu strażackiego niż miałoby to miejsce z polewaczki, dzięki czemu lepiej odczytywaliście ustawienia?

Ciężko właściwie odpowiedzieć. Staraliśmy się na bieżąco obserwować, co się z tym torem dzieje, jak on się zachowuje w różnych fazach meczu. Nie będę też zdradzał szczegółów, ponieważ przed nami jeszcze kilka spotkań na swoim obiekcie, a rywale nie śpią. Aczkolwiek muszę przyznać, że po konsultacjach z zespołem zmieniłem jedną rzecz. Postanowiłem zasugerować się przełożeniami Kennetha Bjerre, co okazało się strzałem w dziesiątkę.

Czy po tym tryumfie czujecie się już pewni utrzymania w PGE Ekstralidze?Punkty zdobyte na leszczynianach mogą okazać się bezcenne w kontekście ligowego bytu dla Tarnowa. Wyniki układają się pod was?

Cieszyliśmy się jak dzieci po tym ostatnim wyścigu. Tak jakbyśmy osiągnęli mistrzostwo kraju. Bo nasze i Fogo Unii cele są w tym sezonie całkowicie odmienne. Zdajemy sobie sprawę jak potężną mocą dysponują Byki. Oni wiedzą o co jadą i my też znamy swoje miejsce w szeregu. Przestrzegałbym jednak przed ferowaniem takich wyroków. Musimy do ostatniej kolejki zachować zimną krew. Często nawiązuję do występów z Orłem na piersi więc i teraz wrócę wspomnieniami do jazdy w tym klubie. Pamiętam jak okrzyknięto nas mega kozakami, bo wybraliśmy się do niezdobytej chyba przez pięć lat twierdzy Daugavpils na potyczkę z Lokomotiwem. Daliśmy im łupnia, a później oni nas pokonali na naszym stadionie. To tylko pokazuje jak żużel jest nieprzewidywalny praktycznie na każdej płaszczyźnie.

Goście mówią zazwyczaj, że w pewnych fazach spotkań się gubią. Czy wy już na tyle orientujecie się jak żonglować ustawieniami, aby w danym momencie wyciągnąć odpowiednią zębatkę?

Każda ekipa, która jeździ u siebie, zna w jakiś sposób swój owal. Ale trzeba być cały czas czujnym, bo nie zawsze to co zazwyczaj zdawało egzamin, musi sprawdzić się w innym dniu. W niedzielę z kolei zmagaliśmy się z rekordową tego roku temperaturą, więc to również ma piekielny wpływ na postawę żużlowca. Ja czułem np. że moje motocykle się duszą. Miałem wrażenie jakby ktoś trzymał mi rękę na filtrze.

A może receptą na dobry wynik w meczu jest np. odpuszczenie sobotniego treningu? Żeby nie "tłuc" się cały tydzień na jednym torze i próbować różnych przełożeń. Potem można sobie tylko pomieszać w głowie. Taka refleksja płynie z tego, że w Speedway of Nations lepiej spisywali się zawodnicy, którzy nie brali udziału w treningu przed zawodami. Pan też sobotę spędził na lidze czeskiej, nie było w Tarnowie Kennetha Bjerre. Okazaliście się liderami drużyny.

Zgadzam się, że coś w tym jest. Może nie aż tak, że tor się przejada, ale jazda na świeżości sporo daje. Wiadomo, że trenerzy wraz z toromistrzami starają się, aby na każdym treningu warunki były zbliżone do tych meczowych. Eksploatacja na treningu, a w zawodach to jednak dwa różne światy. Podam jeden ciekawy przykład, znów z łódzkich czasów. Przyjechałem, pokręciłem parę kółek indywidualnie, podszedłem do trenera i powiedziałem, że jest na tyle dobrze, że wystarczy tej jazdy. Nie ma potrzeby dalszego żyłowania, bo jeszcze tak się "pomotam", że wyjdzie mi to na gorsze.

Nie da się nie zauważyć, że w porównaniu do poprzednich lat zdecydowanie poprawił pan moment startowy, co było jedną z największych pańskich bolączek. Czemu lub komu zawdzięcza pan tę przemianę. Jakieś dodatkowe ćwiczenia na refleks?

Motocykle mam podobne do tych w ostatnich latach. Ten, którego używałem podczas spotkania z Lesznem, służył mi większość poprzednich rozgrywek. Na pewno z każdym rokiem moje doświadczenie jest większe. Podchodzę do wszystkiego z większym spokojem. Poprawiłem też podejście mentalne. Duża w tym zasługa mojego trenera od przygotowania fizycznego - Bartka Muchy. Sporo czasu poświęciliśmy na ćwiczenia stricte odnoszące się do dynamiki i koordynacji.

ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po wrocławsku

Komentarze (8)
avatar
Stelmet_Falubaz
17.06.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
przestan klamac chociaz jamrog 
avatar
omen
15.06.2018
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Kuba jest przykładem zawodnika który po ciężkiej kontuzji bez znajomości i ojców będących wcześniej żużlowcami powoli osiągnąć to o czym się marzy! Chłopak musiał odejść z klubu ale nie poddał Czytaj całość
avatar
Zibi1982
14.06.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Jakub brawo. Trzymamy kciuki za cały sezon. Będziesz bohaterem Jaskółeczek Napewno Jeszcze Nie Raz. 
avatar
zielik1973
14.06.2018
Zgłoś do moderacji
4
6
Odpowiedz
Za takie machloje z polewaczkami to sedzia powinien przerwac mecz i tyle ,a nie jakies brednie o ustawieniach Tarnow skonczy takjak Gkm 2 liga za takie tory 
avatar
Skam
14.06.2018
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
Jakub jesteś wielkim sportowcem, oddanym barwom klubowym któremu nie mylą się role jaką ma pełnić w klubie. Brawo.