Michał Sasień naszym zdaniem niesłusznie obrywa za pracę w meczu Car Gwarant Start Gniezno - ROW Rybnik. W każdej ze spornych sytuacji arbiter podjął słuszną decyzję. Tak było, kiedy w 5. biegu wykluczył Adriana Gałę, a w 14. dał temu samemu zawodnikowi czerwoną kartkę za kopnięcie Andrzeja Lebiediewa. Także wykluczenie Mirosława Jabłońskiego za upadek w 14. wyścigu było jak najbardziej zasadne.
Zdaniem części obserwatorów (zwłaszcza tych doskonale pamiętających mecz Stali Rzeszów z KS Toruń z sezonu 2015, gdzie sędzia Piotr Lis w 1. biegu ukarał Jabłońskiego czerwoną kartką po tym, jak zawodnik przewrócił się, jadąc na ostatnim miejscu) można jedynie dyskutować nad tym, czy Jabłoński nie powinien dostać czerwonej kartki za 14. bieg.
Spotkaliśmy się z opiniami, że zachowanie zawodnika było dziwne i trochę to wyglądało na upadek kontrolowany. Sasień jednak dobrze zrobił, pozostając przy samym wykluczeniu, bo w innym razie musiałby pokazać "czerwień" za niesportowe zachowanie. Z dwojga złego wybrał bezpieczne rozwiązanie. Zresztą ciężko byłoby mu obronić inną decyzję, bo musiałby udowodnić Jabłońskiemu torowe cwaniactwo. Sędzia Lis był po wspomnianym spotkaniu w Rzeszowie mocno krytykowany za czerwoną kartkę dla Jabłońskiego.
Tak czy inaczej, Sasień w Gnieźnie był stanowczy i zdecydowany. Ewidentnie wyciągnął wnioski z meczu w Tarnowie (Grupa Azoty Unia - Fogo Unia Leszno 47:43), gdzie nie potrafił sobie poradzić z kierownikiem startu, który uprzykrzał życie leszczyńskim zawodnikom. Kolejne rozmowy sędziego z kierownikiem nie przynosiły efektu. Arbiter powinien był zwyczajnie wyrzucić kierownika, ale zabrakło mu odwagi. Z Gałą już się tak nie patyczkował.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po zielonogórsku
Odpowiedz